Kalendarium rodzica z nauki w szkole podstawowej
hejto.plostatni miesiąc z życia miałem wyjęty, prawie nie spałem, ledwo funkcjonowałem. W skrócie masakra. A skąd ta masakra? Otóż przez #szkola podstawową Sióstr Salezjanek im. bł. Laury Vicuna w #krakow ( https://www.vicuna.edu.pl/ ) do której NIESTETY zapisałem syna.
Troszkę jak do tego doszło. Syn wcześniej chodził do innej szkoły, ale ponieważ Kraków został kompletnie rozwalony przez remonty dróg (typ z Megany potwierdza) dojazdy zajmowały absurdalną ilość czasu i zdecydowaliśmy po 2 klasie zmienić szkołę na coś bliżej. Charakter katolicki mi nie przeszkadza, Dyrektorka młoda ale przemiła i ogarnięta, Panie losowo spotkane na korytarzu przesympatyczne. Szkoła czysta, zadbana, wyniki szkoły sensowne, więc mi, żonie i dzieciakowi wszystko pasi, przenosimy.
Generalnie niespędzanie 3-4h w samochodzie dziennie na dojazdach pozwala wybaczać pewne rzeczy zarówno mi jak i młodemu. W końcu mamy czas na basen, na dłubanie jakichś gówien w domu, więc mieliśmy tolerancję na wiele rzeczy w imię spędzania czasu w cywilizowany sposób a nie jak zwierzęta w samochodzie w korkach. Jedna rzecz mi nie pasowała w momencie zapisu bo już było po zakończeniu roku i akurat naszej przyszłej wychowawczyni nie moglismy spotkać, no ale kaman, przecież nie może być źle? co nie? prawda?
Pierwszy dzień szkoły (4.09) - Pani wychowawczyni zebrała dzieciaki na mszę inaugurującą a ponieważ nie wiedziałem jak wygląda to poszła sobie beze mnie. Pytając losowych nauczycielek udało mi się dogonić, zrzucić dzieciaka. Potem "część klasowa", pogadanka, zostałem w klasie żeby pogadać, przedstawić się, no takie normalne ludzkie rzeczy - w końcu będzie pracować z moim dzieciakiem. Zapytana o formę kontaktu stwierdziła że telefon odpada. Tylko librus i wywiadówki.
Drugi dzień szkoły (5.09) - w szkole bez większych wydarzeń, młody wrócił ze szkoły i zgłosił że usiadł w drugiej ławce ale nie widział tablicy (nosi okulary od kilku lat). Zgłosił do Pani że nie widzi, ale Pani stwierdziła że jest wysoki i zasłania innym tablicę więc ma usiąść w przedostatniej ławce xD (ofc doweidziałem się o tym od młodego, babeczka mi nic nie powiedziała, nie napisała na librusie) Tego samego dnia była wywiadówka na której zgłosiłem Pani że Igor ma problem z widzeniem i żeby mu jakoś pomogła. Stwierdziła że może go posadzić w pierwszej ławce - spoko, powinno pomóc. Przekazałem też że młody ma okulistę następnego dnia to będziemy wiedzieć co się dzieje.
6.09 - nie zapisaliśmy młodego na obiady, bo z doświadczenia wiemy że nie zje. Wychowawca przekazał świetlicy że ma iść na obiad bo jest zapisany. Młody zaprotestował bo powiedział że nie jest zapisany, no ale został przymuszony, poszedł, nie zjadł. Wrócił do domu, zgłosił mi i żonie. Stwierdziłem że na spotkaniu krążyły kartki z zapisami na różne rzeczy, jakieś zgody, ubezpieczenia i inne gówna, no najwyraźniej jakaś kartka zrobiła dodatkowe kółko i podpisałem nie to. No trudno, trzeba ogarnąć.
Kolejny temat to wyprawka: 18 bloków (rysunkowe, techniczne, a3,a4, kolorowe, białe, srakie owakie), suche pastele, grafit rysunkowy, kredki takie, owakie. W skrócie 400 złotych za wyprawkę "plastyczną".
Wreszcie byliśmy u okulisty, zgrubsza wyszło że mocno zmieniła mu się wada wzroku, więc faktycznie ma prawo nie widzieć, ale jeszcze potrzebne badanie dna oka, termin 14.09.
7.09 - Żonka odebrała młodego i spotkała wychowawcę. Młody niby dostał info że ma powiedzieć wychowawczyni że pogłębiła mu się wada wzroku ale jeszcze raz żonka poinformowała.
Wychowawca jeszcze raz stwierdziła że zapisałem młodego na obiady. Żona zapytała jak to ogarnąć? sekretariat albo stołówka. Więc żona tam od razu poszła i dowiedziała się że wychowawca dopisała Igora ołówkiem, bo wedle sekratariatu "myślała że przez przypadek nie zapisaliśmy" xD Dobra, wygumkowane, ogarnięte, jest git. Ja za ten obiad nie zapłacę, niech ogarną po swojej stronie.
7-13.09 - Nic wielkiego się nie dzieje, rozmawiam dużo i codziennie z młodym o tym co się dzieje w szkole, w końcu duża rzecz, nowa szkoła, nowa klasa, wszystko nowe, potrzebuje wsparcia. No niestety z zeznań młodego wychowawca nie rozmawiał W OGÓLE z młodym, nie podjęła się nawet pogadania o pierdołach w stylu "co cię interesuje?" "co lubisz robić?", nie wspominając w ogóle o jakimkolwiek przedstawieniu klasy młodemu, albo młodego klasie.
13.09 - napisałem wychowawcy na librusie że kolejnego dnia nie będzie młodego w szkole bo idziemy do okulisty na drugą wizytę, badanie dna oka, dobór okularów etc. Nie odpisała.
14.09 - młodego nie ma w szkole, żonka z młodym u okulisty. No faktycznie okulary do zmiany. Ale co ciekawe wchodzą młodemu nieobecności nieusprawiedliwione (mimo że dzień wcześniej napisałem babce że go nie będzie) no ale dobra. Piszę kolejną wiadomość że proszę o usprawiedliwienie. Nie odpisała ale usprawiedliwiła więc spoko. Jak młody wrócił od okulisty napisałem kolejną wiadomość że młody faktycznie ma wadę pogłębioną i jeszcze raz proszę o pomoc młodemu, a okulary przyjdą w ciągu 1.5 tygodnia. Nie odpisała. Napisałem wieczorem jeszcze jedną wiadomość że młody nie nadrobi materiału z tego dnia bo ma rozszerzone źrenice, więc gówno widzi. Nie odpisała.
15.09 - W szkole nic, ale dostałem uwagę "xxx nie przepisuje wszystkiego z tablicy, odwraca się do kolegów i rozmawia. Bardzo proszę, aby xxx miał w piórniku zastrugane ołówki, kredki, gumkę oraz zapasowe naboje do pióra". Idę do młodego i mówię że dostałem informację że ma jakieś braki w przyborach i trzeba uzupełnić. Nie zdziwię was pewnie że gówniak nic nie wie bo wszystko jest git. No to pytam czy z nim nikt nie gadał że czegoś mu brakuje - no nie xD No dobra, ale to jednak gówniarz, więc mówię dawaj zeszyty i książki to zobaczymy. No kurwa wszystko git. Zeszyty piórem, ćwiczenia ołówkami, w piórniku wszystko. Więc odpisałem Pani że:
-
nie dziwię się że młody nie przepisuje z tablicy skoro jej kurwa nie widzi xD w ogóle to miała Pani coś pomóc, ale chyba średnio wyszło
-
nie wiem jak skomentować braki przyborów skoro wszystko jest git, a w ogóle to mogłaby pani poinformować młodego że mu czegoś brakuje xD
18.09 - dostałem odpowiedź od wychowawcy że młodemu pióro nie pisało więc pisał w zeszycie ołówkiem. Braku pomocy nie skomentowała. Stwierdziłem że nie będę wywlekał absurdu sytuacji że ja sprawdziłem młodemu wszystko i że wszystko się spina, więc zakopałem temat. Równolegle z żoną zdecydowaliśmy że tak funkcjonować się nie da, bo to nie wygląda na docieranie się w nowej placówce, tylko na jakąś chorą sytuację która w najlepszym wypadku nie ulegnie poprawie.
Tydzień 18.09 - 22.09 - generalnie nic spektakularnego się nie działo. Ot zwykły okres funkcjonowania w szkole, siedzenie po 3 godziny dziennie nad pracami domowymi, nadrabianiem i uzupełnianiem zeszytów w oparciu o grupę rodziców na whatsappie. Nadal brak wsparcia w temacie młody nie widzi tablicy. Mamy również fajne smaczki jak np ocena C ( w skali A-E, gdzie A jest najlepsze [w końcu nie ma ocen w klasach 1-3, co nie? :D] ) za opis sarny (który btw napisała moja żona żeby tylko pani się nie przysrała)
Innym fajnym smaczkiem jest to że odbierając młodego ze świetlicy (byli na boisku, bo ładna pogoda) widziałem że bawi się z jakimiś dzieciakami. Podpytałem czy z jego klasy i dowiedziałem się że z jego klasy nikt z nim nie gada i nikt się z nim nie bawi xD
22.09 - kolejna uwaga (chyba Pani lubi w piątek wrzucić coś rodzicom na miły weekend) "xxx nie słucha, nie wie co aktualnie robimy, nie śledzi tekstu który czytamy, kiwa się na krześle, wsadza do buzi ołówek, pióro. Całą buzię ma niebieską od atramentu. Nie reaguje na zwracanie mu uwagi". Ponieważ jest już w nowych okularach to w zeszytach jest komplet i zadania w ćwiczeniach są zrobione, znowu - nie wiem nawet jak się do tego odnieść bo dzieciak wszystko ma zrobione i nie wiedział nawet że dostał uwagę xD Ale ciekawsza jest część z atramentem na twarzy. Otóż dzieciak wraca do domu i jest czyściutki (aż mu zdjęcia zrobiłem bo stwierdziłem że chyba czas na bezpośrednią konfrontację). W kolejnej wiadomości dostałem jeszcze informację o tym że młody po szkole nie zabiera butów w których chodzi w szkole (pomijam że w życiu się z tym nie spotkałem, zawsze buty "szkolne" zostawiało się w szatni i git, ale takie zasady - nie będę z nimi dyskutować). Zabawne tylko jest to że nikt ani mi, ani młodemu nie powiedział o tym PRZEZ 3 tygodnie. W statucie też nie ma takiego zapisu, a dowiadujemy się o tym w formie uwagi na librusie po 3 tygodniach szkoły (chyba nie muszę wspominać że nawet wtedy nikt młodemu nie powiedział?
Ponieważ
-
na początku roku wychowawca przedstawił tylko i wyłącznie opcję kontaktu przez librus albo wywiadówki
-
następna wywiadówka jest koniec października/początek listopada
-
zarówno ja jak i żona jesteśmy już tym gównem wykończeni
-
młody funkcjonuje jak pieprzone warzywo i jest po prostu psychicznie dojechany
zdecydowałem że pora uderzyć do pani dyrektor. Termin spotkania? poniedziałek 25.09 7.30. Spoko, dobrze że mam luźne podejście do czasu pracy.
25.09 - spotkanie z Panią dyrektor. Powiedziałem że jest problem z komunikacją, nie wiem co mam zrobić a Pani odpowiada tak jak odpowiada na librusie. Do tego zaznaczyłem że Pani na początku roku zapytana o możliwość spotkań, konsultacji, wymiany telefonów żeby w razie czego być na linii odrzuciła taką odpowiedź (jest librus, są wywiadówki xD). Pani Dyrektor (co rozumiem) stwierdziła że ciężko jej się odnieść bo nie zna drugiej strony, ale musi być możliwość spotkania z wychowawcą. Poprosiłem od razu po wyjściu od Dyrektorki o wyznaczenie terminu spotkania. Możliwe terminy to wtorek 9.50 albo czwartek 12.30. Git, więc spotkajmy się w czwartek.
Na koniec dnia jeszcze dostałem informację na librusie od wychowawcy że młody nie wziął do szkoły linijki xDD
28.09 - tak zwany wielki czwartek. Oczywiście zrywam się z roboty żeby to ogarnąć, idę zaopatrzony w wydrukowany statut szkoły, opinię pedagogiczną psychologiczną młodego, wyniki okulisty młodego (sprzed roku i obecne), z notatkami z kalendarium i spisem rzeczy o których chciałbym porozmawiać. Idę na bardzo spokojnie, po prostu zbadać grunt czy jest sens w ogóle jeszcze próbować czy po prostu zmieniać młodemu szkołę (o zmianie klasy nie ma mowy, bo w pozostałych klasach 3 jest komplet). Tym spokojniejszy byłem bo wiedziałem że mamy opcje zapasową (nauczanie zdalne), więc gdybym został wyproszony po 5 minutach ze spotkania to po prostu i tak zawijam młodego z tego przybytku.
Spotkanie trwało około 45 minut. Zacząłem od tego że chciałbym się dowiedzieć jak wygląda integracja młodego w nowej klasie, szkole i w nowym towarzystwie. W odpowiedzi Pani zaczęła mi opowiadać o tym że młody nie robi nic na lekcjach (mimo że sprawdzałem wszystko w zeszytach i ćwiczeniach), że nie uważa, że bije dzieci, że hałasuje na lekcjach, no generalnie historie niestworzone. Zapytałem o to czemu w takim razie nie mam informacji o tym wszystkim skoro mam informację nawet o tym że nie miał linijki - "nie mogę pisać wszystkiego" xDDD I teraz polecę w punktach ważniejsze rzeczy:
-
jak to jest że dostaję informację że młody nie ma przyborów, on o tym nic nie wie, w zeszytach wszystko jest uzupełnione tip-top, przybory są. Otóż hipoteza Pani jest taka, że on to wszystko uzupełnia na świetlicy, a to co miał ołówkiem napisane to poprawił piórem. 9 latek który na lekcjach nic nie robi i do niczego się podobno nie nadaje, ale na świetlicy elegancko poprawił ołówek piórem tak że nie widać ołówka. To ma sens
-
Buzia od atramentu była i ja to widziałem ale zdjęcie zrobiłem innego dnia XD na stwierdzenie, że przecież na zdjęciu w telefonie jest data i godzina kiedy było zrobione, stwierdziła że "ona się tak nie będzie bawić".
-
Młody się nie integruje z klasą bo nie chce, a drugi nowy chłopak który przyszedł z młodym do klasy to jest w ogóle duszą towarzystwa (rozmawiałem z matką drugiego chłopaka i on ma taką samą sytuację jak my - ale tego nie powiem, bo ja wychodzę, ale oni zostają to nie chcę im robić pod górę).
-
Rzeczy które dzieją się na świetlicy to nie do niej, bo jej przecież w szkole nie ma, to trzeba iść do świetlicy. Na przywołanie faktu że przecież jest wychowawcą i to jej klasam, a ze statutu wynika jej obowiązek dbania o takie rzeczy stwierdziła, że przecież jej nie ma, to co ma zrobić?
Całe spotkanie było okraszone milionami niestworzonych historii o których nie napisała mi na librusie bo były mniej ważne niż brakująca linijka, więc stwierdziłem że na koniec dam jeszcze szansę jakiegoś rozwiązania sytuacji. Powiedziałem że nie widzę żeby z tego spotkania coś sensownego miało wyjść, więc chociaż podejmijmy jakieś konkretne zobowiązania:
-
co ja mam zrobić?
-
co młody ma zrobić?
-
co Pani zrobi?
No więc tak. Ja mam współpracować, ale na pytanie co to znaczy współpracować dostałem tylko odpowiedź "noooo... współpracować". Nie dowiedziałem się co mam z młodym poruszyć, nie wiem nawet z kim i jak współpracować.
Młody ma zmienić wszystko.
Pani będzie "monitorować i interweniować". Na pytanie co właściwie będzie monitorować nie dostałem odpowiedzi. Na pytanie jak będzie wyglądać ta interwencja nie dostałem odpowiedzi. Na pytanie co ja mam związku z taką "interwencją zrobić" nie dostałem odpowiedzi.
Natomiast najlepszym smaczkiem z tego spotkania był fakt że w trakcie ostatniej części (rozmowy o zobowiązaniach każdej ze stron) Pani zakomunikowała mi że spotkanie dobiegło końca poprzez założenie torebki na ramię i stanięcie w drzwiach w czasie kiedy ja siedziałem i do niej mówiłem xDD
Chyba nie muszę mówić że młody już tam nie chodzi?
Fajna ta #edukacja w Polsce. A i zaznaczę na koniec, że wielu fajnych historyjek nie zawarłem tutaj, bo tego posta i tak nikt nie przeczyta, a jakbym próbował zmieścić wszystko to nikt by nawet do połowy nie doszedł xD
#rodzicielstwo #dzieci