Konfederacja zaczyna powoli dochodzić do końca cyklu każdej "anty-systemowej" partii jak KNP, Kukiz'15 czy nawet Ruch Palikota. Bycie antysystemowcem jest fajne kiedy zaczynasz przygodę z polityką i słupki poparcia gwałtownie rosną, bo "dobrze synek mówi i Tuska z Kaczorem ciśnie". Potem następuje zatrzymanie się w okolicach 8-10 %, i powoli zaczynasz zdawać sobie sprawę, że wielu ludzi wybiło się na garbie "anty-systemu" żeby tylko dostać się do parlamentu i iść w swoją stronę. Następnie widzisz, że siedzisz bezsensownie 4 lata w Sejmie będąc w kontrze do wszystkiego i tak naprawdę g.... możesz zrobić, bo z 15-20 posłami nikt nie traktuje Cię poważnie. Na dodatek słupki nie tylko nie idą do góry, ale zaczynają spadać w okolice progu wyborczego i coraz więcej ludzi kończy przygodę z partią. W tym miejscu nadchodzi moment, że zaczynasz stawać się siłą "systemu" i wielcy gracze zaczynają Cię wchłaniać., bo chcesz w końcu z tej polityki coś mieć.
O ile Braun to przygłup i on może tam być nawet w jednoosobowej drużynie przez 20 lat, żeby robić z siebie idiotę oraz rozgłaszać swoje chore teorie. O tyle takiemu Mentzenowi czy Wiplerowi nie uśmiecha się bycie 4 lata w kanapowej partyjce w opozycji, z którą jedyne co mogą to ośmieszyć się. Panowie chcieliby ministerstw i jakiegoś wiceperemiera dla swoich w koalicji z PiS, a nie bycia na marginesie.