Zdjęcie w tle
NatenczasWojski

NatenczasWojski

Autorytet
  • 178wpisy
  • 2419komentarzy
Pproponuje zmianę na #hejto żeby domyślnie gorące pokazywało z 24h bo to żałośnie wygląda jak WSZYSTKIE posty z ostatnich 6h są w gorących i mieszczą się na 2 stronach.
Klikam opublikuj i witam gorące
Jak tam statystyki, czy już wykop przegonion?

Zaloguj się aby komentować

Witam ponownie, jest niewymownie. #originalcontent #prawdziwehistorie #przekret #oszustwo #biznes
Wracam z nowym odcinkiem, w planach jest obiecane rozdajo dildosa Shiri Zinn i opowieść o przekrętach w komisach, ale dziś mam wenę na inną opowieść. Nowych czytelników zapraszam do poprzednich cześci.
https://www.hejto.pl/wpis/przekrety-w-bankowosci-originalcontent-prawdziwehistorie-banki-biznes-policja-ni
https://www.hejto.pl/wpis/biznes-dildosowy-d-originalcontent-prawdziwehistorie-nsfw-biznes-w-ramach-przeno
https://www.hejto.pl/wpis/slyszalem-ze-lubicie-smiesznehistorie-i-prawdziwehistorie-to-mam-dla-was-cos-co-
i inne.
Dziś pojadę z tematem trochę pobocznym, bo działo się to w czasie gdy prowadziliśmy komis samochodowy. Tematem jest "Oszust zawodowy". Raz w życiu miałem dłuższy kontakt z prawdziwym zawodowym oszustem i mogłem oglądać go przy "pracy"
Na szczęście nas nie oszukał bo częściej śmierdzieliśmy trawą niż groszem a co dopiero złotówką - tylko bieda nas uratowała bo na pewno nie rozum...
Prowadząc komis samochodowy mieliśmy pomysł na sprzedaż samochodów z flot poleasingowych, ale bez kasy nie było możliwości kupić ich samemu. Potrzebowaliśmy kogoś kto ma kasę, samochody i w nas uwierzy. Zwykle trafialiśmy w 2 z 3 i do niczego nie dochodziło. Ale pewnego razu idąc tropem kilkunastu pięknych 3-4 letnich Aygo trafiliśmy do jednego z większych komisów w Warszawie.
Siedział tam... powiedzmy że miał na imię Marcinek albo Mariuszek. Wpływ mistrza mocno. Od razu zrobił na nas cudowne wrażenie, gdyż zapalił się do naszego pomysłu. Poczuliśmy się jak matka w piaskownicy której powiedziano "A Pani Piotruś to taki mądrzejszy niż mój synek". Ekstaza, radość i wizja bogactwa. Marcinek z komisu powiedział że jest nie byle kim, bo właścicielem całego interesu, że nasz pomysł jest świetny i.... podejdźcie tutaj, widzicie tego Mustanga? Jak nasz biznes wypali, to po roku tego Mustanga dam Wam w prezencie jako bonus, może być?
O żesz k... Pewnie że może być! Tylko pierwszy problem! Jak dostaniemy jednego Mustanga na dwóch, to jak się nim podzielić?? Co drugi dzień zmiana? Czy może co tydzień? W biznesie zawsze same kłopoty...
Mariuszek błyskawicznie został naszym bogiem, mesjaszem i ojcem Mateuszem w jednym. Szczególnie że widać było iż jest kimś bardzo ważnym, z koneksjami i możliwościami. Potrzebujecie samochody? Ile? 10? Będą za tydzień. Nie ma problemu. I tak było ze wszystkim. Błogosławiony dzień w którym poznaliśmy Mariuszka, naszego zbawcę i św. Piotra do bram bogactwa.
Ale już drugiego dnia był pierwszy zgrzyt. Mianowicie jak przychodziliśmy do tego komisu to inni pracownicy na nas patrzyli spode łba, a nawet zauważyliśmy że jeden z nich chodził za nami, udawał że robi zdjęcia samochodom a zdjęcia robił nam. WTF? Mariuszek szybko nas uspokoił że to dlatego iż nie jest jedynym właścicielem, jest drugi wspólnik który zazdrości nam nowego wspólnego biznesu i będzie chciał go storpedować. Achtung Achtung Hermann! Drei, zwei, ein, null, feuer! Torpedo los! Unikaliśmy więc zazdrosnego wspólnika jak ognia i na wszelki wypadek więcej się tam nie pojawiliśmy.
Mariuszek dostarczył w międzyczasie parę samochodów i ogłosił że w związku z tym iż ze wspólnikiem się nie dogaduje to otwiera swój własny komis. To był czas że na jego obrazie zaczęły pojawiać się rysy.
Przyszliśmy do niego kiedyś i mówimy "Mariuszek, miało być 10 samochodów za tydzień, minęły dwa tygodnie, gdzie te samochody?!". "Jadą z Francji, już dzwonię zapytać co się dzieje. Halo? No gdzie jesteście? A na granicy? OK to jutro będziecie? Pojutrze, ok! Będą pojutrze." Tydzień później pytamy "Mariuszek, co z tymi samochodami?" "A już są w Warszawie, jutro możemy podstawiać". Nigdy nie dojechały.
Zaprosił mnie kiedyś na jakieś pole koło Fortu Piontek, macha ręką dookoła i mówi "odtąd aż do lasu, wszystko moje".
Przyjechałem do nich do komisu, na stole stał olej spożywczy, w takim opakowaniu 0,5L a on mi go pokazuje i mówi "To z mojej tłoczni'.
Jeździł Porsche, mieszkał w wielkiej willi w Warszawie. Kiedyś przy mnie przychodzi do niego jego pracownik komisu i mówi "Panie Mariuszu, przyjechał właściciel tego Porsche" "Którego Porsche?" "No tego którym Pan jeździ". Mariuszek zrobił się czerwony jak pan Ziutek spod monopolowego w połowie miesięcznego maratonu, ale tematu nie skomentował. A ja już wtedy tylko się z niego śmiałem, nawet nie chciało mi się drążyć tematu.
Taki był skubany dobry, że jakbym na przykład sprawdził czyja ta ziemia co mi ręką machał i wyszłoby np. że to jakiejś babki, to by powiedział "No co ty myślisz że głupi jestem, nie mogę mieć wszystkiego na siebie, to moje ale zapisane na siostrę". Jakbym sprawdził że to nie jego siostra to by powiedział "No kurwa, siostra stryjeczna!" i tak dalej i tak dalej. Nie było sensu w ogóle drążyć tematu. Jechał grubo, z wielkim przekonaniem a jak ktoś wytykał mu nieścisłości w ściemach to robił smutną minkę w stylu "zawiodłem się na tobie, nie sądziłem że mógłbyś mnie tak zranić".
Pewnego razu mówi żebym przyjechał, bo musi mi pokazać swoje najnowsze odkrycie marketingowe. Przyjechałem a tam przy bramie stoi taka wielka plastikowa palma podświetlana. Może kojarzycie, biały plastikowy pień co się świecił i liście. Całość z 4m wysoka. Mariuszek wyskakuje taki zadowolony i mówi "no i co i co? Zajebisty pomysł co? Te palmy to będą znakiem rozpoznawczym sieci moich komisów". Spojrzałem, uśmiechnąłem się i tylko pomyślałem "Oj Mariuszek Mariuszek, te palmy to idealny twój znak rozpoznawczy"
Innego razu Mariuszek dzwoni z kolejną dobrą wiadomością: ma nowego wspólnika! Właściciela dużej dyskoteki w Warszawie. My w panikę. Kuźwa, może koleś ma jakieś koneksje w półświatku, Mariuszek pożyczy od niego kasę, nam sprzeda samochód, jemu nie odda działki, ten do nas przyjdzie, nasze jaja są niekompatybilne z akumulatorami samochodowymi, co robic!?
Głupio było kolesiowi powiedzieć "Nie wchodź w spółkę z Mariuszkiem bo to oszust" i tak by nie uwierzył. To był czas że zorientowaliśmy się już że to samo co nam mówił na początku, pewnie powiem temu od dyskoteki. Poprzedni wspólnicy, zazdrośni, torpedują, nie wierz im. Wymyśliłem więc że zrobimy listę zasad współpracy, którą Mariuszek będzie musiał przy wszystkich podpisać. Lista niby była OK, ale tak napisane jakby Mariuszek miał 7 lat. Już nie pamiętam szczegółów, ale było to mniej więcej tak "Jeśli Mariuszek chce siusiu, musi napisać maila z informacją co najmniej 24h wcześniej. Brak pisemnej informacji zwalnia nas z odpowiedzialności za zasikane rajtuzki Mariuszka".
Przyszli do nas cała ekipą, podpisali. Disco mafiozo patrzył się na nas jak na idiotów, my czuliśmy się jak idioci, ale jeśli czytaliście poprzednie części to wiecie że nie jest mi to obce uczucie i przywykłem.
Nasza współpraca w tym okresie już zanikała. Samochody Mariuszka były coraz gorsze, biznes z Discomanem się rozkręcał, postawili nowy wielki komis samochodowy. Biuro bylo dwupiętrowe z kontenerów, w środku wielka plazma, elektryczny kominek, kanapy ze skóry no i... palma. Palma też była. Bogactwo się wylewało, my tylko mogliśmy się tam przemykać, prawie nas pilnowali żebyśmy atramentu z kałamarza nie wypili.
Co to by była za historia bez zakończenia.
Nasza współpraca umarła śmiercią naturalną, a parę miesięcy zadzwoniła do mnie adwokat discomana czy mógłbym być świadkiem w sprawie o oszustwo Poszedłem na policję, powiedziałem co wiedziałem, generalnie to staram się wiedzieć mało a myśleć jeszcze mniej, więc jakiś rewelacji nie miałem, ale podpytałem policjanta trochę o sprawę.
Okazało się że willa wynajmowana i z zajęciem komorniczym, porsche oczywiście żadne nie było jego, a modus operandi wyglądał mniej więcej tak: Mariuszek budował wokół siebie wizerunek bogatego biznesmena i szukał wspólników. I mówił tak "słuchaj, jest biznes, łatwy pieniądz, ja wkładam 2 mln, Ty wkładasz 2 mln i w rok zarobimy po pierwszym milionie a potem tylko lepiej." No i w sumie w połowie miał rację, tzn wspólnik wkładał 2 mln a Mariuszek wyciągał z tego milion dla siebie. Reszta na palmy i kominki
Po tym komisie z kominkiem rozkręcili się jeszcze bardziej. A mianowicie kupili spółkę na NewConnect i wypuścili obligacje których oczywiście później nie wykupili.
Co się z nimi dalej działo? Nie wiem, nie ma żadnych wieści w sieci ani wśród osób z którymi rozmawiałem. Być może ułożył sobie życie na nowo z kilkoma bańkami w kieszeni. A może siedzi... A może żyje dalej jak żył. Był niezłym kozakiem i teraz też jak kozak wchodzi w symbiozę z korzeniami jakiejś brzózki...

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
#bushcraft
Wybieram się w wakacje na taki wyjazd, że się 4 doby siedzi w lesie w jednym miejscu bez jedzenia, tylko woda.
I na taki wyjazd potrzebuje hamak, namiotu brać nie można. Hamak oczywiście z moskitiera, ale zastanawiam się nad kieszenią na karimatę. Będę miał śpiwór, więc wydaje mi się że ta kieszeń i karimata jest zbędna. Przecież tak samo mnie śpiwór izoluje od góry i od dołu a w hamaku mam takie samo powietrze nad i pod sobą.
Wiadomo że jak na ziemi karimata to muś, ale w hamaku to chyba tylko po to jakby ktoś się kocem przykrywał a nie w śpiworze.
Dobrze myślę?

Zaloguj się aby komentować

#hearthstone
Jak działa zakup karnetu karczmarza gdy się jest już daleko na ścieżce rozwoju? Mam 85lvl i zastanawiam się czy jak dostanę ta premie do PD, to czy to działa ona wstecz za wszystkie zdobyte wcześniej PD czy tylko od momentu zakupu karnetu?

Zaloguj się aby komentować

Przekręty w bankowości
#originalcontent #prawdziwehistorie #banki #biznes #policja
Nie prosiliście, ale macie. Za cholerę nie chce mi się pracować, a czuję wenę twórczą, więc opiszę jeszcze dziś rzutem na taśmę jak to się w bankowości robiło
Rok to był chyba 2005, czy 2006, gdy szykując się do ślubu i kredytu na mieszkanie, stwierdziłem "Dość tego kombinowania ze starociami na Allegro, trzeba poszukać sobie normalnej i uczciwej pracy" I wiecie co debil pomyślał? Do banku! Uczciwa praca w banku LOL.
Akurat mój przyszły były wspólnik wyleciał z roboty za kombinowanie i stwierdziliśmy że razem pójdziemy do GetinBanku. Poszliśmy na rekrutacje, jego przyjęli, mnie nie. Nawet wiem dlaczego mnie nie przyjęli. Poległem na pytaniu:
  • dlaczego chce Pan pracować w naszym banku?
  • A ja debil odpowiedziałem zgodnie z prawdą: szykuję się do ślubu i kredytu na mieszkanie, szukam stabilnej pracy
Oczywiście prawidłowa odpowiedź była następująca: "jestem hungry kasy, za prowizje wcisnę matce kredyt z ubezpieczeniem i podwyższonym oprocentowaniem!". O, wtedy by mnie wzięli.
Minęło parę lat, kolega rozwijał się w bankowości, ja dalej swoje starocia obrabiałem, aż pewnego razu pijąc piwo w parku doszliśmy do wniosku "Te! Robimy razem byznes? Robimy! Ale co? Może kredyty? No! To za kredyty!". I zajęliśmy się kredytami.
Wynajęliśmy biuro w Panoramie, jednej z pierwszych galerii handlowych w Warszawie, ówcześnie już podupadającej ale adres robił wrażenie na klientach.
Ah, bym zapomniał napisać czemu kolega przestał pracować w banku Oczywiście robili przekręty. Mieli w ofercie kredyt dla wybranych grup zawodowych, np lekarze, prawnicy. Na lepszej stopie procentowej. Było parcie na sprzedaż to aby klientów zachęcić lepszymi kredytami to nagle wszyscy byli prawnikami czy lekarzami A dyplom? Gdzieś ksero zginęło No i nagle jak centrala zrobiła kontrolę to się okazało że taki przypadek że wszyscy klienci to prawnicy i lekarze a jeszcze większy przypadek że wszystkim kopie dyplomów zaginęły Posypały się głowy łącznie z menadżerem placówki. Menadżer też była niezła, takie robili obroty że zarabiała kupę kasy - więc co zrobiła? Wzięła u siebie kredyt na mieszkanie i nowy samochód. Jak sprzedaż spadła i prowizji nie było to przestała płacić raty u swojego własnego pracodawcy
No ale wracając do naszego biura. Biuro ładne, biurka też, tylko gdzie szukać kredytów? Nie było tak lekko.
Ja zająłem się kredytami na działalność, a kolega poszukiwał ludzi którzy by podsyłali chętnych na kredyty gotówkowe.
Takie wtedy w bankowości było parcie na wyniki, że potrafili obsługiwać przy podpisywaniu umowy klienta który ledwo na nogach stał taki pijany. W drzwiach się wypierdolił, ale dalej "Szanowny Pan tu podpisze kredycik, dziękuję bardzo szanownemu panu!".
Kolega przy okazji korzystania z ksero, zapoznał się z pewnym panem z punktu ksero mieszczącego się w jednej z bardziej szemranych okolic Warszawy. Dziewczyna tego pana pracowała w DBanku i podsyłała klientów którzy u niej "nie przeszli". Było dobrze ale coś się pokłócili i współpraca się skończyła. Temat przejął pan z ksero. Ale tak jakoś coraz częściej słyszałem że nasi klienci wchodzą do banku sami, a wychodzą już w towarzystwie i w bransoletkach Łapani na gorącym uczynku po podpisaniu umowy kredytu.
I pewnego dnia przychodzę do pracy, a tam przestraszona sekretarka i pan z policji z panem ze straży miejskiej (brak ludzi to jego wzięli do pomocy). I trzepią nam dokumentację. Kazali wyłączyć telefon, typowy kocioł, co wpadnie to już nie wyjdzie. Na szczęście mieliśmy osobne działalności z kolegą, więc mnie to nie dotyczyło.
W biurze mieliśmy taki mały kantorek dla szefów, pytam czy mogę pracować na komputerze. Oni że tak, ale zakaz korzystania z internetu. To sobie poszedłem do siebie, biurko kolegi naprzeciwko, patrzę a tam leży jego przenośny dysk twardy. Co on tam może mieć? To debil większy ode mnie, to może lepiej coś z tym zrobię. Panowie nie patrzyli to ja hyc! dysk sformatowałem.
Jak skończyli trzepanie w sali obsługi to przyszli do mnie. Pokazałem im co jest kolegi a co moje i mowie "a tu dysk kolegi ale pusty niech pan spojrzy". "A faktycznie, to nie bierzemy". No to ja dumny z siebie, mistrz szpiegostwa i intrygi.
Kolega nie przyszedł do pracy. O tym co działo się u niego to dowiedziałem się później jak pogadałem z jego dziewczyną, która też u nas pracowała.
Otóż o godzinie 6 rano kolega miał wjazd na chatę. Łącznie z psem rasy beagle o imieniu Krakers (dopiero później się zorientowaliśmy z tego żartu) który jak strzała poleciał w kącik gdzie kolega trzymał dragi. Wylądował w areszcie (kolega, nie Krakers. Krakers był good bojem).
Śmieszna akcja była bo ta jego dziewczyna przychodzi potem do mnie i pyta się "Natenczas, czemu jak policja weszła, to powiedzieli 'Dzien dobry panie Krzysztofie, a może panie Marku?". Ja poker face, bo wiedziałem że jak dupy na lewo bajerował to mówił że nazywa się Marek Miał telefon na podsłuchu, stąd też wiedzieli od razu żeby Krakersa wziąć bo umawiał się na kupno przez telefon.
A skąd w ogóle cała sprawa? Okazało się że pan z ksero miał dużo klientów i to takich których banki lubiły: rencistów i emerytów. Tylko że decyzje o przyznaniu renty czy emerytury to ten pan im wystawiał a nie ZUS No i zrobiła się gruba sprawa.
Kolega w areszcie, mnie przesłuchali, zgodnie z prawdą nic nie wiedziałem. Ale po tygodniu dzwonią do mnie i mówią "Panie Wojski, niech pan przyjedzie, mamy list od kolegi z aresztu". Oooo pierwszy kontakt z kolegą, ciekawe co tam pisze.
Przyjechałem, dali list, poznałem charakter pisma, śladów łez nie było, czytam "Natenczas, dogadałem się z policją, będę zeznawał, daj im dysk twardy z mojego biurka, tam są moje zapiski o klientach." Przeczytałem, oni treść listu znali, spojrzałem w górę, zrobiłem się czerwony i dukam "No wiem pani ale ten dysk no to on tak że tak powiem uległ przypadkowemu sformatowaniu..."
Pani uśmiechnęła się pod nosem i mówi "Nie będzie dysku, kolega nie wyjdzie z aresztu".
To ja geniusz informatyki zaproponowałem, że obok naszego biura jest punkt z komputerami, na pewno dane odzyskają. Pojechali ze mną, jeden moim samochodem ze mną, babka drugim. Dojechaliśmy do biura, dysk znalazłem, w punkcie powiedzieli że jak kupie pendrive i zapłacę 300 zł to mi zrzucą to z dysku.
OK, siedzimy, czekamy, a koleś z obsługi tak się patrzy i patrzy na tą babkę z policji gospodarczej. patrzy i mówi "Ja panią skadś znam!". My z gliniarzem po sobie (byli po cywilu) to będzie dobre.
On jeszcze chwilę myśli i mówi "Już wiem! Pani mnie w banku aresztowała, jechaliśmy do mnie do domu na rewizję!"
W trakcie mojego przesłuchania babka się mnie pyta o tego kolesia od ksero, czy go znałem. Mówię że raz go widziałem jak kserowaliśmy, że wiem że kolega z nim coś tam działa, że ma na imię Zdzisio itp.
A czy wiem jak Zdzisio ma na nazwisko?
Nie wiem.
Otóż on się nazywa .......... (jakieś nazwisko) - i patrzy na mnie z wyczekiwaniem, jakby miało to na mnie zrobić wrażenie.
No i? Nie kumam o co chodzi.
To rodzina tego ........... (ksywka) znanego gangstera.
Aaaaaa. No wie pani ja w branży nie jestem to celebrytów po nazwiskach nie znam
Ale to stąd był podsłuch i cała gruba sprawa, zrobili z tego zorganizowaną grupę przestępczą, już nie pamiętam ale chyba u kogoś klamkę znaleźli to wyszła uzbrojona grupa przestępcza
Kolega wyszedł z aresztu, było to prawie 15 lat temu. Do tej pory nie zapadł wyrok w sprawie pierwszej instancji Wolne sądy
A potem przyszedł rok 2008, wielki kryzys, banki na krawędzi upadku, skończyło się rozdawanie kredytów jak i nasz biznes. Zainwestowaliśmy więc w komis samochodowy, ale to już inna historia

Zaloguj się aby komentować

Prosiliście o historyjki z barwnego życia, to proszę, pojadę ze swoim pierwszym biznesem jaki rozpocząłem około 2001 roku handel nazistowskimi pamiątkami (pozdrawiam wszystkich którzy mnie już po tym kojarzą z innych forum)
#originalcontent #biznes #nazizm #prawdziwehistorie
Byłem tuż po liceum, ale nie była to moja pierwsza praca, wcześniej pracowałem w firmie ubezpieczeniowej wieczorami, ale wkurzyli mnie jak wstecz obniżyli nam wynagrodzenie (tzn na koniec miesiąc powiedzieli że zapłacą połowę, bo za dużo zarabiamy).
Tak się złożyło, że trafiłem na bazar staroci gdzie znajomy handlował różnymi gadżetami, między innymi nazistowskimi reprodukcjami militarów: odznaki, naszywki, medale, klamry itp szpej. Słowo do słowa i wpadłem na pomysł: zacznę tym handlować w internecie. Generalnie kto pamięta te czasy, gdy jeszcze słowo allegro kojarzyło się jedynie z muzyką, w telefonach nie było aparatów, cyfrówki kosztowały kupę pieniędzy, a stałe łącze w domu to jeszcze był rarytas...
Szybko przeszedłem od słów do czynów i założyłem swój pierwszy sklep internetowy, postawiłem go sam na oscommerce. Trochę zdjęć, na GOLu zgłosił się chłopak który za 50 zł od paczki wycinał mi tła ze zdjęć żeby ładnie wyglądało (pozdro kolego!), trochę tekstów i ruszyłem. Od razu olałem polski rynek i zrobiłem tylko po angielsku, ceny w euro i dolarach, narzut +100%, grubo albo wcale. Do tego kampania reklamowa na adwords...
Strona nazywała się germanmedals.biz i oprócz niemieckich były też polskie i radzieckie, ale oczywiście najlepiej szły nazistowskie...
Pierwszym problemem były płatności:
Chciałem aby to szło automatycznie, tzn integracja z paypalem. Wszystko było OK, aż ktoś mnie po chyba roku podkablował paypalowi i się wkurzyli, kazali usunąć integracje i wszystkie wzmianki o PayPal ze strony. Pewnie Żydzi jak nic
Chciałem podpisać umowę z PolCardem, wtedy to jeszcze nie było tak jak teraz że pełno operatorów i to chwila żeby przyjmować płatności. PolCard zrobił umowę na kilkadziesiąt stron, kazali sobie zapłacić 2000 zł za uruchomienie, już było dograne i w dniu uruchomienia pisze jakis fircyk dyrektor że wszedł na stronę i się zszokował, że oni wypowiadają umowę. Trochę się pokłóciłem, ale nic nie dało. Na szczęście przynajmniej nikt nie poruszył kwestii tej kasy za uruchomienie a oni się nie upominali...
Kolejnym większym problemem był polski urząd celny.
Mniej więcej w tym czasie dostałem grzywnę za przemyt zabytków. Wkurzony byłem strasznie, bo miałem jakieś takie śmiecie: połamany medal, jakieś zniszczone guziki, pół nieśmiertelnika, wszystko sprzed 1945... Sprzedałem to na Allegro niemcowi za jakies 50 zł, wysłałem od Niemiec, a tu po kilku tygodniach wezwanie na policję: przemyt zabytków, prokurator, sprawa w sądzie. Odpowiedziałem, że to śmiecie a nie zabytki i żeby spadali. Cisza kilka miesięcy i bach, wyrok zaoczny grzywna 400 zł. Pomyślałem olać sprawę, 400 zł to nie pieniądz żeby się szarpać. O tym jak się myliłem dowiedziałem się kilka lat później jak chciałem zaświadczenie o niekaralności...
Podobny problem był z wysyłaniem tych kopii współczesnych. Co zobaczyli na cle swastyke i np. 1939 to od razu "mamy go! przemyt zabytków!". Pierwsze z dwa razy to poszło na policję, jak udowadniałem że to nie zabytek tylko reprodukcja, to oddawali i umarzali. Później na cle już mnie znali to tylko zatrzymywali i wzywali żeby złożyć zaświadczenie od konserwatora zabytków że to nie zabytek.
Byłem u konserwatora zabytków z tymi regaliami, a ten "ale ja jestem konserwatorem zabytków, a to współczesny śmieć, a nie zabytek, bardzo proszę wypierdalać". Wróciłem na cło i mówię że konserwator zajmuje się zabytkami a nie współczesnymi rzeczami i nie wystawi żadnych papierów, a ci dalej, nie puszczą tego za granice jak nie będzie papieru. Kwadratura koła.
Ostatecznie już tak mnie znali, a ja ich, że jak moja przesyłka nie dochodziła przez 14 dni do adresata, to pakowałem kolejna i wysłałem, a ta wcześniejsza wracała do mnie po paru dniach z cła zwrot. Oni wiedzieli że to ja, więc już nawet nie chcieli mnie widziec tylko je zawracali, a ja wiedzialem że mi odeślą więc jej nie szukałem. Dotyczyło to jakiś 10-15% przesyłek więc dało się żyć.
Klientów mialem z całego świata. Nawet z Makau. Babka na poczcie nie wiedziała co to jest, myslała że się wygłupiam.
Wysyłałem to jako listy polecone bo wychodziło dużo taniej niż paczka, takie małe pudełko ale potrafiło ważyć dobre pół kilo. Babki mnie nienawidziły jak musiały na formacie A5 nakleić w rogu znaczki za 50 zł A jak nie miały znaczków po 5 zł, to potrafiło wychodzić z 30-40 znaczkow Jedna wpadła na pomysł że będzie naklejać je na zakładkę, ale wpadła kierowniczka że znaczek musi być cały widoczny, czy nie jest podarty i moje listy były oklejane z każdej strony pudełka: z przodu, z tyłu, z boków
Raz nawiązałem kontakt z jakimś Niemcem który zamówił duża ilość, ale chciał odebrać osobiście w Szczecinie. Na tyle dużo że wsiadłem w pociąg Warszawa-Szczecin i mu zawiozłem. Umówiliśmy się w jakimś centrum handlowym. Już dojeżdzam, dzwoni na komórkę telefon z Polski. Jakaś przestraszona babka mówi że jest tu jakiś łysy pan z Niemiec, nie może się do mnie dodzwonić (nie ogarniał roamingu) i czeka na mnie przyszedłem na miejsce a to taki typowy wielki naziol: łysy, szelki, krótkie spodnie, glany, czerwone sznurówki, wielki taki ale sympatyczny
Zarobiłem na tym wyjeździe 2000 zł w jeden dzień więc byłem mocno zadowolony wracając...
Ostatecznie zrezygnowałem z biznesu bo... nie chciało mi się pakować paczek Zarabiałem wtedy jakieś 5000 zł miesięcznie robiąc po 15-20 godzin tygodniowo (ponad 20 lat temu! za wynajem połowy mieszkania w Warszawie płaciłem 700 zł...) i nie chciało mi się pakować paczek chciałem zatrudnić do tego przyjaciólkę z która mieszkalem, ale moja dziewczyna mówi "nieee po co jej bedziesz płacił, ja ci będę pakowała". No i tyle z tego pakowania że przesyłki leżały po 2 tygodnie bo nikomu się nie chciało ich ogarnąć...
88472a13-b00b-41a3-8626-72efca7632f0

Zaloguj się aby komentować

Ostatnio pisałem o mojej przygodzie sprzed kilku lat w bazie #wojsko #usa w Belgii. Tak się śmiesznie złożyło, że niedawno wylądowałem w innej bazie wojskowej USA, a mianowicie w Redzikowie.
Tutaj śmiesznej akcji nie było, ale parę ciekawostek mogę Wam napisać.
Trafiłem z zaprzyjaźnioną firmą, dla której świadczę usługi #elektryka: mieliśmy zrobić 4 gniazdka, zajęło nam to dwa dni.
Baza ochraniana jest wyjątkowo nie przez prywatną firmę, ale przez polskie wojsko na zewnątrz i amerykańskie wojsko w środku. Najpierw dyżurka polska, dwie bramy z polskimi żołnierzami, a potem dyżurka i brama amerykańska. Do głównego budynku z radarem (na zdjęciu) jeszcze jedna brama, tam już nie wchodziliśmy bo nie mieliśmy po co
W prasie czytałem że rosjanie byli zaproszeni do obejrzenia bazy, ale odmówili. No pewnie, mnie też wkurza jak sąsiad kupuje sobie nowy samochód i chce żebym go obejrzał.
Samochody Military Police w malowaniu polskim (europejskim), czyli srebrne z pasami odblaskowymi na bokach, pewnie dlatego że też jeżdżą poza bazą, to ludzie muszą wiedzieć kto to. Ale już karetka i straże pożarne typowe wozy amerykańskie. Nawet hydranty przywieźli swoje: podejrzewam że nie chcieli ewentualnych niezgodności sprzętu (np gwinty metryczne vs calowe).
Kable też były amerykańskie: PE zielone, cieńsze niż fazowe (jak w UK, ale tam żółto-zielone). Cała instalacja prowadzona w stalowych rurkach, jak w UK. Robili to jacyś Haitańczycy Ale napięcie na 230V, ciekawe na jakie napięcie izolacja, nie sprawdzałem...
Oczywiście musiałem odwiedzić sklepik z pamiątkami. Okazało się że jest oficjalny sklep, gdzie można kupić np. dres Navy (zmienili napis, nie jest już ten font co na filmach, ale dresu mi nie sprzedali "sorry it's uniform"), amerykańskie żarcie, było PS5 (nie zdążyłem zapytać po ile), ale tez pamiątkowe koszulki z bazy.
Zdjęcie koszulki załączam, co ciekawe jest to oficjalna koszulka Navy, z hologramem i numerem seryjnym. Nie znalazłem w necie żeby dało się to kupić online, także trochę kolekcjonerska Szkoda że w Belgii nie zdążyliśmy odwiedzić sklepiku...
Był też nieoficjalny sklepik samych żołnierzy w jednym z biur. Różne koszulki (szybko się zorientowałem, że nieoficjalne po marce na metce, pewnie na Allegro sobie zamówili), szklanki z laserowym grawerunkiem, klamry do pasa, czapeczki itp.
O ile w oficjalnym sklepie platnosc tylko karta i w dolarach, to oczywiscie nieoficjalny sklepik tylko zlotowki i tylko cash. Chlopaki sobie dorabiaja do żołdu
Na parkingu pełno samochodów z warszawską rejestracją, okazało się że to żołnierzy US and A. Kupują sobie je tutaj.
Z ciekawostek to logo z koszulki (oficjalne logo bazy) zrobili też na wielkich wycieraczkach. Jakoś mnie to trochę zszokowało że można sobie buty wytrzeć w polska i amerykańską flagę, ale coż, inna kultura. No i na logo na wycieraczce błąd ortograficzny, na szczeście koszulki bez bledu
1754d864-efdf-480b-9657-e284fdc77973
88c9bd41-b7ac-4365-bc68-a6d8dfc5a404
bec2a4ca-b9d0-441e-a058-2175db4893b4

Zaloguj się aby komentować

Druga część wpisu, bedzie mniej smiesznie, a bardziej technicznie...
https://www.hejto.pl/wpis/slyszalem-ze-lubicie-smiesznehistorie-i-prawdziwehistorie-to-mam-dla-was-cos-co-
#smiesznehistorie #prawdziwehistorie #elektryka #wojsko #usa
Poprzednia część zakończyła się na dojechaniu do bazy lotniczej w Belgii, był piątek wieczór. Chłopaki mówili "wpadniesz zrobisz pomiary i jutro rano jesteś z powrotem w domu. Szybka robota, łatwa kasa"
Podjechaliśmy do bramy, zrobili mi zdjęcie, wydrukowali przepustkę, jedziemy dalej. Pokażcie mi tą waszą pralnię.
Na płycie lotniska stał rozbity namiot. Wielki jak skurczysyn, z 2 wielkie helikoptery by się zmieściły, a w środku 6 pralek i 6 suszarek. Obok agregat. Zapytałem czy większego namiotu nie mieli, oni w śmiech że tylko taki był na szybko do kupienia a armia USA się nie pierdoli w tańcu, ma być szybko i w terminie, a pieniądze nie ważne. Agregat też kupili a nie wynajmowali, jebać biedę.
Ja patrzę, a tam wszystkie urządzenia na przedłużaczach wpiętych jeden w drugi i na jednej esce 16A. "Ej, a to może być tak że jak zaczną prać i suszyć to będą wywalały bezpieczniki?" pytam. Chłopaki pobledli "Karwa nie może tak być, ma wszystko działać albo nas ujebią koncertowo". "No to panowie mam zła wiadomość, wszystko jest zjebane, trzeba robić od nowa. Macie kable 3x2,5, bezpieczniki i gniazda?" "Nic nie mamy, jest piątek 22:00 wszystko zamknięte, jutro hurtownie również pozamykane, a to ma być gotowe maks do 12:00 w sobote... (smutny kot face)". No to mamy problem.
Pojechaliśmy do hotelu, pobudka przed 6 rano. Jedziemy do Francji do marketu, bo tam otwierają godzinę wcześniej market budowlany (we Francji o 7:00, w Belgii o 8). Kabel 3x2,5 i gniazda kupiłem, ale te eski jakieś takie dziwne. Okazało się że w jednym module ale L+N i C16, B16 nie używają. Ale to mi akurat nie przeszkadzało. Później się okazało że oczywiście ledwo da się to wszystko spiąć w małej rozdzielnicy agregatu gdzie zasilanie było 6mm2 a te dziurki w esce jak musieli z każdej strony zmieścić dwie, to ledwo dały radę. Co się nakląłem to moje.
No ale kupiliśmy wracamy, wsadzam eski, dzielę je na fazy, rozkładam kable, gniazda, wszystko idzie zajebiście, pogoda dopisuje. Jak już skończyłem klnąć że te 6mm2 nie chcą mi wejść w otwory w eskach... Odpalam agregat, podnoszę zabezpieczenia, a tu buch! Strzela, zwarcie, eski spadają. Co robi debil? Podnosi je jeszcze raz! Przecież to na pewno przypadek, nie? I znów buch zwarcie. Zrobiłem się bielszy niż ten namiot był.
Co się okazało? W agregacie przewody były następujace: niebieski, czarny normalny, czarny cieńszy, brązowy, żółto zielony. Ostatni wiadomo PE, a który N? N jak Niebieski, wiadomo, podstawowa zasada elektryki. Przez myśl przeszło mi czemu ten jeden czarny jest cieńszy, ale co chwila wpadają żołnierze z brudami, czy już czy już, czemu jeszcze nie, gacie czystych nie mam a pralnia niegotowa. No i podłączyłem ten niebieski jako neutralny.
Poszło międzyfazowe 400V na urządzenia, bo neutralny to był ten cienki czarny. Moje szczęście że chłopaki jak te przedłużacze brali to nie oszczędzali i wzieli takie droższe z warystorami. Przedłużacze wszystkie szlag trafił i niestety jedna pralkę też...
Ale to nie koniec przygody. Jeszcze w samochodzie chłopaki mowia że wymogiem jest uziemienie 20 omów. OK, zrobiliście? No pewnie że tak, co kilkadziesiąt metrów w płycie lotniska jest otwór żeby wbić szpilkę. Wbiliście? No pewnie ze dwa metry weszło! Matko boska energetyczna miej mnie w opiece, 2m to na pewno za mało, ani tego wyjąć ani dobić skąd ja szpilki w piątek w nocy wezmę...
W sobotę dojechał do nas wojskowy elektryk, amerykanin z bazy w Polsce. Bliżej nie mieli? Nie wiem. Ale zorientowali się że mamy przejebane jak w ruskim czołgu i wysłali go na pomoc. On generalnie nie mógł nic robić bo zlecenie było realizowane przez podwykonawcę a nie przez wojsko, ale doradczo i nadzorczo jak najbardziej. Przyjechał z Sonelem, mówi że najlepszy miernik. Ja w tym czasie wstyd Uni-T UT595 bez certyfikatu, bez mierzenia uziomów, całe szczęscie że on przyjechał.
No i co przyjechał, wypłakałem się że spaliłem pralkę, on mówi nie martw się, ja w USA pół domu spaliłem jak puściłem międzyfazowe na urządzenia 110V, ale miałem ubezpieczenie i wszystko pokryło (no świetnie, szkoda że ja nie miałem wtedy ubezpieczenia, ale w sumie jedna pralka to jeszcze nie aż taki koszt). Stwierdził że zacznie mierzyć to uziemienie. Rozłożył sondy na trawniku po drugiej stronie drogi, mierzy. 28. Przesuwa sondy. 30. Przesuwa 27,5. Jesteśmy udupieni, chłopaki już myślą gdzie wysłać CV...
Poleciał po wodę z solą, leje wokól tej szpilki, mierzy, leje, mierzy, leje, aż się zrywa i krzyczy "Wojski Wojski chodz szybko, rób zdjęcie". Patrzę... 19,9 oma. Wyciągnął jakims cudem z tych 2m szpilki
No to ja ide mierzyć impendancje petli zwarcia. Nie wychodzi, nie wychodzi. Co jest, wiem UniT to szajs ale żeby aż tak. A tu zerowe napięcie miedzy L-PE. Agregat w układzie IT... No to nie dziwne że nie wychodzi. I teraz co zrobić? Uziemić punkt centralny agregatu i zrobić TN czy nie uziemiać i nie będą działały te eski na zwarcie doziemne... Dobrze że on był to podjął decyzję, uziemiamy! Zrobiliśmy, zaczęło działać pomiary wyszły.
A tymczasem jak my walczyliśmy z prądem to chłopaki walczyli z wodą. Wiadomo na środku lotniska wody i kanalizacji nie ma. To kupili dwa mausery (takie zbiorniki 1000L na palecie). Jeden na czystą wodę, drugi na ścieki. No i o ile czystą wodę ogarneli, jakaś pompa robiła ciśnienie i do pralek woda leciała, tak z brudna był problem: pralka chce wode grawitacyjnie wylewac, a do mausera trzeba przecież poziom wody podnieść żeby się gorą wlało... W markecie zaczeli szukac pompy do brudnej wody, ale były same zanurzeniowe. Wszystkie sklepy specjalistyczne zamkniete, po angielsku nikt nie chcial gadac, po polsku tylko kurwa rozumieli (albo sie nauczyli wtedy).
Chlopaki byli juz zrezygnowaniu, w koncu jakims cudem udało się cos wlasciwego kupić i około godziny 21:00 w sobote, z tylko 9 godzinowym opoznieniem udalo sie to uruchomic. Ulga że weź! W niedzielę rano byłem z powrotem w domu. Pralkę powiedziałem żeby wzięli w rozliczeniu za dodatkowe prace, a zaplacili tylko za pomiary. Umawiałem się na coś koło 2,5 tys więc nie było źle.
A teraz pytanie którego nikt nie zadał, ale na pewno wątpliwość się pojawiła: czemu wzieli mnie, a nie kogoś lokalnego? Otóż nikt z lokalsów nie chciał albo nie umiał gadać po angielsku, a jak już gadał to mówił że termin za tydzień. W końcu stwierdzili że szybciej będzie ściągnąć kogoś z Polski, a jak mówiłem budżet był ogromny, ale czasu mało...

Zaloguj się aby komentować

Słyszałem że lubicie #smiesznehistorie i #prawdziwehistorie to mam dla Was coś co mam nadzieję trochę rozerwie.
Kiedyś dawno temu wrzucałem ją na żywo na wykop. Co się działo, emocje, wszyscy mnie dopingowali i sprawdzali czy jeszcze żyję. Jak ktoś to pamięta, to tak, to ja Historia w 100% prawdziwa, ale nie obrażę się jak ktoś nie uwierzy, bo sam bym nie chciał wierzyć...
Początek przygody to piątek godzina około 15:00. Pojechałem po żonę do jej pracy, czekam w samochodzie, dzwoni telefon. Dodam gwoli wyjaśnienia że jestem elektrykiem a wtedy szła reklama na AdWordsach moich usług.
  • halo dzień dobry, czy wykonuje pan pomiary? potrzebujemy zrobić pomiary w pralni w namiocie, zasilanej z agregatu
  • tak, nie ma problemu, a dla kogo to pomiary?
  • niech się pan trzyma, dla armii stanów zjednoczonych
  • (ja skisłem, "ktoś mnie do wkrętarki radia eska podał, hehe pewnie żona, zabiję ją, ale dobra będę udawał że się nie zorientowałem) taaak, a gdzie ta pralnia jest?
  • teraz niech pan usiadzie, pod Bruksela w Belgii, czy za godzinę może wsiąść pan w samolot?
  • (no teraz to juz bylem pewien ze wkretarka, get in da chopa nie ma czasu na wyjasnienia) za godzine nie, ale za dwie moge, musze sie spakowac
  • ok, to niech poda pan imie nazwisko i maila, wyslemy bilety
  • (szybko mysle, wyczyszcza mi konto po takich danych? no raczej nie) podałem dane, rozlaczyli sie
Żona przyszła, opowiadam jej tą rozmowę, ledwo powstrzymując śmiech, ona się patrzy jak na idiotę, ja się czuje jak idiota, ale w sumie przyzwyczajony więc nie ma problemu. Jedziemy do sklepu jak bylo w planach, przyjdzie bilet to pomyślimy, a jak nie to jakiś głupi żart.
Sprawdzam pocztę, nic, jeszcze raz nic, no i dalej nic. Czyli żart. Ale sprawdzam kolejny raz. Bing! BIlet z Wizzair w jedną stronę do Brukseli. O karwa jest akcja! Lecę po miernik, czyste gacie, na wszelki wypadek dwie pary jakbym się posrał przypadkiem, wiadomo standard na szybki wyjazd w niewiadomą.
Jadę na lotnisko, chce oddać bagaż, kładę walizkę daję pani bilet, rozglądam się dookoła, ale pani mnie woła.
  • czego chcesz kobieto nie widzisz że jadę na misję, czyli w skrócie "tak słucham?"
  • czy na pewno chce pan dzisiaj lecieć? (i patrzy się na mnie jak na idiotę)
  • no tak dzisiaj, kolega mi wysłał bilet
  • to proszę chwilę poczekać, musze zadzwonić (o karwa zaraz mnie zgarną, gleba nogi szeroko, co zrobileś z tą dziewczynka skarwysynie! albo telewizja z kamera i Mamy CIE!)
  • (ale nikt nie biegnie, nawet marny radiowiec z mikrofonem, a pani gada do słuchawki) tak, tak, tak wlasnie myslalam, dziekuje. Proszę pana ten bilet jest na za miesiąc a nie na dziś.
  • coooo? niech pani pokaże. No faktycznie za miesiąc przepraszam pomyłka (jestem debilem proszę mi wybaczyć, zawsze korzystam z toalet dla niepełnosprawnych)
No to chwytam za telefon i dzwonie. "Halo halo tu Warszawa, bilet jest na za miesiac, o co chodzi" "Karwa musiało się przestawic jak klikałem wstecz, proszę dopłacić różnicę, zwrócimy".
I tu Was mam! Wiedzialem że w końcu pojawi się moment że musze coś płacić. Godziny zmarnowane na oglądanie przekrętów na Discovery właśnie się zwracają! Nie ze mną te numery! Ale dobra, sprawdzę o jaką kwotę chodzi.
Poszedłem do okienka przebukowania biletów, pani mówi że 250 zł (dokładnych kwot już nie pamiętam, jak ktoś znajdzie stary wątek to tam na bieżąco było dokładnie). Nie no, za 250 zł to ja się przelecę do tej Brukseli. Zjem bajgla czy co oni tam jedzą ci chorzy zboczeni Belgowie i najwyzej wroce. Easy peasy lemon squeezy.
Dopłaciłem, przeszedlem odprawę, siedzę czekam na samolot, założyłem wątek na wykopie, wyzwali mnie od fantastów, debili (szybko mnie rozgryźli) i że dobra zarzutka taka na 30% (tak serio wtedy jeszcze tego tekstu nie było, Mistrz dopiero go wymyślał).
Wylądowałem, dzwonie do kolesi, są. Dwóch Polaków. Prowadzą do czarnego Passata na niemieckich rejestracjach, pożegnałem się z niezbędnymi narządami wewnętrznymi, myśląc że jesteśmy razem ostatnie chwile, a żonie wysłalem numery rejestracyjne i model samochodu, żeby wiedziała że męża porwali w czyms przyzwoitym a nie jakąś Corsą. Ale jedziemy i tak sobie myślę, kurde tyle Polaków na miejscu, po co ściągać kolejnego. Młody nie jestem, do domu publicznego to mogliby mnie wziąć najwyżej do mycia podłóg, może będzie dobrze...
Jedziemy, siedzę z tyłu (sam, to pierwszy dobry znak, było ich tylko dwóch więc jakby wsiedli ze mną do tyłu to nie miałby kto prowadzić), niby sobie gadamy o #elektryka ale google maps odpalone, kontroluje gdzie mnie wiozą. Wyjechaliśmy z Brukseli, jakieś krzaczory wiocha, myślę "nie będzie gwałtu jeśli nie będę oponował" ale jakieś takie duże szary obszar na mapie.
Było lotnisko, Chièvres Air Base była baza, było wojsko, nawet namiot i pralnia były. Agregat też był. Gwałtu nie było. Nerki obie zostały. I jak dojechałem to się dopiero zaczęło... Ale to już w drugiej części jutro.
#wojsko #usa
A_I

@NatenczasWojski no mnie ciekawi jak zamówili ci bilet mając tylko twoj adres e-mail, bo przecież potrzebny numer dowodu i data urodzenia ¯\_(ツ)_/¯

NatenczasWojski

@A_I co racja to racja, tego bym przez telefon nie podal. Nie zastanawialem sie jak on to zrobil, podal byle co a potem poprawili na odprawie? Az takim debilem nie jestem zeby komus takie dane przez telefon podac

Marlo_Stanfield

@A_I @NatenczasWojski od jakiegos czasu nie trzeba już tych danych, jest europejska baza i jeśli latamy w UE to wystarczy imię i nazwisko

Zaloguj się aby komentować

Mój teściu ma dziewczynę z #ukraina
Są ze sobą razem ponad 20 lat, generalnie kobieta dużo milsza niż moja teściowa ale to akurat nie ma znaczenia. Kobieta mieszka w Dniprze i mówi tylko po rosyjsku, ukraiński rozumiała ale słabo, więc od lat mam wiadomości z pierwszej ręki i mogę trochę Wam ciekawostek napisać.
Jak był Majdan i w telewizji zobaczyła czerwono-czarne flagi, to pytała się teścia "co to za flagi? przecież to nie nasze?", a on mówi że UPA, "Coo tych bandytów?". Dla nich tam to było (jest?) jednoznaczny odbiór.
Jak zaczęła się akcja z Krymem, to stwierdziła że ona w sumie to by wolała żeby byli w Rosji, niż w Ukrainie. Jakby miała głosować to za Rosją.
Generalnie to teściu jak tam jeździł to mówił że Ukraina na bank się rozpadnie na trzy państwa: wschód do Rosji, zachód do Europy (Polski?), a Zakarpacie do Węgier.
Obecnie po bombardowaniach Ukrainy i Dniepru kobieta nienawidzi ruskich strasznie i życzy im wszystkim żeby zdechli. Także wielki sukces Rosji w zjednoczeniu Ukrainy i całkowitym zniechęceniu ludzi z tego obszaru.
Parę słów o korupcji.
Brat tej kobiety chciał w Dniprze otworzyć biznes. Że kapitału nie miał, to wymyslił że będzie kisił kapuste a bo kapusta tania, łatwo kisić i potem można drożej sprzedać. I wyszła taka rozmowa:
  • ale to co, musisz firmę otworzyć?
  • nieee, nie żartuj, nie stać mnie na firmę. Zaraz wszyscy przyjdą po łapówki, nie mam takich pieniędzy.
  • to jak będziesz do sklepów wstawiał? faktury wystawiał?
  • faktury do sklepów wystawia tylko jedna firma, syna mera Dnipra. Jak chcesz wystawić sklepowi fakturę to wystawiasz jemu, on dolicza sobie prowizję i wystawia sklepowi. Ale sklepy towar biorą za gotówkę.
Jej córka po studiach poszła na policję pracować jako stażysta pomocnik śledczego. Mówi że były trupy, sprawy, generalnie jej się podobało. Skończył się staż, poszła do komendanta żeby ją zatrudnił. A ten "daj 1000$ to zatrudnię" A pensja wtedy była z 300$
Z kolei kobieta kiedyś się chwali że za łapówkę jej syn zatrudnił się w firmie X. Teść pyta "ale mówiłaś że w X nie płacą pensji od pół roku?" "tak, ale ile można wynieść!"
Znajomy z kolei mieszkał w Doniecku, jak jeszcze to było normalne miasto, przed całym zamieszaniem. Trudnił się handlem antykami. Kiedyś wpadła do niego milicja, dwóch go trzymało, czterech wynosiło rzeczy. Jak się zmeczyli noszeniem to wyjęli protokół i zaczęli spisywać co w domu ma i co mu rekwirują (wcześniejsze oczywiście zniknęło). Miał sprawę w sądzie, sąd go uniewinnił, kazał rzeczy z protokołu oddać. Poszedł znajomek z wyrokiem na milicję "oddajcie rzeczy" "zapłać 5000$ to oddamy". No to wrócił do sądu "milicja nie chce oddać", sąd znowu napisal żeby oddali. Wrocił na komendę z nowym pismem, a milicja "zapłać 5000$ to oddamy".
Tak to kiedyś było... Oby im się udało teraz to poogarniać...
Jeździłem trochę na #bialorus , ale tylko do Grodna, to zdecydowanie tam większy porządek był. Białorusini Ukraińcami gardzili. Całe Grodno posprzątane, elewacje czyste, jedyny dom z grafiti i zaniedbany to jakaś pożydowska kamienica taka ciekawostka. Samochody zatrzymywały się przed pasami lepiej niż wtedy w Polsce. Podobno mandaty rosły x2 każdy kolejny, więc szybko się nauczyli.
Siedzimy w kafejce i znajomy Białorusin mówi że wprowadzili wtedy podatek od bezrobocia. Kto nie miał pracy, ten płacił podatek bo na pewno coś na lewo robi. Obowiązek pracy, ale kafejka o 10 rano w tygodniu pełna. Pytam się to czemu ci ludzie tutaj siedzą, a on w śmiech. Były przypadki że wpadała milicja do kina w czasie godzin pracy i ludzi legitymowała czemu nie pracują
Oczywiście wszystko wtedy kupowali w Polsce. Mówił że więcej znajomych spotyka w Auchan w Białymstoku niż w Grodnie. I nie mogli zrozumieć, jak to jest, że polskie jabłka są tańsze niż białoruskie ziemniaki...
Każdy młody chciał mieć kartę Polaka. Jego córka mówi "tata a my nie mieliśmy przodków z Polski?" "nie no z Ukrainy raczej, ale z Polski chyba nie" "a ta babcia Maria? Maria to polskie imię!"
Kołchozy przeogromne, od horyzontu po horyzont jedna uprawa danego kołchozu. Robiło to wrażenie jak sie porównało z polskimi ojcowiznami pociętymi w paski.
Celnik białoruski na granicy wyluzowany strasznie nam się trafił. Jechałem swoim samochodem ale rejestracje mazowieckie więc wiadomo że raczej nie mrówka. Wychodzi z jakimś formularzem po rosyjsku i mi daje "umiesz czytać po rosyjsku?" "nie umiem, macie po angielsku?" "mamy ale nie chce mi się szukać, zaznaczaj da da niet niet da niet niet, podpisz". Dobrze że potem nie było "gleba, nogi szeroko!". Pewnie teraz już inny klimat na granicy...
Marnowanie energii to tam było koncertowe. Znajomy mi pokazuje blok z wielkiej płyty, nieocieplony i mówi "w tym bloku nie ma kaloryferów" "jak to? to jak grzeją" "w ścianach zewnętrznych idą rury, połowa ciepła do środka, połowa na zewnątrz". Generalnie domów ocieplonych to tam nie widziałem. Tylko granicę się minie to już wiadomo że Polska bo prawie wszystkie ocieplone.
Jego matka emerytka nam się żaliła że strasznie czynsz podnieśli (a w czynszu woda i ogrzewanie). Pytam się "a ile podnieśli", "no było 12$ a teraz 15$", a ile masz emerytury? "210$". Jak się dowiedziała jakie w Polsce czynsze i rachunki to się za głowę złapała
Sklepów w mieście było bardzo mało, klimat jak w Polsce koniec lat '80. Brak Żabek na każdym rogu.
Ale bezpieczeństwo bardzo duże. Zostawiłem cyfrówkę na siedzeniu nowego SUVa tego kolegi. Mówię "wracamy bo szybę wybiją" "nie wybiją, spokojnie". Jak wróciliśmy to na środku ubitego placu, nieoświetlonego, po ciemku stał tylko jego samochód. Z aparatem i kompletem szyb.
Z ciekawostek, to jedziemy jakąś drogą ledwo co trochę asfaltu było, przez wiochy że psy dupami szczekają, a tam przed kotlinką stoi duży znak z napisem coś po rusku i po angielsku "Danger! Fog!". WTF
A przypomniało mi się jeszcze jak jechałem do Truskawca (to oczywiście znowu Ukraina). Trasa do Lwowa była ok, standard europejski, ale źle skręciłem, zjechałem na boczną z takimi dziurami jakby ktoś ją bombardował. autentycznie wielkie na 3 m i z 40 cm głebokie. Tak zaczeło majtać nami na wszystkie strony że pies zaczął żygać non stop aż się bałem że się odwodni i zdechnie, a to chichuachua (w sumie szkoda że nie zdechła bo wredne to psy strasznie, nie polecam).
W Truskawcu byliśmy w wielkim sanatorium Dnipr (w sumie to śmieszny zbieg okolicznosci), pięter z 12? już nie pamiętam, a nie chce mi się szukać zdjęć w necie. Bardzo dużo kuracjuszy i wtedy (a było to z 8 lat temu więc XXI wiek w pełni) ani jednego komputera! Wszystko było zapisywane w wielkich A3 zeszytach. Śmiać mi się chciało bo akurat grałem wtedy na komórce w takie zakreślanie kratek po cyferkach (nie pamietam jak sie to nazywa, taka łamigłówka) i to samo robił masażysta czekając na klientów, tylko że na papierze.
Za pobyt tam zapłaciliśmy takie grosze, za tydzień w trzy osoby z jedzeniem i zabiegami, mniej niż dwie doby w Polsce bez jedzenia. Ale oczywiście hotele o standardzie europejskim też tam stały, tylko że podobno ceny wyższe niż w Polsce. A przecież nie po to jechaliśmy na Ukraine żeby płacić więcej
Napisałbym jeszcze o fajnych knajpach we Lwowie, najlepsze knajpy jakie widzialem, ale już mi się nie chce
NatenczasWojski

@smiejsiezzycia z tesciem albo z zona bylem nic nie sprawdzilem.

NatenczasWojski

@Szpadownik nie wiem, w koncu mi nie powiedział. Mialem wrazenie ze tam wszyscy udaja, ludzie ze pracuja, milicja ze ich goni...


Lapowki wtedy juz byly podobno bardzo rzadko. Przynajmniej przy niskich kwotach. Znajomy mowil ze jego kolega mial stracic prawo jazdy i ostro probowal dac kase milicji i nie wzieli. Prawko stracil.

Zaloguj się aby komentować

Gdzieś kiedyś przeczytałem że rodzice zawsze swoim dzieciom dają nieaktualne i kiepskie rady. Wynika to z prostej zależności: ta rada była dobra, gdy oni byli młodzi, świat się zmienił i teraz ważne jest już coś innego.
Moi dziadkowie mówili moim rodzicom: znajdź pracę w państwowej firmie i pracuj tam do emerytury. Bam! Upadek PRL, państwowe molochy padły i nagle trzeba sobie radzić na zmiennym rynku prywatnych firm. Promowana przedsiębiorczość. A u nich brak takich umiejętności. Kto miał rodziców co kombinowali za komuny i nauczył się kombinowania, to zarobił w latach '90 majątek.
Moi rodzice z kolei mówili mi: idź na studia, naucz się angielskiego, po studiach świetna dobrze płatna praca. I co? Okazało się że moje roczniki wszyscy poszli na studia, większość na gówno studia, angielski zna każdy i poszukiwani są ludzie co mają konkretne umiejętności, często po technikum, a nie liceum+studia lansu i baunsu.
Ja zaś do tej pory mówiłem mojej córce: najważniejsza jest wiedza, konkretne umiejętności i doświadczenie. Zobaczysz, ten kto to ma, zawsze sobie poradzi. Otworzy firmę albo będzie specjalistą. Nie ważne studia, ważne umiejętności.
I co? Nagle wchodzi #ai i zdałem sobie sprawę że wielu specjalistów kompletnie będzie niepotrzebnych. Wiedza? Po co wiedza w głowie jeśli bot będzie miał większa wiedzę i będzie miał logiczniejsze, mniej subiektywne wnioski? Architekt, prawnik, grafik, programista i wiele innych zawodów bazujących na wiedzy i umiejętnościach zaraz zostaną pozbawieni większości pracy...
Co więc będzie potrzebne w najbliższych latach? Zacząłem myśleć i uwaga oto moje wnioski
Zawsze najbardziej cenne jest to co w danym pokoleniu (i społeczeństwie) jest w niedostatku. Brakowało ludzi ze studiami to byli cenieni. Zrobiło się ich dużo - stali się bez większej wartości. Czego ludziom brakuje, a wygląda że będzie tego jeszcze mniej?
Osobistych kontaktów międzyludzkich... Umiejętności nawiązywania relacji, kontaktów osobistych, utrzymywania ich. Jak to zmonetyzować? Jakie zawody powstaną gdy najbardziej będziemy potrzebowali kontaktu z żywym, życzliwym człowiekiem? Czegoś realnego, a nie rozmowy z porno lalą na bot chatcie?
#rozwojosobisty #dzieci #biznes #edukacja
Quake

@NatenczasWojski "Osobistych kontaktów międzyludzkich... Umiejętności nawiązywania relacji, kontaktów osobistych, utrzymywania ich. Jak to zmonetyzować? Jakie zawody powstaną gdy najbardziej będziemy potrzebowali kontaktu z żywym, życzliwym człowiekiem? Czegoś realnego, a nie rozmowy z porno lalą na bot chatcie?"

przyjaciel na telefon? chyba nie da się tego zmonetyzować.

Mickey

@NatenczasWojski już widzę jak AI odbiera pracę programistom, gdzie na świecie są jeszcze firmy janusze które nie chcą dać pracownikom zdalnego, ale tak wdrożą w projekt jakiś program obcej firmy który nie wiadomo jakie gówno będzie generował XD

SUQ-MADIQ

@razorn3 bzdury, w polsce bez problemu doszedłem do dyrektora produkcji (pm)

Zaloguj się aby komentować

Poprzednia