Yofukashi no Uta to drobiazg z zeszłego sezonu, lato 2022, mnie osobiście mało porywającego w trakcie emisji. Odkryty już po fakcie, wydaje się jak najbardziej godny polecenia. Jest to wszak, było nie było, prawdopodobnie druga najlepsza szaftoza, odkąd właściwe studio Shaft wzięło było się przekręciło, na pudle zaraz po Kaguya-sama: Love Is War. Mamy tu przecież bardzo udany przegląd tego stylu, znanego doskonale z klasycznych produkcji p. Shinbo, a który to uczył reżysera Yofukashi no Uta, p. Itamurę. 
Ba, styl szaftowski jest tak dalece przyswojony, że mamy nawet takie duperele, jak świat niemal całkowicie wyzuty z postaci tła, chociaż to też kwestia zakotwiczonego po zmroku settingu. Head tilty przyjmowałbym jeszcze jako ironiczne puszczanie oczka do gówniarskich lat reżysera, ale powtarzają się tak często, jakby chciał p. Itamura zeżreć truchło p. Shinbo w całości. Brak mu do tego chyba tylko filtru z perforowanego papieru, pacynek, i witraży. Co jest w Yofukashi no Uta całkowicie oryginalne, to - ta prześwietlona kolorystyka, rodem z jakiegoś Miami Vice, pełna neoniastych różów w szczególności. 
No fajnie, bajka jest naprawdę ładna, a reżyseria dalece bardziej świadoma swojego medium, niż jest to w standardzie. A jak się ma do historyjki na ekranie? Nieletni główny bohater szwenda się po nocy po pustym mieście, aż tu napotyka wampirzycę, z którą odtąd buja się wspólnie. Historię można by było w sumie skwitować frazą "alternatywko, zrujnuj mi życie," bo wampiryzm stanowi tu przez lwią część czasu raczej silną przenośnię dla wprost stylu życia wyzwolonej latawicy, której latka lecą, wobec tego fajnie jej zmienić rutynę z nieletnim bolcem u boku. I tak oglądamy nocne wygłupy gówniaka uczącego się życia i jego dalece bardziej doświadczonej partnerki, która uwielbia świńskie żarty, ale nie znosi mówić o miłości. No, byłoby tak, gdyby nie wjechało na pełnej już bardzo dosłownie wampiryczne pierdolamento. 
Seans jest, w znacznej mierze, doskonale wolny od tego nieznośnego posmaku urban fantasy, gdy to bohaterom różnych serialków zdarza się marnować czas antenowy na wprost nużące wykłady nt. swojej urban fantastyki, jak gdyby robili streszczenie karty postaci głównego nieludzia. Albo nastąpiła jakaś interwencja edytorska, albo autor adaptowanej tu mangi wystrzelał się z polotu, bo właśnie te męczące pseudo-folklorystyczne kasztany zaczynają się w końcu wkradać do fabuły. Przyznam wprost - bardzo nie spodobało mi się wprowadzenie do tej historii większej liczby wampirów. Wolałem, gdy główna bohaterka pozostawała absolutnym unikatem, a zatem i chodzącą alegorią. 
Wchodzi cała wampiryczna społeczność, wchodzi pod sam koniec nawet przegadana koncepcja wampiryzmu, wchodzi wampirów zwalczanie - i po co to komu było? Po co były te scenki akcji, pasujące tu jak pięść do nosa? Już zdecydowanie lepiej byłoby pozostawić tę serię jako przenośnię, w której to na starej piczy młody anime protagonista się ćwiczy, anime w typie straszaka na widzów hipnotyzowanych sezon po sezonie nierealnymi babami, a które to baby nierealne, muszę przyznać, mimo wszystko uosabiają kolejne wampirki. Ba, wprowadza się tu w pewnym momencie postać koleżanki w wieku głównego bohatera, której jakoś nikt nie zamierza mordować, mimo że sama zna ten straszliwy sekret wampirów w wielkim mieście. 
Raczej liczyłem na to, że bohater w finale rzuci ten nocny interes dla dziewuszki z klasy, a swoją podstarzałą alternatywkę będzie wspominał jako junacką przygodę. Seria kończy się jednak gorzej, a w dodatku bezczelnie szczuje na zakup mangi, stanowiącej ciąg dalszy, w sposób strasznie podobny do niedawnego adaptowanego Dorohedoro. Warto obejrzeć Yofukashi no Uta, no ale bez przesady - są w tej cenie lepsze baje.
https://www.youtube.com/watch?v=0Bm6XOK7gmA
aberotryfnofobia

@tobaccotobacco Ma sens co piszesz i zaczynając anime miałam obawy że takie będą problemy. Zamiast oglądać dalej doczytam sobie mangę, zobaczę ile wytrzymam.

Zaloguj się aby komentować