Śniło mi się że grzebałem coś przy kabelkach. No bo co innego mogło mi się śnić.
No i jak się tak grzebie w tych kabelkach to raz na jakiś czas zdarzy się że prąd popłynie nie przez kabelki tylko przez rękę. Tak też się zdarzyło we śnie. A jak prąd kopnie to naturalnym odruchem jest skurcz mięśni ręki. Więc się skurczyły, szarpnęło ręką, i się obudziłem. Bo przyjebałem sobie z piąchy w ryj. Widocznie była to faza snu lekkiego i mięśnie robiły to co mózg przeżywał.
A dlaczego śniły mi się kabelki? Bo wczoraj cały dzień robiłem jakieś przeróbki w rozdzielnicach i szafach sterowniczych.
Ale chronologicznie.
W piątek koło południa dzwonią z tartaku żeby podjechać bo heblarka nie działa i próba uruchomienia powoduje wyrzucenie zabezpieczenia.
Ok, podjadę, nawet jestem blisko na mieście, ale nie mam żadnych narzędzi przy sobie bo przyjechałem po materiały na budowę. Będę jutro z rana.
Sobota rano, podjeżdżam na zakład. Cześć, część, gdzie pacjent? A tam za rogiem.
Prosta maszyna, dwa silniki, dwa włączniki. Niewiele może się zepsuć.
Skoro wali zabezpieczenia to szukamy zwarcia, albo doziemnego albo międzyfazowego.
Mierzę rezystancję między fazami na wtyce i wychodzi ok 2Ω, nie jest to problem bo taką rezystancję ma kawałek drutu w silniku. Dla prądu przemiennego dochodzi jeszcze reaktancja indukcyjna czyli wypadkowo impedancja, która ma wartości w dziesiątkach omów i nie pozwala na przepływ zbyt dużego prądu.
No to jak nie zwarcie międzyfazowe to sprawdzam rezystancję izolacji. Tutaj bez skrupułów, 1000VDC na próbę i patrzymy.
Hmmm, no i nic. W każdy możliwy sposób wychodzi ponad 5GΩ. No to zostaje jeszcze jedna opcja, zwarcie między zwojowe w silniku. Pomiar rezystancji uzwojenia tego nie wykaże, no chyba że ktoś ma Mostek Thomsona (mostek Kelvina). Otwieram puszkę przyłączeniową, a nie było łatwo bo nie dość że w słabo dostępnym miejscu to jeszcze nawalone kupa wiórów.
Silnik połączony w trójkąt, ściągam blaszki żeby każde z uzwojeń miało wolne oba końce.
Mierzę w każdej kombinacji, między zwojami, między zwojami a obudową. Wszędzie totalna przerwa. No to może w drugim silniku? Tam już dostęp znacznie łatwiejszy, silnik w gwiazdę, też trzeba zdjąć mostki. Pomiary takie same, wszędzie totalna przerwa.
No to jak wszystkie pomiary są ok to trzeba sprawdzić czy maszyna ruszy.
Pospinałem wszystko jak było, wtyka do gniazda, włącznik na pozycję 1. Iiiiiii? Nic, nawet wałek się nie zakręcił. Wywaliło zabezpieczenia. RCD i C25.
Czyli coś jest nie tak ale pomiary tego nie pokazują. Dziwne. Spróbujmy jeszcze raz. To samo. Wywaliło zabezpieczenia, a wałek jedynie drgnął o 2cm.
Nie no, coś musi być nie tak, ponowne pomiary.
Rezystancja uzwojenia? Ok, 2Ω, Riso? No i teraz jest ledwie 400kΩ, dużo za mało.
Okazało się że silnik jak sobie postał przez dzień to w jakiś sposób zwarcie zniknęło, nawet 1000V z miernika nie przebijało tego miejsca. Ale po podłączeniu do sieci, napięcie znacznie mniejsze bo szczytowo ledwie ok 560V, z tym że wydajność prądowa takiego źródła jest znacznie większa więc łatwiej miało wywołać łuk pełzający i zwarcie do PE. Dlatego waliło RCD i C25. Przy okazji mieli rozpadające się gniazdo i wtykę 4 pinową. Żeby było bezpieczniej zmieniłem na 5 pinowe, 3 fazy, N i PE. A żeby nie poraził mnie prąd jak we śnie to założyłem LOTO na bezpiecznik. Tak mi się spodobało to rozwiązanie że kupiłem sobie jeszcze 2 zestawy.
W innym zakładzie, ale też można nazwać go tartakiem bo tną drewno i produkują drewniane drzwi. Dokładałem dwie czasówki do sterowania styczników. Jest sobie silnik który co ok 1h zmienia kierunek obrotów. Tzn pracuje impulsowo, np 10 s na 1,5 minuty, i po godzinie zmienia kierunek. Sterowanie przychodzi z zewnątrz, a zmiana kierunku jest zrealizowana za pomocą zwykłej czasówki ze stykami przełącznymi, i w zależności który styk jest zwarty to załącza się stycznik w lewo albo w prawo. Oczywiście są wykorzystane styki NC styczników żeby nie można było załączyć obu na raz.
Ale tak czy siak zdarzało się że wywalało główne zabezpieczenie C25, a silnik teoretycznie bierze ok 12A. Jak byłem obejrzeć ten problem to akurat fart chciał że zobaczyłem łuk na stykach stycznika i w tym momencie wywaliło zabezpieczenia. Pomyślałem że styczniki wypalone, bo były do silnika 4kW a zainstalowany jest 7,5kW. Więc wymieniłem styczniki. Nie pomogło. Po dogłębnej analizie doszedłem do wniosku że może się zdarzyć sytuacja taka: układ dostaje sygnał z zewnątrz do pracy silnika, pracuje sobie np w lewo, i w czasie pracy czasówka stwierdzi że jednak nie i teraz czas na pracę w prawo. Styczniki się przełączą i silnik dostanie zasilanie do pracy w prawo gdy sam jeszcze kręci się w lewo. To wymusi przepływ ogromnych prądów i wyzwolenie zabezpieczenia.
Dlatego dołożyłem czasówki które opóźniają załączenie styczników. Teraz przy zmianie kierunku wirowania będzie 2s przerwa. Wystarczająca na zatrzymanie się silnika.
Ktoś pomyśli teraz że silnik będzie kręcił się o 2s krócej na każdy impuls. Otóż nie, bo sygnał i tak przechodził przez kolejną czasówkę wydłużającą czas pracy. Z zewnątrz przychodził np 3s sygnał, a czasówka wydłużała go zawsze o 6s. Więc przestawiłem pokrętło na 8s i czasy zostają jak są. Ogólnie czas pracy nie jest to jakiś krytyczny, bo to tylko miesza trociny w silosie.
Pewien człowiek buduje sobie kampera #DIY na bazie busa blaszaka. Normalnie ful wypas, stolik, prysznic, zlewozmywak, zbiornik na wodę, dwa akumulatory, panel PV na dachu. Przetwornica 12>230V i to z sinusem na wyjściu. Jedyne czego tam brakuje to miejsce.
Dzwoni do mnie że podłączył to wszystko ale ma problem z automatycznym przełącznikiem źródeł zasilania między przetwornicą a zewnętrznym źródłem. Nie działa tak jak trzeba, priorytetowym źródłem jest przetwornica, co jest głupie, bo jak masz prąd z zewnątrz to lepiej korzystać z niego.
I nie działa dioda informująca o tym że zasilanie idzie z przetwornicy. Urządzenie za 200zł a wygląda na szmelc.
Powierzyłem co mogłem i mówię do kolesia, że albo wysyłka na gwarancję albo rozbieramy i zobaczymy co siedzi w środku i czy da się coś z tego zrobić.
A w środku prosty układ a dwóch przekaźnikach relpola. Styki przełączne i cewka podpięta pod jedne z zacisków. Jak tam pojawi się zasilanie to prąd płynie z tego wejścia, a jak zniknie to z drugiego. Nie wiem kto projektował układ albo opisy bo były zamienione. Wystarczyło zamienić kabelki miejscami, zasilanie z zewnątrz i z przetwornicy żeby uzyskać oczekiwany efekt.
Ale został jeszcze problem, dlaczego dioda nie świeci? A bo na produkcji mieli wywalone na jakość i odwrotnie ją wlutowali, wystarczyło przelutować dwa kabelki miejscami i już działa.
Tylko po zamianie miejscami kabelków od przetwornicy i zewnętrznego zasilania, nie zgadzały się opisy. Więc pociąłem naklejkę, przekleiłem jak ma być i już działa.
Kupujesz coś co ma być dobre, a okazuje się że nie działa, kosztowało kupę pieniędzy i maksymalny przekrój jaki wchodzi w zaciski to 1,5mm². Przecież to śmiech na sali.



