Wyjazd #wspinaczka , czyli #trenujzhejto w wersji praktycznej.
Nie wiem czy jest wiele sportów tak frustrujących jak wspinanie. Na pewno szachy, gdzie jeden ułamek sekundy rozproszenia może zepsuć cały, półtorejgodzinny wysiłek - jedno przeoczenie i partia w plecy. W jakimś trekkingowaniu, rowerowaniu, pływaniu - po prostu można zacząć przemieszczać się wolniej, odrobinę się może i opierniczać, ale na tę górkę czy do jakiegoś "gdzieś" się dotrze. Jak ktoś odpadnie z peletonu na grupowym treningu - to jednak po walce i prawdopodobnie mocno ujechany, a być może i tak dociągnie w grupie, ale nie dając zmian. A tutaj... nie dość, że jedna chwila zawahania, czy też złe rozczytanie, niezauważenie czy zagapienie się potrafi zniweczyć cały wysiłek, to jeszcze do tego nie da się tak po prostu zjechać na dół i wrócić do tego samego miejsca, bo to już inne mięśnie wchodzą i inny, bardziej zmęczony człowiek. A jeśli dodamy do tego, że na mocnym zmęczeniu czasem nawet proste ruchy, z dobrych chwytów, zdają się brzęczeć wszędzie, od uszu, do końca kręgosłupa...
Podsumowując: jestem zadowolony. ;D Owszem, były spadnięcia z prostych miejsc na drogach typu 6a+, gdzie zbułowałem się wybierając zły wariant i nie starczyło mi siły (i spostrzegawczości) by zobaczyć, że poprawna sekwencja leży, ale nieco obok. Niemniej jednak jestem w stanie z marszu fizycznie pokonać każdą 6a/6a+ - jeśli nie popierdzielę sekwencji, ale i to mi się o wiele rzadziej zdarza. Maksymalnie zrobiłem 6b+, a wwędkowałem się przez 6c (łatwe 6c, bo jednak z jednym trudnym i siłowym miejscem) - jest to jednak duży postęp, jeśli popatrzymy na to, że jeszcze niedawno na wszelki wypadek wolałem sobie zrobić 5c na wędkę, a pamiętam, jak niespokojnym było prowadzenie tych trudności.
Najgorsze jest to, że nie mam cierpliwości do powtórzeń - sądzę, że patentując mógłbym regularnie wstawiać się w 6c, może w coś lekko mocniejszego, ale po prostu: włażę gdzieś, wieszam wędkę na innym, trudniejszym "gdzieś" i robię raz, z blokami lub bez - i idę dalej. Więc w sumie nie znam mojego poziomu RP, muszę się cieszyć tym, że tkwię gdzieś na poziomie 6b/6b+ OS. I to też mnie satysfakcjonuje.
PS. Nie, podczas wyjazdu, byłem zdecydowanie zawiedziony tym, jak idzie. Perspektywa kilku dni jednak trochę zmieniła
Nie wiem czy jest wiele sportów tak frustrujących jak wspinanie. Na pewno szachy, gdzie jeden ułamek sekundy rozproszenia może zepsuć cały, półtorejgodzinny wysiłek - jedno przeoczenie i partia w plecy. W jakimś trekkingowaniu, rowerowaniu, pływaniu - po prostu można zacząć przemieszczać się wolniej, odrobinę się może i opierniczać, ale na tę górkę czy do jakiegoś "gdzieś" się dotrze. Jak ktoś odpadnie z peletonu na grupowym treningu - to jednak po walce i prawdopodobnie mocno ujechany, a być może i tak dociągnie w grupie, ale nie dając zmian. A tutaj... nie dość, że jedna chwila zawahania, czy też złe rozczytanie, niezauważenie czy zagapienie się potrafi zniweczyć cały wysiłek, to jeszcze do tego nie da się tak po prostu zjechać na dół i wrócić do tego samego miejsca, bo to już inne mięśnie wchodzą i inny, bardziej zmęczony człowiek. A jeśli dodamy do tego, że na mocnym zmęczeniu czasem nawet proste ruchy, z dobrych chwytów, zdają się brzęczeć wszędzie, od uszu, do końca kręgosłupa...
Podsumowując: jestem zadowolony. ;D Owszem, były spadnięcia z prostych miejsc na drogach typu 6a+, gdzie zbułowałem się wybierając zły wariant i nie starczyło mi siły (i spostrzegawczości) by zobaczyć, że poprawna sekwencja leży, ale nieco obok. Niemniej jednak jestem w stanie z marszu fizycznie pokonać każdą 6a/6a+ - jeśli nie popierdzielę sekwencji, ale i to mi się o wiele rzadziej zdarza. Maksymalnie zrobiłem 6b+, a wwędkowałem się przez 6c (łatwe 6c, bo jednak z jednym trudnym i siłowym miejscem) - jest to jednak duży postęp, jeśli popatrzymy na to, że jeszcze niedawno na wszelki wypadek wolałem sobie zrobić 5c na wędkę, a pamiętam, jak niespokojnym było prowadzenie tych trudności.
Najgorsze jest to, że nie mam cierpliwości do powtórzeń - sądzę, że patentując mógłbym regularnie wstawiać się w 6c, może w coś lekko mocniejszego, ale po prostu: włażę gdzieś, wieszam wędkę na innym, trudniejszym "gdzieś" i robię raz, z blokami lub bez - i idę dalej. Więc w sumie nie znam mojego poziomu RP, muszę się cieszyć tym, że tkwię gdzieś na poziomie 6b/6b+ OS. I to też mnie satysfakcjonuje.
PS. Nie, podczas wyjazdu, byłem zdecydowanie zawiedziony tym, jak idzie. Perspektywa kilku dni jednak trochę zmieniła
Wspinanie to 60% porażki, 30% płaczu i depresji oraz tylko 10% sukcesu
Zaloguj się aby komentować