@100mph powiedzmy że dostrzegam podobieństwa I widzę takie podjazdówki to nie tylko u mnie były. U mnie może nie szantażowali, że nie wydadzą mi świadectwa (jakby odebranie albo nie tego gówno wartego papierka cokolwiek realnie znaczyło xD). Jakby nie wydali tych festyniarskich pardon nagrodowych książek, to nawet bym się ucieszył, bo w toku nauki zebrałem ich aż za dużo i mało która była jakkolwiek "normalna", za to większość przypominała czyszczenie lokalnej księgarni ze złogów. Szczególnie na etapach od gimnazjum w górę- do dziś pamiętam grubą jak chuj książkę "Zrozumieć Unię Europejską"... bo czemu nie Studniówkę też miałem w dupie, bo nigdy mnie takie spędy nie interesowały, szczególnie że miałbym jeszcze fundować nauczycielom wyżerkę, ale u nas nikt o to cyrków nie robił poza kilkoma nawiedzonymi społeczniakami z klasy którzy latali za nauczycielami co przerwa, którym z niekłamaną przyjemnością kazałem spierdalać i tymi cringowymi naukami poloneza na WFie (don't ask), za to po prostu klasą zrobiliśmy zbiórkę po kilka dyszek i naszym nauczycielom na koniec roku kupiliśmy prezenty. Słowo klucz- naszym, a nie całej bandzie darmozjadów, z którymi nigdy nie mieliśmy do czynienia, ale wg niektórych powinniśmy też ich po dupach całować.
A strona www? No... była. I ewoluowała w niesamowicie ciekawy sposób Otóż utrzymywał ją nasz nauczyciel informatyki i dziwnym trafem strona się zmieniała wtedy, jak oddawaliśmy na jego przedmiocie zaliczenia z robienia jakichś rzeczy na rzeczonych stronach internetowych... które to rzeczy potem magicznie się implementowały na stronie szkoły. Oczywiście dziwnym trafem bez nazwisk autorów, ale typ był na tyle bezczelny, że nawet nie zmienił kolorów, ani nie poprawił niedoróbek, przez co wyglądało to niekiedy komicznie. Dzikie czasy, że nikt mu nawet wtedy nie zwrócił uwagi, dziś po prostu by się człowiek nie zastanawiał tylko prosto w oczy zapytał przy wszystkich jak to jest upaść tak nisko, żeby okradać dzieciaki z ich pracy na zaliczenie i implementować jako swoją.
Nigdy za typem nie przepadałem, szczególnie po tym jak nam zrobił sprawdzian z komend z VIMa, które musieliśmy wcześniej zapisać w zeszycie. Wszystkie. 16 kurwa stron zeszytowych. I potem zrobił z tego sprawdzian gdzie komendy podawał na czas. A potem, po latach jak się przypadkiem spotkaliśmy na mieście, to jeszcze próbował mnie zwerbować, żebym przyszedł do szkoły na jego lekcję i poopowiadał dzieciakom o swojej pracy i wcisnął jakieś ściemy jak to jego przedmiot mi w tym pomaga. Z grzeczności tylko się dyplomatycznie uśmiechnąłem, bo typ serio myślał, że się urwę z roboty, żeby mu pompować balonik przed uczniami na jego przedmiocie, oczywiście za psi chuj, bo jakżeby inaczej. Gdzie jakbym się tam pojawił, to bym im w 45 minut zrobił takie otwarcie oczu, że typ by popuścił w gacie z wkurwienia, bo pierwszym zdaniem po przedstawieniu się byłoby "nie łudźcie się- ten syf który wam tu wciskają nigdy wam się w życiu nie przyda, bo raz- jest przestarzały o kilka dekad, dwa- teraz się robi w technologii, o której tutaj nigdy nie usłyszycie, trzy- nikt tego na co dzień nie praktykuje i cztery- tym bardziej nikt tego nie kuje na pamięć- praca to nie szkoła z debilnymi pamięciówkami, więc po prostu odpierdolcie te wszystkie zaliczenia na pałę i skupcie się na własnym prywatnym rozwoju, szkolne oceny w życiu do niczego się nie przydają".