TLDR: Nie mam dobrych wieści, czuje że jestem zepsuta.
47.
Jestem zmęczona, jestem zmęczona sobą. Swoimi rozkinami, lękiem jaki się z tym wiąże. Tego że nie wiele jestem w stanie coś ze sobą zrobić, bo w kółko blokuję mnie nie tylko głowa ale i ciało. Jestem jednym i drugim zawiedziona, żałuję że taka jestem i nienawidzę się. Nawet już nie wiem co mogę zlokalizować przyczyny aby z tym walczyć. Czyje się przegrana na całej lini. Boli mnie to i zabiera chęć do działania ze sobą, tak aby o siebie zadbać, zainwestować, zaangażować się w coś nowego.
Czy jest jeszcze dla mnie nadzieja?
Wiem że nie powinnam tak o sobie myśleć na poziomie racjonalnym, ale w środku czuje coś zupełnie innego. Trujacego i paraliżującego. Gdy mam natarczywe myśli moje serce przyspiesza, ciało sztywnieje, mózg z produkcją lękowych myśli pracuje na najwyższych obrotach. Nie umiem tego zatrzymać. Męczę się i wręcz boli to wszytko. Nie chcę tak żyć.
Przy lekach emocje te nie były tak silne, ale nie czułam nic i bolało mnie to również. Funkcje poznawcze i społeczne spadły do minimum. Nie mówiąc już o skutkach ubocznych, które czułam na ciele. Nie widzę dla siebie dobrego wyjścia z tej sytuacji co dodatkowo obniża poziom motywacji aby o siebie zawalczyć.
Nic mi się nie chce, nawet oddychać. Działam wbrew zmęczeniu. Na tym etapie uważam to za czyn heroiczny. Tak proste rzeczy mnie wykańczają i czuje że więdnę. Ale walczę, nadal walczę, chociaż jestem już tym bardzo zmęczona. Muszę to przetrwać i utrzymać się na powierzchni. Trzymajcie za mnie kciuki.
![8bd311f4-c1ac-4f06-929c-9e7e7f959605](https://cdn.hejto.pl/uploads/posts/images/1200x900/8001826e0eef5c08329401912beff370.jpg)