497 + 1 = 498

Tytuł: Niepowinność
Autor: Paweł Radziszewski
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 2/10

#bookmeter

Nieraz się zastanawiała, jak się pisze książki. Myślała, że kiedyś mogłaby spróbować. Jeśli przytrafi jej się w życiu coś ciekawego. Tylko najpierw musiałaby wyjechać z Furtu, bo kto by chciał przeczytać książkę o pegeerowskim osiedlu?

No właśnie. Dziwne jest to, że autor zadał to pytanie, a sam sobie na nie chyba nie odpowiedział. I może nawet nie chodzi o to, że nikt nie chciałby przeczytać książki o pegeerowskim osiedlu – bo ja na przykład chciałem. Tylko, gdybym wiedział przed lekturą, jak ta książka będzie wyglądać, to wtedy na pewno bym nie chciał.

To była książka z tej dziwnej kategorii, kiedy to od początku wszystko jest nie tak, ale mimo to brnie się w nią dalej. Dlaczego tak się dzieje? Może z czystej ciekawości jak bardzo można fabułę naciągać? Albo nawet łatać, gdy przy tym naciąganiu zdarza się że gdzieś pęknie? Albo na jak zaskakujące, choć raczej negatywnie – to były zaskoczenia z gatunku: „co, kurwa?” – rozwiązania może wpaść autor siląc się na – bo ja wiem? – próbę bycia oryginalnym i nieoczywistym? Albo może jak bardzo można próbować ubarwić opowieść dygresjami i spostrzeżeniami natury ogólnej, które jednak są niesamowicie wykoślawione, po to tylko żeby pasowały autorowi do tezy? Albo może to każdy z tych powodów po trochu? Bo w każdym z wymienionych obszarów mógłbym kilka przykładów z Niepowinności podać. Mógłbym też podać też kilka przykładów innych obszarów, w których autorowi nie wyszło. Jak na przykład płaskość opowieści i przedstawionego świata.

No dobra, ale co to za przedstawiony świat? No pegeer. I co w tym pegeerze się dzieje? Przede wszystkim są podziały: na syna dyrektora, na brudasa – czyli syna palacza i na resztę, która nie jest w żaden sposób określona. A później to jest jeszcze miłość. Miłość młodzieńcza i wbrew logice a także wbrew porządkowi społecznemu. Ale za to miłość, która wynika z zafascynowania literaturą. Tyle że to przedstawienie zafascynowania literaturą ogranicza się do wymienienia kilku tytułów i ewentualnie streszczenia kilku wyrywków fabuł. I tyle. Nie tylko mnie ta fascynacja nie zafascynowała, ale nawet w nią ani trochę nie uwierzyłem! A poza tym w tym świecie przedstawionym, to jak to w pegeerze. Wszyscy piją. Aha! Jeden z głównych wątków powieści to jeszcze ukryta w piwnicy tajemnica! Też absolutnie nie do uwierzenia i tak jakoś mocno na siłę – jakby połączenie pomysłu pana H.G. Wellsa z humorem pana Pilipiuka. Tylko że to też nie wyszło.

Jakby mało było tego, że ta opowieść sama w sobie jest kiepska, to jeszcze jest fatalnie napisana. Język jest prosty, a czasami wręcz prostacki. Dialogi nie niosą, narracja nie porywa, a czasami każde z nich wręcz odrzuca. Fakt, było w tej książce kilka zgrabnych zadań i spostrzeżeń, ale nic to nie pomogło. Całość nie podobała mi się zupełnie. I jeszcze sam sposób w jaki ta historia jest opowiedziana. Na początku autor otworzył mnóstwo wątków, które później jeden po drugim zamykał. Raziło to, że te wątki były tak oczywiste, a też dawał tyle wskazówek po drodze, że miałem wrażenie, że traktuje mnie jak idiotę. I rażące było to, że zmierzał do tych rozwiązań prościutką drogą, na której nie działo się nic, co mogłoby w jakimkolwiek stopniu zmienić obrany w momencie otwarcia wątku kurs. Kumulacją tego wszystkiego było rozwiązanie wątku (tajemnicy? – może lepiej tak to rozpatrywać) homoseksualnego związku. Serio, poczułem się jakby ktoś napluł mi w twarz. Dobrze, że było już niedaleko do końca, bo inaczej nie wiem czy bym zdzierżył. Czy nie musiałbym tej żenady rozchodzić, a mógłbym w tym rozchodzeniu zajść tak daleko, że do Niepowinności nie byłoby już sensu wracać.

Właściwie sam sobie to zrobiłem i jest to wyłącznie moja wina. Bo, po kiepskim Grubym, zachciało mi się znowu sprawdzić co tam się współcześnie w Polsce pisze i wydaje. Do tej pozycji skusiły mnie pierwsze zdania z jej opisu: Opowieść o poszukiwaniu tożsamości w postapokaliptycznych realiach upadającego pegeeru. No i mam za swoje. Nie mam za to optymistycznych widoków na współczesną polską literaturę. A szkoda. Choć, ostatnio przecież pan Twardoch wydał nową pozycję, więc może jest jeszcze nadzieja?

I, wracając jeszcze na koniec do tego pytania z początku: „bo kto by chciał przeczytać książkę o pegeerowskim osiedlu?” to teraz, w czasie pisania, przyszło mi do głowy, że w zasadzie to ja dalej bym chciał. Zamarzyło mi się właśnie przeczytać coś napisanego z urokiem i rozmachem Chłopów pana Reymonta, tylko osadzone w takich właśnie realiach na jakie porwał się pan Radziszewski. Z ciekawymi, wielowymiarowymi postaciami, z przedstawieniem nawet prostych, codziennych spraw w taki sposób, że są dla mnie interesujące, bo wiem, że dla bohaterów są ważne. Tak, to mogłoby być coś świetnego. Gdyby tylko znalazł się ktoś, kto potrafiłby to zgrabnie wykonać.
260aa989-ef44-4267-ad1a-01c60f86efef
Wrzoo

@George_Stark Tak Cię ta książka zawiodła, że aż popełniłeś literówkę w tytule?

George_Stark

@Wrzoo Dziękuję. To ze zdenerwowania na nią!

Zaloguj się aby komentować