#lima

0
3
Mój drugi dzień w Limie miał być krótki, bo już wcześniej kupiłem sobie na późne popołudnie bilet lotniczy do Cuzco, stanowiącego bazę wypadową do Machu Picchu czy Tęczową Górę Vinicunca. 

Nie mając specjalnych planów zdecydowałem się udać na "bezpłatną" wycieczkę z przewodnikiem po centrum miasta, którą to polecali mi w hostelu. Gdzieś o 9 rano pod drzwiami hostelu zjawił się wspomniany przewodnik i podążyłem za nim na autobus jadący w stronę centrum. 

Żeby skorzystać z autobusu należało mieć specjalną kartę pasażera, ale przewodnik uświadomił mnie, że powszechnym jest poproszenie kogokolwiek miejscowego o zapłacenie swoją kartą przy bramkach i danie mu odliczonej kwoty w gotówce. Gdy dotarliśmy do historycznego centrum, przewodnik skołował skądś dodatkowych turystów i po kilkunastu minutach ruszyliśmy oglądać starówkę. 

Niezbyt pamiętam historie, które opowiadał. Może najlepiej tę, w której powiedział, że wbrew obiegowej opinii to Peru, a nie Kolumbia jest największym producentem kokainy na świecie. Albo już zupełnie niezwiązany z Peru fakt, który uświadomił mnie jak świat jest mały - w autobusie podpytał mnie skąd dokładnie jestem i powiedział, że zna jedną osobę z Poznania, bo uczy ją hiszpańskiego na Skypie. 
Nigdy się nie widzieli na żywo, ale wie, że ta dziewczyna przeprowadziła się na Maltę, bla bla bla. No i cyk - okazało się, że znam tę dziewczynę Na moją prośbę przewodnik cyknął sobie ze mną selfiaka i wysłał do niej z pozdrowieniami ode mnie. Jak się domyślacie, była solidnie zaskoczona

Co mogę powiedzieć o samym centrum historycznym? Pewnie niewiele. Niespodzianką było to, że główny plac nie nazywał się tutaj Plaza de Armas jak we wszystkich pozostałych miejscach, które odwiedziłem, tylko Plaza Mayor del Lima. Z wycieczki pamiętam jeszcze, że weszliśmy na chwilę i dosłownie na kilkanaście metrów wgłąb dzielnicy Rimac, sąsiadującej ze starówką i będącą obszarem niezbyt bezpiecznym dla turystów - ot taki odpowiednik faveli.

Na koniec "darmowej" wycieczki przewodnik zabrał nas pod zaprzyjaźnione stragany z lokalnymi specjałami (co było do przewidzenia). Nie zamierzałem nic kupować, ale chciałem gościowi wcisnąć w rękę jakieś 20 soles (nieco ponad 20 zł) za poświęcony czas. Zanim to jednak zrobiłem, przewodnik powiedział całej grupie, że o ile wycieczka była darmowa, to jednak on żyje wyłącznie z tego i że ludzie zazwyczaj dają mu 50 soles od osoby za poświęcony czas. Trochę mi zrzedła mina, bo trochę to było naciąganie - wycieczka trwała niecałą godzinę, więc jakieś 5 stów jakie chciał za to wyciągnąć od naszej grupy to było trochę sporo. Widziałem, że niektórzy dawali mu 50 soles od pary albo jeszcze inne kwoty. Koniec końców dałem mu 40 i pożegnałem się.

Powrót do hostelu zajął mi więcej niż początkowo zakładałem, bo nie do końca czaiłem, który przystanek autobusowy jest mój. Autobusów jeździło tam co niemiara i przystanków na odcinku 100 metrów można było zliczyć ze 3 - każdy dla innego zestawu autobusów. Prawie wsiadłem do autobusu jadącego w przeciwnym kierunku, ale ostatecznie udało się. Swoją drogą, co godne uwagi, główne arterie metropolii miały 2 wydzielone buspasy, w tym jeden dla linii ekspresowych. Pomyślicie, że co za marnotrawstwo ulic, ale autobusy kursowaly tam serio co chwilę. Nie wiem ilu ludzi dziennie podróżuje w Limie komunikacją zbiorową, ale są to na pierwszy rzut oka olbrzymie ilości.

Miałem lekką obsuwę czasową i już się nieco zacząłem martwić, że mogę nie zdążyć na samolot, ale koniec końców udało się. W tym całym pośpiechu zapomniałem jednak oddać w hostelu kluczy do mojego pokoju i zorientowałem się w tym dopiero przechodząc przez kontrolę bezpieczeństwa. Zastanawiałem się, czy obciążą moją kartę, czy może wezmą to na siebie, bo w sumie przy wymeldowaniu najwyraźniej też zapomnieli o nie poprosić - w przeciwnym wypadku wyjąłbym je z kieszeni. A może o nie poprosili i wyjąłem je z kieszeni, ale później odruchowo schowałem je z powrotem? Ciężko stwierdzić. W każdym razie miałem wyrzuty sumienia i postanowiłem, że jeśli będę jeszcze przejeżdżał przez Limę, to im je podrzucę.

Tymczasem jednak leciałem do Cuzco, w którym miałem spędzić łącznie co najmniej tydzień. A może nie tyle w samym Cuzco, co w okolicach - miałem przecież w planach kilkudniowy trekking w kierunku Machu Picchu - Salkantay Trek. Ale o tym w kolejnych wpisach.

#polacorojo #podroze #lima #peru
23749c0d-e28e-46a6-bbfb-d3e0f4b10474
28e68038-413c-40c1-8cc9-44b9ad094f87
2b02852a-06ba-4e97-9722-59def9ac979c
b462e8bd-87fb-41cd-9688-9599b1fe6ac0
e6e99282-bed0-47e2-b201-a0b95a1fe898
Dudleus

@Sniffer świat jest mały, wiele razy słyszałem o tym, że ludzie znają te same osoby będąc na innych kontynentach.

Sveg

Lima bez chmur i mgły? Jaki farciarz.

Peru to najladniejszy kraj w jakim bylem. Szczególnie Nazca i okolice ❤️

Sniffer

@Sveg mówią, że głupi ma szczęście, tak więc to tłumaczy mojego farta do pogody


W Nazca nie byłem, ale dla mnie osobiście najłatwiej było na 2 kilkudniowych trekkingach - Salkantay (czyli w stronę Machu Picchu) oraz Santa Cruz (nieopodal Huaraz). Żałuję, że nie miałem już czasu na Huayhuash, bo podobno jeszcze piękniejsze widoki. Peru ma przepiękne miejsca, ale przez ten cały syf w miastach itd. znajduje się w moim rankingu znacznie niżej niż choćby Argentyna czy Chile.

Sniffer

@CyberDomino Stefan Liżme lubi to.

Zaloguj się aby komentować

Pierwotnie miałem siedzieć w Rio de Janeiro trzy dni, ale zostałem na 10. Cieszę się, że nie kupowałem biletów lotniczych z wyprzedzeniem, bo straciłbym przez to możliwość podziwiania niesamowitych widoków z Pedra da Gavea, którymi dzieliłem się w poprzednim wpisie. Tak więc podróżniczy styl YOLO ma swoje plusy, bo można być elastycznym. Ale ma też minusy, bo kupowanie biletów na ostatnią chwilę wiąże się z płaceniem niemałych pieniędzy. Szukałem lotów do Limy w przeróżnych konfiguracjach - przez Chile, Argentynę, Kolumbię lub bezpośrednio z Brazylii, z datą wylotu plus minus 5 dni - najtańsza opcja z bagażem rejestrowanym wynosiła prawie 3000 zł. Kosmos. Za tyle to czasem da się polecieć na drugi koniec świata w dwie strony z wygodnymi przesiadkami. A tutaj miałem lot budżetową linią z międzylądowaniem w Sao Paulo z 5-godzinnym koczowaniem w środku nocy na lotnisku.

Lotnisko w Sao Paulo nocą nie należy do miejsc ciekawych. Nie znalazłem otwartych żarłodajni ani niczego, co pomogłoby przetrwać w przyjemnej atmosferze kilka godzin do wczesnoporannego lotu. Chodziłem dookoła i patrzyłem na ludzi próbujących się zdrzemnąć - nie pomagały w tym jasne światła jarzeniówek i głośne komunikaty na temat kolejnych lotów, skrzeczące raz po raz z głośników. Spanie oznaczało też wystawienie się na ewentualnych złodziejaszków, którzy teoretycznie mogli znajdować się wśród innych podróżnych. Ja jednak byłem nieźle przygotowany.

W bagażu podręcznym miałem swój cienki, gówniany śpiwór, który wziąłem z Polski na wszelki wypadek, a także podróżną opaskę na oczy. Znalazłem sobie przytulny kącik na rzędzie krzeseł przy jednym z gate'ów (wybrałem jednak taki, który nie był całkiem opustoszały), wsadziłem podręczny bagaż w nogi śpiwora, po czym sam się do niego wczołgałem, nasunąłem opaskę na oczy, w uszy wetknąłem słuchawki i voilla. Poczułem się nawet całkiem komfortowo i bezpiecznie. Nastawiłem sobie 3 różne budziki, żeby nie przegapić lotu i tak sobie przetrwałem w półśnie kilka godzin.

W Limie z lotniska do centrum można się dostać na kilka sposobów. Ja wybrałem dojazd współdzielonym busikiem, który zarezerwowałem 2 dni wcześniej, żeby przyoszczędzić na Uberze (Quick Llama Airport Shuttle, polecam zamawiać z wyprzedzeniem). Bus zatrzymywał się pod wskazanymi przez podróżnych hotelami i hostelami i tak oto przed południem meldowałem się w moim hostelu w dzielnicy Miraflores, uchidzacej za najbardziej turystyczną i bezpieczną. Pierwszą godzinę poświęciłem na 2 rzeczy - załatwienie lokalnej karty sim oraz zadbanie o swoje zdrowie.

Tak jak w poprzednio odwiedzonych krajach ogarnięcie sobie dostępu do mobilnego internetu było drogą przez mękę, tak w Peru okazało się to łatwiejsze - zapytawszy w hostelu gdzie mogę dostać kartę SIM i aktywować pakiet danych, odpowiedzieli, że mogę to zrobić u nich od ręki. I faktycznie po 5 minutach miałem komórkową łączność ze światem.

Co do zrowia - z Rio wyjeżdżałem z przeziębieniem, które już w samolocie rozwinęło się do ostrego zapalenia zatok przynosowych. Postanowiłem więc kupić w Limie coś przeciwzapalnego, zestaw do irygacji zatok oraz przede wszystkim chusteczki higieniczne, bo leciało mi z nosa w sposób ciągły. Ku mojemu zdziwieniu w pierwszych dwóch sklepach nie mieli chusteczek na widoku, a gdy pytałem o nie, używając znalezionej w słowniku frazy, patrzyli na mnie skonsternowani. Potem odwiedziłem 2 kioski - to samo - patrzyli jak na debila. Wchodzę w końcu do apteki. Najpierw proszę o zestaw do irygacji zatok (też konsternacja, a gdy pokazuję im zdjęcia z internetu jak to wygląda i na czym to polega, odpowiedzieli, że nie mają takiej rzeczy). Zrezygnowany proszę o chusteczki higieniczne. I znów patrzą jak na debila. Używam hiszpańskiego słowa - dalej nic. Pokazuję zdjęcie - kręcą głową ze smutkiem na twarzy. W kolejnej aptece to samo. No co do chuja?

Wracam do hostelu, żeby chociaż wydmuchać nos solidnie. Pytam w recepcji, gdzie mogę dostać chusteczki higieniczne, bo już próbowałem w 6 miejscach. Dopiero gdy pokazałem im zdjęcie, powiedzieli:

- Aaaa, one nie są tutaj popularne, ciężko je dostać. Zazwyczaj ludzie biorą trochę papieru toaletowego w kieszeń i tyle.

Przyznam, że trochę osłupiałem. Zakładałem, że jest to towar z tych podstawowych, używanych wszędzie na całym świecie. Najwyraźniej nie. Może wyłazi ze mnie skrajna ignorancja, ale wtedy się zdziwiłem trochę.

- Spróbuj tutaj - pokazują na mapie - tu jest bardzo duży market, oni powinni mieć takie rzeczy.
- A będą mieli wodę lub Powerade'a w "sportowych" butelkach z dziubkiem? - dopytuję - bo tych też nigdzie nie widziałem w sklepach.
- Hmmmm, być może - słyszę w odpowiedzi - te też nie są zbyt popularne u nas.

Szczęśliwie okazało się, że ten większy market mieszczący się na 2 piętrach miał zarówno chusteczki w 10-paku jak i butelki z dziubkiem. Spytacie - po co mi była ta butelka? Ano skoro nie mieli nigdzie profesjonalnego zestawu do irygacji zatok, postanowiłem zrobić własny - wystarczyła taka właśnie butelka i trochę soli kuchennej, której użyczono mi w hostelu, sypiąc trochę do wziętej przeze mnie na wszelki wypadek torebki strunowe. Tak, miałem lekkie obawy, że przy jakiejś nieoczekiwanej kontroli będą mnie mocniej trzepali na widok niewielkiej ilości białego proszku w torebce "dilerce" i skończę jak bohater pasty krążącej po wypoku

Popołudniem udałem się na spacer wzdłuż nabrzeża. Widoki były niezłe, choć do tych z Rio się nie umywały. Nie zamierzałem jednak narzekać. Droga wiodła chodnikiem położonym na klifie, z którego obserwowałem ocean i łapiących fale surferów. Pomyślałem sobie, że w sumie spoko opcja, że w stolicy kraju można sobie iść po pracy posurfować. W Warszawie tego nie uświadczysz Usiadłem w jakiejś knajpie z ładnym widokiem i w samotności zjadłem przyzwoitą kolację za nie najmniejsze pieniądze. Przy stoliku obok siedziała jakaś rodzina z USA, w której to w miarę młoda dziewczyna opowiadała swoim rodzicom czy innym wujkom na temat wojny na Ukrainie. To był maj 2022, a więc dość świeżo po inwazji. Gdy usłyszałem, że ona to w sumie bardziej wierzy Putinowi niż Żeleńskiemu i że to właśnie Rosję powinno się w tym konflikcie wspierać, bo walczą z faszyzmem, chciałem wstać i jej przypierdolić. Ledwie miesiąc wcześniej mieszkałem pod jednym dachem z obcą mi parą z Ukrainy, która zdołała uciec przed wojną, a moja koleżanka z kijowskiego biura wprowadziła się z rodziną do mojej drugiej miejscówki. Znałem więc szczegółowe relacje z pierwszej ręki. Ciężko mi było słuchać na spokojnie tych bzdur padających z ust osoby, która gówno wiedziała, a mimo tego tak zdecydowanie się na ten temat wypowiadała. Trochę żałuję, że nie wstałem i nie przedstawiłem swojego punktu widzenia. Z drugiej strony - sam chyba teraz gówno wiem na temat wydarzeń w Strefie Gazy i nie mam pojęcia, któremu z przekazów ufać. Podczas podróży poznałem zarówno licznych Izraelczyków jak i kilkoro Muzułmanów - jak można się domyślać, przedstawiają oni teraz zupełnie odbiegające od siebie opisy wydarzeń w swoich instagramowych relacjach i na próżno szukać u nich zgodności co do tego kto jest ofiarą, a kto agresorem. Więc jeśli mogę mieć o coś pretensje do tej młodej Amerykanki, to nie o to, że nie wiedziała, jak było naprawdę, tylko o to, że z takim przekonaniem przekazywała kremlowski punkt widzenia, nie mając okazji porozmawiać z nikim, kto był tym konfliktem bezpośrednio dotknięty.

Wieczorem wybrałem się jeszcze w bezpośrednią okolicę hostelu, ale ze względu na pogarszający się stan zdrowia nie łaziłem zbyt wiele. Zresztą bycie zaczepianym co chwilę przez okoliczne prostytutki i dilerów czy alfonsów wcale do przyjemnych nie należało (mimo poczucia względnego bezpieczeństwa w tym obszarze). Więcej o Limie w kolejnym, oby już krótszym wpisie.

#polacorojo #podroze #peru #lima
e9e1bd3f-4d27-4b72-8281-e640bd611b8e
d7bbe570-7c97-4b23-87bb-a77f97c3bedc
4ddfada3-5219-4c90-8d7b-609535a9b623
0f33693b-160a-412e-aca6-d3ce148fb252
a5623b82-587d-4920-be56-2f12f0b19915
michalnaszlaku

Ten zestaw z białym proszkiem mógł narobić problemów Chociaż znajomy ostato opowiadał, jak lecieli z żoną na wakacje to mieli w torbie pół kilo proszku do prania w podobnym worku I też przeszło

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem