W cieniu klasy średniej Warszawa zmienia się w "małą Moskwę". Bogacze ze Wschodu tworzą enklawy przepychu
hejto.plRozwijająca się w stolicy klasa średnia od lat modeluje Warszawę "po europejsku" — modne knajpy i kawiarnie, odnowione parki, ulice "odbierane" samochodom na rzecz pieszych i rowerzystów to tylko niektóre przykłady. W ten krajobraz od mniej więcej dwóch lat klinem wbija się luksus, który wycieka z witryn w niektórych częściach miasta. Luksus, po który bogaci Ukraińcy latami udawali się do Moskwy. Dziś tę "małą Moskwę" mają już nad Wisłą. A ludzie z branży zapowiadają dalsze zmiany na ulicach polskiej stolicy.
"Batalion Warszawa" — złośliwi mówią tak o zamożnych Ukraińcach, którzy za nowy dom obrali sobie polską stolicę, ale właściciele stołecznych butików, hoteli, ekskluzywnych salonów piękności czy sprzedawcy aut zacierają ręce. Warszawa stała się jedną z ulubionych destynacji majętnych Ukraińców. "Możemy im podziękować za to, jak zmieniają miasto" — słyszę od jednego z przedstawicieli "branży luksusowej".
Pytam jedną z mich rozmówczyń, czy Warszawa stała się dla Ukraińców pod tym względem "małą Moskwą". — Tak, małą. No jednak wasz Vitkac to nie jest GUM — uśmiecha się. Zaraz potem dodaje, że najzamożniejsi Ukraińcy ciągle wolą Dubaj.
Nie zawsze było tak różowo. Trzy lata temu nastroje w warszawskiej "branży luksusowej" były raczej minorowe. Renomowane stołeczne hotele czy najbardziej luksusowe centra handlowe żyły w dużej mierze z zagranicznych klientów — a zwłaszcza tych z Azji czy ze Stanów Zjednoczonych. Pandemia mocno ich wizyty jednak ograniczyła. Gdy stopniowo znoszono restrykcje, pojawiła się nadzieja, że zamożni Amerykanie, Chińczycy czy Japończycy znów będą odwiedzać pięciogwiazdkowe hotele i robić zakupy na placu Trzech Krzyży bądź w superluksusowym centrum handlowym Vitkac. To wszystko spowodowało chociażby turbulencje u polskich "króli luksusu", czyli u rodziny Likusów.
Wówczas wojska Władimira Putina ruszyły na Kijów. — Stało się jasne, że czekają nas trudne czasy — opowiadał nam menedżer z branży. O ile bowiem Europejczycy zdają sobie sprawę, że Polska jest obecnie względnie bezpieczna — to Amerykanie czy Azjaci patrzą na mapę i widzą, że sąsiadujemy z Ukrainą i Białorusią. — Sytuacja geopolityczna niestety mocno ograniczyła ich wizyty — wskazują nasi rozmówcy.
Były obawy, że wybuch pełnoskalowej wojny w Ukrainie będzie ciosem dla rynku dóbr luksusowych w Warszawie. Stało się coś dokładnie odwrotnego. Kolejne marki z segmentu otwierają swoje butiki — ostatnio zrobiła to włoska firma Bulgari. Otwierają się kolejne pięciogwiazdkowe hotele — teraz jest ich w Warszawie piętnaście, ale zapowiadane są kolejne.
Cały rynek dóbr luksusowych w Polsce jest obecnie wart rekordowe 55,6 mld zł — wynika z ostatniego raportu firmy KPMG. Boom widać w stołecznych oazach luksusu, na przykład na placu Trzech Krzyży. Obok niedawno otwartego sklepu Bulgari mamy też butik słynnej marki Zegna. Dalej klientów zaprasza marka Davide, jest też nowoczesny salon Audi. Jeśli przejdziemy na drugą stronę placu, trafimy na kolejne luksusowe sklepy — na przykład na salon modnej marki Philipp Plein.
Miłośnicy motoryzacji będą spoglądać raczej na okoliczne ulice — ferrari czy lamborghini już rzadko wzbudzają tam sensację. Ale w polskiej stolicy można kupić jeszcze bardziej ekskluzywne samochody. Warszawa ma salon egzotycznej marki Pagani oraz showroom Bugatti. Nie da się nie zauważyć, że całkiem spora część najdroższych aut, które poruszają się po Warszawie, ma ukraińskie "blachy".
Tak Ukraińcy napędzają luksus
Rozmawiam z młodą Ukrainką, która wybrała się na zakupy do centrum Warszawy. Tłumaczy, że część bogatych mieszkańców Kijowa czy Odessy od razu po wybuchu pełnoskalowej wojny przeprowadziła się do Warszawy, ale nawet ci, którzy zostali w kraju, chcą w trudnej sytuacji pozwolić sobie na trochę luksusu.Przed 2022 r. ich mekką była Moskwa, ewentualnie "Piter", jak określali Petersburg. To do moskiewskiego centrum handlowego GUM przyjeżdżali zamożni Ukraińcy, gdy chcieli "zaszaleć" w najmodniejszych butikach. Jednak wyprawy do Moskwy czy Petersburga stały się niemożliwe, a luksusowe zakupy w Kijowie — coraz trudniejsze.
Warszawski ratusz podaje, że w zeszłym roku stolicę odwiedziło 16 mln turystów. 2,3 mln pochodziło spoza Polski — a wśród nich 20 proc. to Ukraińcy. Oczywiście nie jest tak, że są to wyłącznie "podróże luksusowe", ale te są coraz bardziej zauważalne w stołecznej "branży luksusowej".
Pytam moją rozmówczynię, czy Warszawa stała się dla Ukraińców pod tym względem "małą Moskwą". — Tak, małą. No jednak wasz Vitkac to nie jest GUM — uśmiecha się. Zaraz potem dodaje, że najzamożniejsi Ukraińcy nie jeżdżą raczej do Warszawy, a bardziej np. do Dubaju. Za to nasz Plac Trzech Krzyży jest pewnie popularniejszy wśród nich niż berliński Ku'Damm czy nawet londyńska Oxford Street. Słynne zachodnie aleje zakupowe straciły ostatnio na znaczeniu. Eksperci często wskazują, że kryzys finansowy sprzed kilkunastu lat zmienił zwyczaje najzamożniejszych klientów. Epatowanie drogimi markami nie zawsze jest już w dobrym tonie, bardziej popularny stał się wypromowany przez serial "Sukcesja" tzw. cichy luksus. Wschodnia część Europy jednak mniej odczuła finansowe zawirowania sprzed lat — i zamożni Polacy czy Ukraińcy chcą podkreślać swój sukces znanymi markami.
Paradoksalnie więc polskie oazy luksusu są dziś często bardziej ekstrawaganckie niż te zachodnie. Choć i u nas widać nowe trendy. "Zmienia się zauważalnie sposób postrzegania luksusu. Nieco mniej w nim dzisiaj ekstrawagancji, a więcej wysokich technologii związanych z jakością życia i dbałością o naszą planetę" — zauważa Marcin Malmon z firmy KPMG.
Nie tylko Ukraińcy
Od dwóch lat krąży wiele anegdot o zamożnych Ukraińcach, którzy trafili do Polski. Można było usłyszeć na przykład o osobach, które wynajmowały luksusowe apartamenty i chciały od razu płacić za cały rok z góry.Na rynku nieruchomości bywały z tego powodu emocje. W końcu mało który polski klient chce płacić za rok z góry, a więc wiele biur nieruchomości zaczęło preferować klientów zza wschodniej granicy. Sami Ukraińcy złośliwie lubią mówić o "batalionie Warszawa" i oczywiście jest tu emocja, że część obywateli tego kraju walczy na froncie, a część żyje w bezpieczeństwie i luksusie w polskiej stolicy.
Nie jest natomiast tak, że wyłącznie Ukraińcy odpowiadają za warszawski "luksusowy boom". W ostatnich latach mocno bogacili się też sami Polacy i coraz częściej sięgają po najbardziej ekskluzywne marki. W zeszłym roku aż 2,5 mln Polaków zarabiało przynajmniej 10 tys. zł brutto. Jeszcze w 2021 r. było to raptem 1,2 mln osób. Jak wskazuje KPMG, mamy też coraz więcej osób "bardzo bogatych", czyli takich, którzy zarabiają więcej niż 1 mln zł rocznie. W zeszłym roku mieliśmy ich aż 74 tys.
Zobacz także: Tyle zarabia klasa średnia w twojej gminie. Sprawdziliśmy każdą z nich [WYLICZENIA]
Do tego Polska staje się coraz popularniejszym celem turystycznym. Coraz częściej wracają nawet Amerykanie czy Azjaci, którzy unikali podróży nad Wisłę od wybuchu pandemii. Rynek luksusu ma przed sobą lata szybkiego wzrostu. Paradoksalnie pomogła mu wojna w Ukrainie i to, że mieszkańcy Kijowa uznali Warszawę za "małą Moskwę", ale też wzrost wynika z tego, że słynne marki przez lata Warszawy unikały.
— Proszę spojrzeć nawet na Pragę, nawet na Budapeszt — opowiada Business Insider Polska Marek Noetzel, COO zarządzającej centrami handlowymi firmy NEPI Rockcastle. Mówi, że w tych miastach są wielkie, luksusowe ulice handlowe. W Warszawie ciągle jeszcze nie — choć są u nas duże luksusowe galerie, których z kolei często brakuje w innych miastach regionu.
— Nie ma w Polsce miejsca, w którym człowiek może iść przez piętnaście minut po ulicy i mijać najbardziej prestiżowe butki takich marek, jak Louis Vuitton, Gucci czy Prada — opowiada. Wydaje się jednak, że ich powstanie nad Wisłą to już tylko kwestia czasu.
#ukraina #wojna #polska #pieniadze