Legenda głosi, że dawno, dawno temu, tak dawno, że nie pamiętają tego najstarsi ludzie, nie zbierano informacji tak jak dziś, za pośrednictwem internetu, bo nie było internetu, więc nic nie można na ten temat znaleźć w internecie. I właśnie wtedy żył zły czarnoksiężnik. Dziś nazwalibyśmy go piwniczakiem, przegrywem, czy nawet incelem, ale w tamtych czasach był to tylko "spokojny, grzeczny chłopiec". Chłopiec ten, znając tajniki alchemii, czarnej magii i alfabet morsa, zapragnął nauczyć się także rachunkowości, gdyż słusznie przeczuwał nadchodzące zmiany legislacyjne i skomplikowanie ustawy VATowskiej. Chciał więc pozyskać tajemną wiedzę i zbić fortunę na cierpieniu niewinnych podatników. Na studia się dostał, a jakże, wszak nie wypadł sroce spod ogona. Zaopatrzywszy się we wszystkie woluminy niezbędne do nauki, zapas kruczych piór i kałamarze wypełnione czarnym jak noc atramentem, ruszył z zapałem na pierwsze wykłady i zajęcia, aby poznawać tajniki kont teowych oraz wszelakie prawidła księgowe. Szybko jednak zauważył, że znaczna część studentów oddaje się uciechom doczesnym i nie dba o możliwość zdobycia wiedzy. Co go zaskoczyło, osoby te znajdowały najczęściej uznanie płci pięknej, uczestniczyli we wspólnych balangach, prywatkach, na które nikt go nie zapraszał. Jedynie kątem ucha słyszał historie o sodomie i gomorze, orgiach i libacjach, które w jego przeświadczeniu zdawały się być istnym rajem wypełnionym śmiechem, używkami i pięknymi kobietami.
Czarę goryczy przelał fakt, że nasz bohater poznał piękną białogłowę. Poruszała się z gracją i lekkością, miała bujne, długie, kruczoczarne włosy i pełne usta, które pobudzaly jego zmysły. Mieszkała nieopodal uczelni, w ceglanym domu jej ojca, kilkadziesiąt metrów od ówczesnych murów uczelni. Ojciec ten często wyjeżdżał na długie tygodnie, zostawiając córkę samą sobie w dużym domu. Dziewczyna skradła serce czarnoksiężnika już na pierwszych zajęciach, gdy tylko ich spojrzenia przypadkiem się spotkały.
Niestety, uczucie nie zostało odwzajemnione i pomimo wielu prób, dziewoja, w której nasz bohater się bezgranicznie zakochał, odrzucała jego umizgi, tym samym oddając się uciechom nocnego życia studenckiego, o którym mag tylko słyszał. I tak mijały lata, a uczucie czarnoksiężnika do pięknej dziewczyny tylko rosło na sile. Wszyscy znajomi z roku uczestniczyli w imprezach, często organizowanych w pobliskim domu niewiasty. Niektórzy bywali na nich regularnie, inni sporadycznie, zaś jedyną osobą, która omijała te uciechy był nasz mag. O ile na początku nie był zapraszany, tak później nie chodził na nie z wyboru. Coraz bardziej odcinał się od ludzi, zaś jego paranoja zataczała szersze kręgi, wręcz wpędzała go w odmęty szaleństwa. Trzymał się na uboczu, rozmawiał z gołębiami, zaś jedynym dla niego kontaktem z ludźmi były egzaminy ustne, czy rzadkie i krótkie utarczki z paniami z dziekanatu, które czuły przed nim niewytlumaczalny lęk. Uczył się dobrze, wyniki osiągnął wręcz niespotykane.
Gdy w końcu nastał czas finiszu jego nauki, w przeddzień obrony pracy magisterskiej dowiedział się, że niewiasta, którą darzył tak wielkim uczuciem, wychodzi za mąż za jednego z uczestników prywatek na jego roku. Wieść niosła, że było to tak zwane małżeństwo z rozsądku, jakie często zawierano w znaczącym pośpiechu, nie przekraczającym dziewięciu miesięcy. Ta wieść przelała czarę goryczy i popchnęła maga za cienką linię absolutnego szaleństwa, na której balansował od dłuższego czasu. Nie wiadomo dokładnie co wydarzyło się później. Faktem jest, że nie stawił się na obronie i nikt go więcej nie widział. Niektórzy twierdzą, że zawarł pakt z samym diabłem, inni mówią, że korzystał z tajników mrocznej magii, jeszcze inni zaś, że pomogła w tym alchemia. Skutek jednakże był jeden i jednaki - ostatniego wieczora swego pobytu na uczelni rzucił klątwę na dom rodzinny niewiasty, który znajdował się niepodoal uczelni. Wkrótce wszyscy jego mieszkańcy, a więc młode małżeństwo i ojciec dziewczyny ciężko zachorowali, a później zniknęli bez śladu. Sam budynek podupadł i po kilku latach został zrównany z ziemią, a na jego miejscu ruszyla budowa ogromnego wieżowca. Jednakże, jak już wiecie, budowa ta miała nigdy się nie zakończyć, przeszkody i problemy wyrastały jak z pod ziemi i przez długie dziesięciolecia wzniesiono jedynie sam szkielet budowli, który straszył krakowian swym wyglądem. I tak to wyglądało aż do roku 2016. Co się wtedy stało,zapytacie? Otóż złą klątwę przełamała pierwsza dziewica, która zdobyła tytuł magistra na uczelni. I tak się składa, że osobiście ją poznałem. Była swoistym ewenementem, jedyna w swoim rodzaju. Gdy obroniła swą pracę magisterską zły czar prysł, a na miejscu w przeciągu kilku miesięcy stanął nowy wieżowiec wraz z przyległościami, który pyszni się teraz fallicznym kształtem, jako pomnik zwycięstwa chuci nad czarną magią.
#pasta #tworczoscwlasna