A teraz słowo o jednym z moich ulubionych musicali - Chicago (2002).
SPOJLER ALERT!
Treść tego posta będzie zawierać spojlery, natomiast jeżeli ktoś już oglądał - zapraszam do dyskusji.
Myślę, że główne przesłanie filmu można by streścić w zdaniu "Życie to scena, człowiek jest tym, co o nim mówią, a twoje powodzenie zależy od tego, czy dobrze odegrasz swoją rolę"
Według mnie ta opowieść nie ma na celu pokazania wad sądownictwa i zepsucia przestępców. To jest opowieść o wszystkim, o życiu, o świecie, o nas. To, co się tam dzieje można odnieść do dowolnej sytuacji i wydarzeń, w których uczestniczymy.
Człowiekiem, który nie tylko jest mistrzem w graniu swej roli, ale również reżyserem, scenarzystą, człowiekiem, który „pociąga za sznurki” i ma prawdziwą „władzę”, jest niewątpliwie Billy Flynn. To on rozdaje karty, jest gwiazdą, grającą na scenie od wielu lat, znającą wszystkie zakamarki i pułapki tego świata. Umie wzbudzić litość i (właściwie) dowolne uczucia, zawrócić w głowie i omotać pytaniami.
W pierwszym swoim występie zapewnia wszystkich, że pieniądze się dla niego nie liczą, wszystko co robi, robi tylko i wyłącznie z potrzeby okazania miłosierdzia. Jego piękne stroje, luksusowe biuro i drogi samochód temu zaprzeczają. Czy jest kłamcą? Zapewne jest, ale to nie ma znaczenia. Bo prawda nie ma znaczenia, prawda jest względna, to publiczność oceni kto ma rację. On po prostu wie, że nie ważne jest postępowanie, ale to, kim jesteś w oczach ludzi. Jeżeli zrobisz coś nie tak, to musisz się tego wypierać do końca. Prawda powtarzana wystarczająco często staje się nią w rzeczywistości. Wystarczy w przekonujący sposób konsekwentnie grać swoją rolę, a inni w to uwierzą.
Flynn umie manipulować wszystkimi dookoła, by zdobyć to, czego tak naprawdę pragnie, czyli pieniądze i sławę. Każda sprawa, to dla niego wyzwanie, tak naprawdę ma gdzieś sprawiedliwość i zasady moralne, jest zdolny nawet spreparować dowody, żeby nie przegrać sprawy. Flynn umie każdą sytuację (nawet tą negatywną) wykorzystać tak, żeby wyciągnąć z niej jak najwięcej korzyści. To niewątpliwie wielki talent. Najbardziej podobał mi się sposób w jaki wykorzystuje dziennikarzy dla własnych celów, którzy bez wahania łapią jego przynętę. Dziennikarze to bezmyślne stado, które szuka taniej sensacji bez względu na prawdę, które idzie za tym, kto je zafascynuje w danej chwili. Oni biegną na oślep, nawet nie sprawdzając po drodze informacji, które zdobyli. Łykają każdy głodny kawałek.
Roxie Heart. Według mnie angaż Zellweger do tej roli był strzałą w dziesiątkę. Jest bardzo naturalna w byciu „słodką idiotką”, która swoją naiwnością kradnie wszystkim serca (nawet jej nazwisko nie jest przypadkowe). Roxie umie wykorzystać swoje wdzięki i grać na uczuciach innych. Ta kobieta to diabeł w przebraniu dziecka. Jest urocza, krucha, ma milutki głosik, swoją niezaradnością wzbudza chęć opieki i współczucie. Ale to jest jej zewnętrzna powłoka, w środku jest zepsuta, mściwa, zdolna do zbrodni, kłamstwa, handlowania swoim ciałem w zamian za różne korzyści, brakuje jej empatii i bez skrupułów wykorzystuje swojego zakochanego męża. I wszyscy się na to nabierają, nic dziwnego zresztą, to naturalne, ludziom trudno zaakceptować, że „w pięknej świątyni może mieszkać zły duch”. Roxie jest wielką wygraną, nie tylko nie odpowiada za zabójstwo, którego dokonała, ale spełnia swoje marzenia – staje się sławna i zaczyna występować. W jej przypadku morderstwo naprawdę popłaca. Nasuwa mi się też taki wniosek: żeby odnieść sukces nie trzeba być ani zdolnym, ani mądrym, wystarczy umieć zjednać sobie ludzi i wykorzystać okoliczności, w których się znalazło.
Bardzo ciekawymi postaciami są również kobiety, które siedzą w więzieniu-morderczynie. Same uważają się za niewinne, z czym nie można się zgodzić, trudno nazwać wystarczającym powodem do zabicia żucie gumy! Nie żałują swoich win, szczerze przyznają, że zrobiłyby to jeszcze raz. Kierują się własnymi zasadami moralnymi, zgodnie twierdzą, że ich kochankowie zasłużyli na śmierć swoim postępowaniem. Nie miały dla nich litości, nie okazują skruchy, ale domagają się uniewinnienia.
To kochankowie ponieśli największą karę za to, że chcieli wykorzystać ich naiwność oraz posiadaną władzę nad nimi. Myślę, że są takim symbolem zepsucia tego świata.
Oglądałam ten film wiele lat temu, cały czas pamiętam jakie wrażenie na mnie zrobił. Załączam moją ulubioną
scenę z filmu Chicago, w której Flynn daje pokaz swojego "aktorsko-prawniczego" talentu, niech to będzie taka wisienka na torcie.
#filmy #kino #ogladajzhejto #komnatasylwii