746 + 1 = 747
Tytuł: Opowieść o dwóch miastach
Autor: Charles Dickens
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 9/10
#bookmeter
To może być rodzaj jakiejś (lekkiej – przynajmniej taką mam nadzieję) perwersji, ale uwielbiam te kobyły ogromne, te tomiszcza opasłe, te długie i nudne dziewiętnastowieczne powieści. Uwielbiam ten staroczesny, jak mawia – on akurat o sobie, ale dlaczego nie poszerzyć znaczenia tego (o ironio!) neologizmu i nie objąć nim również literatury? – pan Marek Niedźwiedzki, styl narracji. Uwielbiam te przerysowane dialogi i interakcje między postaciami, odznaczające się przesadą i jakąś wręcz teatralnością. Uwielbiam te barwne porównania i przydługie opisy, a także te przydługie, barwne opisy porównawcze, jak choćby, akurat w przypadku Opowieści o dwóch miastach, kilkustronicowy opis wina, które rozlało się z pękniętej beczki, a które w wizji autora miało być zapowiedzią nadchodzącego rozlewu krwi w czasie Rewolucji Francuskiej. Rewolucji Francuskiej, w czasie której wielu straciło głowy na rzecz tego, żeby głową państwa został lud. W ten sposób powstała Republika Wolności, Braterstwa i Równości lub Śmierci, którą pan Dickens opisał z błyskotliwą uszczypliwością, którą nota bene, również uwielbiam.
Ale dostało się nie tylko Francji. W tej powieści historycznej, drugiej, po Barnabie Rudge, w dorobku autora dostaje się również i Anglii końca XVIII wieku – w powieści zawarty jest szeroki i o dużej rozpiętości katalog występków, za który karano tam i wówczas śmiercią. To wszystko jednak o czym pisałem do tej pory to jedynie szczegóły, dodatki do opowieści, która przecież jest istotą tej pozycji.
A opowieści tworzone przez wielkich tamtych czasów, to trzeba im przyznać, mają rozmach (to zresztą w nich również uwielbiam!). Nie będę tutaj pisał o samej historii – nie chcę spoilerować, poza tym można to sobie znaleźć na Wikipedii , ale napiszę o motywach, które w Opowieści o dwóch miastach są obecne. I to obecne silnie, a –mało tego! – wyeksploatowane w sposób fantastyczny. Mamy w tej powieści i miłość (jakże by inaczej?) i poświęcenie (dla miłości – jakże by inaczej?) i mamy śmierć, i mamy też zemstę. To właśnie zemsta wydaje mi się motywem głównym całej historii, choć pojawia się dość późno (przynajmniej ta, o której piszę, bo zemst jest tutaj więcej – jak choćby zemsta powzięta prze lud Francji na tego ludu wrogach). Ta zemsta jest pokazana nie tylko w sposób fantastyczny, stawiający samego mszczącego się w sytuacji nie dość że niekomfortowej, to i dość zaskakującej. Niech się schowa pan Dumas ze swoim Edmundem Dantesem! – ja wiem, to stwierdzenie odważne i kontrowersyjne być może, ale nigdy nie ukrywałem, że, jeśli chodzi o ligę francuską, to jestem chuliganem z obozu pana Hugo i z panem Dumasem mam – no nie ma co ukrywać – jednak kosę.
Czytałem wydanie opublikowane przez Wydawnictwo Psychoskok (dokładnie to z tą okładką ilustrującą wpis) i wspaniałe jest w nim to, że zostało opracowane na podstawie pierwszego polskiego (anonimowego) przekładu (nie mam pojęcia, czy istnieje jakiś innym) z roku 1936 opublikowanego wówczas nakładem Wydawnictwa J. Przeworskiego. Chwała Psychoskokowi (choć pewnie podyktowane to było raczej względami ekonomicznymi niż literacko-ideowymi) za to, że nie wpadli na pomysł uwspółcześnienia tego tekstu! Obcowanie z tym pięknym, archaicznym, przedwojennym językiem polskim (bronzowy, paznogcie, nie mówiąc już o składni i długich, melodyjnych, pięknie złożonych zdaniach) naprawdę sprawiło mi już od pierwszych stron mnóstwo frajdy. Bo to też jest coś, co w tych długich, nudnych dziewiętnastowiecznych powieściach uwielbiam.
Na koniec jeszcze ciekawostka. Największym książkowym bestsellerem jest biblia. Szacuje się, że sprzedała się w ponad pięciu miliardach egzemplarzy. Szacuje się, bo – z różnych przyczyn – nie da się ustalić konkretnej liczby. Wysoko jest również koran (~ 800 milionów) a także Czerwona książeczka Mao Tse-tunga (wg różnych źródeł pomiędzy 800 milionów a 6,5 miliarda). Pomijając jednak teksty religijne i polityczne to właśnie Opowieść o dwóch miastach przedstawiana jest jako najlepiej sprzedająca się książka wszech czasów – źródła podają 200 milionów kopii. Ogromnie się cieszę, że mogłem (o ile przeczytanie na Legimi wlicza się do statystyk) dodać do tej liczby i swój wkład. Bo zdecydowanie było warto.
Tytuł: Opowieść o dwóch miastach
Autor: Charles Dickens
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 9/10
#bookmeter
Muszkieterowie plądrowali w St. Giles, szukając bandytów, a tłum strzelał do muszkieterów, zaś muszkieterowie strzelali do tłumu, i nikomu nie przyszło na myśl że jest w tych zdarzeniach coś niepokojącego.
To może być rodzaj jakiejś (lekkiej – przynajmniej taką mam nadzieję) perwersji, ale uwielbiam te kobyły ogromne, te tomiszcza opasłe, te długie i nudne dziewiętnastowieczne powieści. Uwielbiam ten staroczesny, jak mawia – on akurat o sobie, ale dlaczego nie poszerzyć znaczenia tego (o ironio!) neologizmu i nie objąć nim również literatury? – pan Marek Niedźwiedzki, styl narracji. Uwielbiam te przerysowane dialogi i interakcje między postaciami, odznaczające się przesadą i jakąś wręcz teatralnością. Uwielbiam te barwne porównania i przydługie opisy, a także te przydługie, barwne opisy porównawcze, jak choćby, akurat w przypadku Opowieści o dwóch miastach, kilkustronicowy opis wina, które rozlało się z pękniętej beczki, a które w wizji autora miało być zapowiedzią nadchodzącego rozlewu krwi w czasie Rewolucji Francuskiej. Rewolucji Francuskiej, w czasie której wielu straciło głowy na rzecz tego, żeby głową państwa został lud. W ten sposób powstała Republika Wolności, Braterstwa i Równości lub Śmierci, którą pan Dickens opisał z błyskotliwą uszczypliwością, którą nota bene, również uwielbiam.
Ale dostało się nie tylko Francji. W tej powieści historycznej, drugiej, po Barnabie Rudge, w dorobku autora dostaje się również i Anglii końca XVIII wieku – w powieści zawarty jest szeroki i o dużej rozpiętości katalog występków, za który karano tam i wówczas śmiercią. To wszystko jednak o czym pisałem do tej pory to jedynie szczegóły, dodatki do opowieści, która przecież jest istotą tej pozycji.
A opowieści tworzone przez wielkich tamtych czasów, to trzeba im przyznać, mają rozmach (to zresztą w nich również uwielbiam!). Nie będę tutaj pisał o samej historii – nie chcę spoilerować, poza tym można to sobie znaleźć na Wikipedii , ale napiszę o motywach, które w Opowieści o dwóch miastach są obecne. I to obecne silnie, a –mało tego! – wyeksploatowane w sposób fantastyczny. Mamy w tej powieści i miłość (jakże by inaczej?) i poświęcenie (dla miłości – jakże by inaczej?) i mamy śmierć, i mamy też zemstę. To właśnie zemsta wydaje mi się motywem głównym całej historii, choć pojawia się dość późno (przynajmniej ta, o której piszę, bo zemst jest tutaj więcej – jak choćby zemsta powzięta prze lud Francji na tego ludu wrogach). Ta zemsta jest pokazana nie tylko w sposób fantastyczny, stawiający samego mszczącego się w sytuacji nie dość że niekomfortowej, to i dość zaskakującej. Niech się schowa pan Dumas ze swoim Edmundem Dantesem! – ja wiem, to stwierdzenie odważne i kontrowersyjne być może, ale nigdy nie ukrywałem, że, jeśli chodzi o ligę francuską, to jestem chuliganem z obozu pana Hugo i z panem Dumasem mam – no nie ma co ukrywać – jednak kosę.
Czytałem wydanie opublikowane przez Wydawnictwo Psychoskok (dokładnie to z tą okładką ilustrującą wpis) i wspaniałe jest w nim to, że zostało opracowane na podstawie pierwszego polskiego (anonimowego) przekładu (nie mam pojęcia, czy istnieje jakiś innym) z roku 1936 opublikowanego wówczas nakładem Wydawnictwa J. Przeworskiego. Chwała Psychoskokowi (choć pewnie podyktowane to było raczej względami ekonomicznymi niż literacko-ideowymi) za to, że nie wpadli na pomysł uwspółcześnienia tego tekstu! Obcowanie z tym pięknym, archaicznym, przedwojennym językiem polskim (bronzowy, paznogcie, nie mówiąc już o składni i długich, melodyjnych, pięknie złożonych zdaniach) naprawdę sprawiło mi już od pierwszych stron mnóstwo frajdy. Bo to też jest coś, co w tych długich, nudnych dziewiętnastowiecznych powieściach uwielbiam.
Na koniec jeszcze ciekawostka. Największym książkowym bestsellerem jest biblia. Szacuje się, że sprzedała się w ponad pięciu miliardach egzemplarzy. Szacuje się, bo – z różnych przyczyn – nie da się ustalić konkretnej liczby. Wysoko jest również koran (~ 800 milionów) a także Czerwona książeczka Mao Tse-tunga (wg różnych źródeł pomiędzy 800 milionów a 6,5 miliarda). Pomijając jednak teksty religijne i polityczne to właśnie Opowieść o dwóch miastach przedstawiana jest jako najlepiej sprzedająca się książka wszech czasów – źródła podają 200 milionów kopii. Ogromnie się cieszę, że mogłem (o ile przeczytanie na Legimi wlicza się do statystyk) dodać do tej liczby i swój wkład. Bo zdecydowanie było warto.
Uwielbiam te przerysowane dialogi i interakcje między postaciami, odznaczające się przesadą i jakąś wręcz teatralnością. Uwielbiam te barwne porównania i przydługie opisy, a także te przydługie, barwne opisy porównawcze
To przykre, ale nie martw się, każdy ma jakieś psychiczne skrzywienia xD
Ja też probowalem to przeczytać jak się właśnie dowiedziałem o popularności tej książki, ale odbiłem się po 50 stronach
@HolenderskiWafel
Dlatego właśnie wyraziłem nadzieję, że to tylko lekka perwersja.
Zaloguj się aby komentować