Od tego czasu zmarła moja ukochana kotka (17 lvl), mój tata miał operację na raka i cierpi po niej, stan zdrowia mojej babci (alzheimmer) uległ znacznemu pogorszeniu. W pracy - Odrzuciłem lepszą ofertę dla "rozwoju" gdzie start up okazał się totalnym gównem i niespełnionymi obietnicami ,przepaloną kasą inwestora przez nieumiejętnie zarządzającą kadrę. Brak perspektyw.
Moja dziewczyna powiedziała mi, że nie wie czy coś między nami jeszcze jest i może powinniśmy się rozstać. Po mojej mamie była/jest dla mnie najważniejszą osobą. Mieliśmy szczerą rozmowę i mówi, że bardzo chce, żebym o to zawalczył i się nie poddawał i ona też się postara, ale to będzie trudne.
Strasznie się oddaliliśmy od siebie. Przez ostatnie 10 miechów spędzaliśmy mnóstwo czasu osobno, niby będąc razem - w oddzielnych pomieszczeniach. Pracuję 9-17 ona 7-15. Czułą się ciągle sama, musiała uczyć się żyć tam sama. TO jest domatorka i rozłąka z przyjaciółmi i rodziną jest dla niej bolesna. Dla mnie też. Ale ja po prostu chciałem dla nas lepszego życia.
Różowa na 100 % nikogo nie ma (większość czasu spędza w domu, jeździ tylko na treningi grupowe), poza tym niedawno miała obronę, a jest strasznie pilna, więc ostatni miesiąc-półtora tylko siedziała w chacie w książkach i nawet nie tenowałą.(4 lata była stypendystką, ma dużą wiedzę).
Bardzo mi zależy na tym, by to ratować, nie zniosę kolejnego ciosu. W tym roku sam mam ważną wizytę u lekarza i może też będę musiał być operowany. Nie widzę sensu życia bez niej. Ona ryczała, ja ryczałem i nie wiemy jak sobie pomóc, bo ewidentnie się od siebie oddaliliśmy i nie potrafimy normalnie gadać, a oboje bardzo chcemy, by było jak dawniej. Ale problemy po prostu przytłaczają.
Różowa mówi, żebym nie rozpamiętywał, nie drążył tematu i mamy spędzić super wakacje i próbować zażegnać ten kryzys i uratować nasz związek i mamy oboje walczyć, ale mi jest cholernie ciężko po tym co usłyszałem się zebrać.
Serio nie wiem co mam ze sobą zrobić. Wszystko w życiu robiłem, by było lżej - uczę się języków, chce zmieniaćsię w pracy na lepsze, jestem otwarty na rozwój, jak mam wolny czas to bardzo dbam o to żebyśmy coś wspólnie robili, ale chyba za bardzo mnie to wszystko przerosło. Chciałem tylko lepszej przyszłości i na każdym kroku dostaję od życia cios....
#zalesie #depresja #psychologia #zwiazki #zycie #pieskiezycie #gownowpis
Potrzebne wam to duże miasto do czegoś, skoro czujecie się w nim osamotnieni i obcy, a z tą lepszą pracą i tak nie bardzo wyszło według planów?
Twoją różową od dawna dyma chad , przykro mi
@jonas Do niczego nam nie jest potrzebne, żałuję tej decyzji. Nie potrzebujemy żadnych atrakcji, knajp i barów. Potrzebujemy przyjaciół, rodziny i siebie. Szkoda tylko, że tak późno to zrozumiałem. Ale jedyne czego chciałem, to lepszej przyszłości dla nas...
@BlackpillowaJullietta XD daję cię na czarno. Piszę ci, że od miecha-dwóch laska siedzi w domu. Pracujemy w tym samym budynku, jak wychodzimy to razem chociaż rzadko.
@Lopez_ Czasem tak jest, że się wszystko pierdoli na raz, na dodatek takie negatywne myślenie jak jesteś przybity daje jeszcze bardziej po dupie bo nieświadomie też prowokuje się dołujące sytuacje. Co Ci mogę napisać więcej? Mam nadzieję, że jakoś sobie poukładacie sprawy. Z drugiej strony jakbyście nie wyjechali to może miałbyś żal do siebie, że nie spróbowałeś nic zmienić na lepsze?
@BlackpillowaJullietta wypierdalaj stad przegrywie
@Lopez_ No to jak najszybciej wynoście się stamtąd, dopóki jeszcze jest mowa o jakichś "was".
Popełniłem parę lat temu taki właśnie błąd, przenosząc się z żoną i kilkuletnim potomkiem do Dużego Miasta, tak samo w poszukiwaniu lepszych perspektyw. Duże Miasto mimo okupowania czołówek rankingów jakości życia okazało się nieprzystępne, głośne, tłoczne, drogie, a przede wszystkim całkowicie obce. Wytrzymaliśmy tam jakieś półtora roku, łudząc się cały czas, że może jednak uda nam się przekonać, że to nasze miejsce na ziemi. Ni cholery nie, wymiksowaliśmy się stamtąd z ogromną ulgą i wróciliśmy na stare śmieci, do byłego miasta wojewódzkiego, w którym oboje z żoną się wychowaliśmy i dorastaliśmy. Najlepsze, co można zrobić z Dużym Miastem, to w cholerę się z niego wyprowadzić i nigdy nie wracać.
A te "lepsze perspektywy" to mit dla korposzczurów ze szklanych wieżowców, którzy na prowincji nie mieliby czego szukać, ale ponieważ i tak ich nikt nie lubi, to nie potrzebują towarzystwa bliskich osób, żeby funkcjonować.
@Lopez_ badz silnym i pewnym siebie facetem przy niej, nie rozczulaj sie przy kobiecie nigdy ze ci ciezko nawet jesli tak jest, kobiety mają gadzi mózg chociaz tego nie pokazuja, jesli sie rozkleisz to onaCi doradzi, przytuli i pocieszy ale zarazem z tylu glowy bedzie czuła "obrzydzenie"
https://youtu.be/G0nL-Go4EQY?list=PL189aKFakzZtSbqUDft2oobU2MeDONmkB
@pietruszka-marian Wszystko to prawda co powiedziałeś. Dziś sytuacja najlepiej tego dowiodła, kiedy jak uniosłem się, że "to trudno, to rozumiem, że koniec" różowa do mnie z zachrypionym głosem czemu nie chcę walczyć o nas. No cóz. Tylko, że teraz nie jest dobry moment na taką pasywnośc. Był 1-2 miesiące temu, ale nie wykorzystałem tej karty.
@Lopez_ Nie bierz całej winy na siebie. Wkład jest 50 na 50. Ona w połowie odpowiada za rozpad tego związku. Nie jest już małym dzieckiem, więc powinna wziąć odpowiedzialność za siebie, za swoje uczucia i potrzeby. Jeżeli jakieś jej potrzeby były nie spełnione, to powinna Ci to przynajmniej zakomunikować. Co to to w ogóle za jakieś gierki, że Ty masz się domyślić, czego ona teraz chce. Co to za gierki, że ona z Tobą zerwie, ale tak nie na serio, bo tak naprawdę to chcę żebyś o nią walczył. Co to w ogóle znaczy? A ona walczyła o Ciebie i o związek? Serio chcesz z kimś takim budować przyszłość i rodzinę?
@koniecswiata Wiesz, bardzo ciężko jest mi opisać tę sytuację i ostatnie 10 miesięcy, ale jednak wina leży po mojej stronie. w większości. Ona pojechała tam za mną, ja zostawiłem ją trochę na pastwę losu, ale też nie z mojej winy, tylko pracy, której w dodatku nienawidzę i dużo jej też narzkeałem, co jej siadało na łeb, bo wszak to moja decyzja była o wyprowadzce. Ale mogłem tego wyjazdu nie aranżować...
@Lopez_ Czy Ty ją zakułeś w kajdany i siłą zmusiłeś do przeprowadzki? Ona pojechała za Tobą, bo chciała. To była jej decyzja. Mogła powiedzieć nie. Każda decyzja ma swoje konsekwencje - to mogą być pozytywne konsekwencje, neutralne lub negatywne. Najczęściej to jest mieszanka. Każdy dorosły człowiek podejmując decyzję liczy się z jej konsekwencjami.
@Lopez_ Z Twojego wpisu odczytuję między wierszami (nie wiem czy słusznie), że masz duże (nadmierne) poczucie winy i bierzesz na siebie zbyt dużą odpowiedzialność, nawet odpowiedzialność za postępowanie innych ludzi. Nie jesteś odpowiedzialny za decyzje innych ludzi. Nawet jeśli namawiasz kogoś do zrobienia czegoś, to i tak tylko ten człowiek jest odpowiedzialny za swoje decyzje. Tylko on, nikt inny. Żyjemy w wolnym kraju. Ta osoba może powiedzieć tak lub nie i Ty za to nie ponosisz odpowiedzialności.
Myślę, że to bardzo na plus, że starałeś się poprawić swoją (waszą) sytuację. Tym razem się nie udało, ale nikt nie jest jasnowidzem. Działałeś w dobrej wierze. Pozostaje tylko wyciągnąć wnioski dlaczego się nie udało (być może jest to kwestia decyzji, ale może też pewnych okoliczności i wydarzeń, na które nie miałeś wpływu - być może w innym czasie by się udało). Kryzysy to część ludzkiego życia i one będą się wydarzać cyklicznie. Kropka. Po to człowiek wiąże się z partnerem, żeby mieć wsparcie w trudnych sytuacjach. Jeżeli Twoja kobieta liczy na to, że to Ty uporasz się z całymi trudami, to jest coś mocno nie tak.
@Lopez_ Twój wpis mnie poruszył. Może dlatego że też kiedyś z niebieskim mieliśmy cięższe chwile kiedy wydawało nam się, że się od siebie oddalamy, może dlatego że też kiedyś mieliśmy taki ciężki rok podobny do Twojego (utrata ukochanych zwierzaków, choroba ojca, bliscy z Alzheimerem). Wydaje mi się że trochę się z różową pogubiliście. Trudno mi uwierzyć że udany w udanym związku przez 10 gorszych miesięcy można się tak oddalić od siebie żeby trzeba było aż mówić o ratowaniu związku. Wydaje mi się, że przez Twoją różową nie przemawiają prawdziwe uczucia tylko to że w tym właśnie momencie czuje się nieszczęśliwa, samotna. Nieraz przemawiają przez nas bardziej emocje niż uczucia. Szczególnie gdy takie złe emocje gromadzą się od dłuższego czasu. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć że związek z kimś na kim można w 100% polegać, o kim wiesz że zawsze wesprze cię w trudnych chwilach jest ważniejsze niż wspólne spędzanie dużo czasu razem, wspólne zainteresowania czy długie rozmowy. Ale wiem też że do takich wniosków nieraz dochodzi się latami. Pewnie niektóre sprawy musicie przedyskutować i porozumieć się na temat tego czego chcecie od związku i od wspólnego życia, pewne sprawy musicie przemyśleć każde samodzielnie w swojej głowie. Racje mają też ci którzy mówią że nie możesz się za to obwiniać bo nie zrobiłeś nic złego. Spróbowaliście żyć inaczej, może nie pykło a może sprawy się jeszcze ułożą - w życiu są zawsze jakieś kłopoty ale nie są w stanie rozbić dobrego związku. Trudno mi to wytłumaczyć w krótkim poście ale jakbyś chciał pogadać możesz napisać na pw. Ty albo twoja różowa jak chcecie pogadać z babą która podobne rzeczy przeszła i jest w udanym związku. Myślę też że w takim stanie psychicznym i sytuacji jakiej jesteś mógłbyś rozważyć antydepresanty. Dla mnie w pewnym momencie życia to był game changer (nie ze względu na związek) Trzymam kciuki, żeby wam się udało
@serotonin_enjoyer Ciężko, kiedy ktoś reaguje na ciebie jak byk na płąchtę i to bez większego powodu. Ale bardzo ci dziękuję za ten wpis. I wszystkim, którzy się tu wypowiadali - dziękuję. Nie mogę się za wszystko winić. Ale boję się, że mam pewne wady, przez które będzie mi ciężko zbudować kiedyś jeszcze relacje. Jestem idealistą, marzycielem, nadpobudliwą niezdarą...
@Lopez_ Zawsze jest czas żeby zbudować nową relację. Nigdy nie jest za późńo - uwierz mi wiem co mówię. A wady? Co dla jednego jest wadą dla innego może być zaletą. Kwestia dopasowania nawzajem swoich wad i realistycznego patrzenia na partnera.
Zaloguj się aby komentować