644 + 1 = 645

Tytuł: Dzikie żądze. Bronisław Malinowski nie tylko w terenie
Autor: Grzegorz Łyś
Kategoria: biografia
Ocena: 6/10

#bookmeter

W tym mniej więcej czasie Bronisław Malinowski, student i wykładowca London School of Economics, zwierzył się ze swych zamiarów profesorowej Seligman, żonie swego patrona i protektora: „będę Conradem antropologii”. I cel ten, uwzględniając różnice w sile oddziaływania poczytnej literatury i pracy naukowej, osiągnął. Dla obu, Conrada i Malinowskiego, punktem wyjścia dla wielkiej kariery były laboratoria tropików.

--- DYWAGACJE WSTĘPNE ---

Tak jak zapewne trudno pisze się biografie, a już zwłaszcza biografie ludzi, którzy jawią się dość niejednoznacznie, jak na przykład profesor Bronisław Malinowski, tak samo trudno, przynajmniej mnie, pisze się o biografiach. Bo do czego się w tym wpisie odnieść? Do człowieka, którego życiorys właśnie skończyłem czytać, a w zasadzie to do obrazu tego człowieka, który na podstawie lektury ułożyłem sobie w głowie? Do prawdziwości (proszę nie mylić z wiarygodnością!) tego co przeczytałem? W jaki sposób? Nie mam przecież porównania. Profesora Malinowskiego nie znałem, nie miałem fizycznej możliwości go poznać, nawet nie znałem nikogo, kto by go znał. Innych dotyczących tego człowieka źródeł też nie znam – wszak sięgnąłem po Dzikie żądze po to, żeby czegoś się o tej postaci dowiedzieć. A może, jak w przypadku literatury pięknej, odłożyć gdzieś na bok chęć poznania prawdy obiektywnej (tej dostępnej, jakakolwiek by ona nie była), a skupić się wyłącznie na chłonięciu wrażeń? Czy to z historii, czy też ze sposobu jej opowiadania.

Takie pytania przychodziły mi do głowy już w czasie lektury, bo już w czasie lektury uświadomiłem sobie (iście archimedesowska _Eureka!_), że po książki sięga się w jakimś celu. Sięga się po nie po coś. Po co w takim wypadku ja sięgnąłem po Dzikie żądze? Chciałem zapoznać się z sylwetką człowieka, który z jednej strony w początkach XX wieku zburzył „stary ład” w dziedzinie antropologii wychodząc zza biurka i, jako jeden z pierwszych, prowadząc badania w terenie, z drugiej zaś, co okazało się mniej więcej ćwierć wieku po jego śmierci, po publikacji jego nieprzeznaczonych do wydania, osobistych dzienników, wydał się egocentrykiem, bufonem i cynikiem, co trochę przeczy głoszonym i stosowanym przez niego metodom badawczym. Czy panu Łysiowi udało się spełnić moje oczekiwania? Niestety, ale uważam, że nie.

Życie człowieka to mnóstwo obszarów składowych rozciągniętych w czasie, więc – tak mi się wydaje – do pisania biografii można podejść dwojako. Można albo podążać zgodnie ze strzałką czasu, co ma tę wadę, że wydarzenia z przeszłości zdarza się, że wracają po kilku lub kilkunastu latach i w ten sposób trudno czasami utrzymać porządek i jasność przekazu. Można też próbować pogrupować wydarzenia, dzieląc niejako obszary życia człowieka na coś w rodzaju bloków tematycznych. Ma to ten minus, że bez silnego rygoru narracyjnego, a czasem wręcz bez powtarzania pewnych informacji, czytelnik może czuć się zagubiony. Ideałem wydawałoby się stworzenie czegoś w rodzaju „literatury przestawnej”, na wzór znanych z Excela tabel przestawnych, gdzie, w zależności od potrzeb, czytelnik sam mógłby sobie dopasowywać to, pod jakim kątem i w jakiej kolejności chce spojrzeć na życie opisywanej osoby. Póki co jednak jest to chyba coś w rodzaju literary-fiction i, jeśli chce się dotrzeć i poukładać sobie informacje o – jak w tym przypadku – profesorze Malinowskim, trzeba zrobić to samemu. Najlepiej na podstawie kilku źródeł.

--- O KSIĄŻCE ---

Pan Łyś wykonał karkołomną próbę napisania czegoś pomiędzy porządkiem chronologicznym a porządkiem tematycznym i podał ten życiorys pana Bronisława Malinowskiego w formie bloków (rozdziałów), rozdziały te jednak uporządkowane są mniej więcej, na ile – tak mi się wydaje – zgodnie z kolejnością wydarzeń w życiu bohatera. Co dostajemy w tej książce? Stosunkowo mało – być może niestety – jest o samym profesorze Malinowskim. Już od początku Dzikich żądz autor stara się przedstawić tło i kontekst wydarzeń, a nawet spojrzeć na nie z szerszej perspektywy. Okiem badacza, można powiedzieć, próbując czytelnikowi ułatwić spojrzenie i zrozumienie tego, co miało miejsce w okolicach stu lat temu. Dostajemy więc dość bogaty obraz Krakowa i Zakopanego z przełomu XIX i XX wieku, wcale nie cukierkowy, a z obnażoną „dulszczyzną”, szczególnie jeśli idzie o powierzchowną pruderię w strefie seksualności. Nic dziwnego, że ten akurat aspekt mocno jest naświetlony w podanym przeglądzie, bowiem pan Malinowski zasłynął przede wszystkim opublikowaną w 1929 roku pracą _Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji_. (Od razu, na wszelki wypadek napiszę to, czego się z Dzikich żądz dowiedziałem: otóż najbardziej kontrowersyjną obserwacją zawartą w tym dziele jest ta, że społeczność zamieszkująca Wyspy Trobrianda, nie znała czegoś, co my nazywamy „biologicznym ojcostwem”; egzotycznej pornografii literackiej w tym dziele ponoć nie ma, choć tę informację jeszcze być może potwierdzę, bo pracę zamierzam przeczytać.) Kolejną sprawą jest znajomość przyszłego badacza tropików z przyszłym twórcą teorii czystej formy, czy też (również przyszłym) demonem z Krupówek, a więc Stanisławem Ignacym Witkiewiczem, który, jeśli chodzi o erotykę i seksualność też miałby sporo do powiedzenia.

Po macoszemu, moim zdaniem, natomiast potraktowana jest pozostała – dla mnie chyba na dziś ważniejsza – część życia pana Bronisława Malinowskiego. Chodzi o jego krótki pobyt w Lipsku, później w Londynie, aż wreszcie, największa wyprawa życia, która przyniosła badaczowi światowy rozgłos, czyli pobyt w Melanzji. Późniejsza kariera akademicka i błyskawiczne pięcie się po szczeblach kariery naukowej zostało natomiast przedstawione w telegraficznym wręcz skrócie.

Czyta się tę książkę lekko, narracja prowadzona jest zgrabnie, beletrystycznie nawet można wręcz powiedzieć. Autor często oddaje głos opisywanym w niej osobom, stąd mnóstwo cytatów (i pokaźna bibliografia) – zdziwiłem się, jak dobrze momentami potrafił pisać pan Malinowski. Ja nie dostałem od niej, co prawda, tego co oczekiwałem – być może książce pomogłoby dodanie do niej jakiegoś kalendarium pozwalającego czytelnikowi odnajdywać się nie tylko we wrażeniach, ale i czasie, kiedy te miały miejsce? Z drugiej strony rozumiem, że Dzikie żądze to nie jest opracowanie naukowe i w zamyśle pewnie miało być książką z gatunku „popularnych”, mającą trafić do czytelnika, który niekoniecznie chce otrzymać suche informacje albo – jeszcze chyba gorzej – zagłębiać się w naukowe meandry antropologii. I to jeszcze jej dwóch, przestarzałych już dziś, szkół. Traktuję ją jednak jako ciekawy wstęp do poznania postaci jej bohatera, a nawet doceniam za dość zgrabne poprowadzenie mnie po łebkach – tak po łebku profesora Malinowskiego, jak i innych pojawiających się w niej naukowców, literatów, malarzy, polityków. I kobiet. Mnóstwa kobiet.
4ea187a8-4456-4f69-bd79-331e304abe0c
Wrzoo

@George_Stark Ale że w kawiarence bookmeter?

George_Stark

@Wrzoo


O widzisz! I jeszcze licznika zapomniałem! Mam w sobie sporo roztrzepania, a to dobry początek do zostania artystą


@bojowonastawionaowca Licznik mogłem sam dodać, ale społeczności zmienić to nie mam mocy. Pomożesz?


DZIĘKUJĘ!

Zaloguj się aby komentować