@Tomekku to wspominki z września 2019. Dopiero od niedawna zacząłem swoją dokumentację foto/wideo opisywać i puszczać w świat, bo czasem mi aż szkoda kisić swoje wspomnienia na dysku.
Chociażby na tagu #bzdecior zobaczysz, że przeplatam:
-
bieżące ciekawostki i opisy miejsc w Polsce (Nieszawa - miasto po 2 przeprowadzkach, austriacka kolej w polskich górach, Orla Perć, opuszczona wieś widoczna tylko na Street View, Warszawa w wielu odsłonach itp.)
-
oraz stare, pozakontynentalne podróże (głównie z 2019 roku - jak na razie tylko Korea, Fitz Roy, Perito Moreno, pewnie w przyszłości wpadnie coś z Australii, Wyspy Wielkanocnej czy Ekwadoru)
-
z bałkańskimi (2022/2023 - roczna podróż i praca zdalna; np. Istria, Góry Przeklęte, Albania, jeden z większych kanionów świata Vikos)
Pytasz o koszty... nie wiem ( ͡° ͜ʖ ͡°) Cen za wstępy nie chcę podawać, bo to na pewno się zmieniło. Był taki słodki czas w moim życiu, który co prawda skończyłem z brakiem oszczędności na koncie, ale z wypełnionym po brzegi stemplami paszportem. Nie miałem żadnych GoPro, dronów, aparatów, insta360 ani żadnych innych wodotrysków, tylko zwykły, nawet nie flagowy, telefon. Ale i tak nie żałuję. Pracowałem dla linii lotniczej i z tego tytułu miałem dostęp do dużo tańszych biletów. Całą kasę ładowałem w podróże.
Sam transport to nadal były setki złotych (podróże międzykontynentalne czy nawet w ramach danego kontynentu, ale "obcymi" liniami), ale już nie tysiące. No i taki myk, że wsiadasz do samolotu (i płacisz) tylko wtedy, gdy zostały wolne miejsca. Inaczej zostajesz z walizkami na lotnisku ( ͡° ͜ʖ ͡°)
W ten sposób na przykład zmarnowałem cały dzień, siedząc w hali odlotów i wyczekując swojej szansy na kolejnych lotach na Galapagos. Ostatecznie musiałem obrać inny kierunek.
Plusy takiej sytuacji też oczywiście istnieją. Dziś wieczorem możesz pomyśleć - a, jest lot do Tokio, może skoczę na przedłużony weekend. I (jeśli są wolne miejsca i nie szkoda ci paru stówek) - to robisz. Nie trzeba planować na miesiące w przód, ba, nawet się tak nie da. O tym, czy wejdziesz na pokład, i tak dowiesz się jakieś 45 minut przed odlotem. Można oczywiście szacować ryzyko, czasem jesteś w stanie uzyskać informację, czy dany kierunek jest oblegany, ale nie zawsze. Zwłaszcza, gdy jesteś na obcym kontynencie. Miałem sytuację, gdy dzięki uprzejmości pracownika jednej z linii dostałem informację na wieczór przed, że na porannym locie jest overbooking na 10 osób plus kilku innych chętnych takich, jak ja. Miałem niewiele nadziei, jadąc z samego rana na lotnisko. I co? I okazało się, że i tak tylu pasażerów się nie zjawiło, że udało się złapać to połączenie. Tak swoją drogą, pierwszy i ostatni raz wtedy widziałem burzę z góry. Niesamowite wrażenie.
Cała przygoda skończyła się na początku pandemii, gdy zmieniłem pracę mniej więcej wtedy, kiedy wirus pojawił się w Polsce. Niezłe wyczucie czasu, bo przez mniej więcej kolejny rok i tak nikt nigdzie na tych biletach pracowniczych latać nie mógł.