@AndrzejZupa w moim przypadku studia finanse i rachunkowość
Serio.
W dużym skrócie po kilku latach pracy przy bazie danych czy dla Play przy obsłudze klientów biznesowych - stwierdziłem, że nienawidzę klimatyzowanych pomieszczeń i nie wyobrażam sobie pracować za biurkiem resztę życia.
Jak do tego dołożyć zerwane zaręczyny bo eks poszła w tango wiele lat temu to dostajesz decyzję o wyjeździe w Bieszczady. U mnie do Szkocji na stałe. Po czym po niecałym roku pracy w agencji, gdzie byłem pracownikiem/kierowcą/tłumaczem i całkiem dobrze płacono - zaproponowano mi pracę na fermie jaj po tym jak byłem tam na zastępstwie kogoś na urlopie.
Poszło gładko i samo z siebie - z pomocnika poprzez asystenta z fermy niosek do menadżera fermy hodowlanej z uprawnieniami do szczepień. W zasadzie kolejny etap to własny kurnik, raczej już w to nie pójdę
Dla mnie to była ucieczka z miasta, ucieczka z pracy której nie lubiłem, ucieczka do miejsca, z którego mam tak na plażę jak i w góry pół godziny jazdy samochodem. Spokój, świadomość, że robię coś potrzebnego - w okresie lockdownów nie miałem ani jednego dnia wolnego, bo byłem i wciąż jestem pracownikiem branży żywnościowej. Taki spokój mam, pracuję sam i zarabiam wystarczająco by godnie żyć. To mi wystarczy. Do pierwszej farmy mam 5 minut, gdy w Krakowie z Prokocimia do salonu Play w 2012 tłukłem się blisko godzinę pieszo+tramwaj
Ja chciałem uciec od życia, które wydawało mi się zbyt nudne, a wszystko się ułożyło niejako przy okazji.