#zafirewallem
to będzie wiersz łkany
pisany pod wpływem
dostaniesz to wszystko
czego on sam zechce
krwi więcej łez więcej mięsa
żeby rozrywało
szarpało do kości
a jeśli ci kiedyś przyjdzie do głowy
że mogłabyś poczuć się wyjątkowa
zęby w pięści zaciśnij i milcz
najlepsza jesteś do popychania
ustawiania w cichy kąt:
jeszcze nie pora
jeszcze nie teraz
jutro zapytaj
jak będę się czuć
a teraz idź
dość tego szczebiotania
zaglądania przez ramię
jeszcze ci się w główce namiesza
od wyobrażania
ogniska i świec
spójrz suko w płomień
teraz się bawią dorośli chłopcy
na żywioł pójdą by nakarmić głód
sygnały zebrać na swoją dostojność
kosmos rzęs poruszą
by z ręki chciał jeść
teraz idź suko
i tęsknić się ucz
gdy oczy wypatrzysz
niewidoma ciszej
poprosisz o okruch
.
Autor zdjęcia - Paolo Ra
Popłacz, wytrzyj oczy i smarki, głowa do góry, cycki do przodu i radzimy sobie z rzeczywistością.
Jeśli potrzebujesz pogadać to pisz na PW. Nie wiem czy dam radę pomóc, ale wysłuchać mogę
@moll Dziękuję za ślad i chęć wsparcia, dobrze wiedzieć
@Arche nie ocenię jak stary jest to wiesz, bo Cię nie znam. Wiem za to że trudno o pomoc poprosić, za to łatwiej przyjąć zaproponowaną
@Arche widac inspiracje poznym incelizmem i wplywy blackpillu. A na jezyk potoczny: pojebane(przeslanie) forma ładna
@Tank1991 Matko, bez tłumaczenia nie przebrnęłabym przez ten incelizm. "Pojebane", może i tak, kiedy widzi się z innej strony, gdy dotyka to już niekoniecznie, ale co tam ja wiem, przyjdzie nowe i uderzy mocniej, a wtedy zelżeje i będę mogła się zaśmiać sama z siebie i ze swojej bazgraniny. Póki co, tkwi jak kolec.
moja twórczość jednak ma wyższy poziom xD
@Ugulem_to_troche_wygryw_troche_przegryw Ależ masz długi nick! Poszukam i pozaglądam z ciekawości, a jakże. Uśmiech Ugulemie : )
Czy Twoją poezję można nazwać synestezyjną? Chodzi mi oczywiście o aspekt techniczny, nie warstwę liryczną. Jak poprawnie nazywają się stosowane przez Ciebie zabiegi? Jestem kompletnym laikiem w temacie.
@Piechur A to mi zadałeś klina! Poczytałam o synestezji, którą tu przywołujesz. Bywając na rożnych forach/portalach poetyckich
(bez wskazywania paluchem, gdzie, bo są i lepsze i gorsze miejsca, nie mnie to oceniać, każdemu według potrzeb, poziomy bywają różne), najczęściej w samych komentarzach pod wierszami, czytelnicy/krytycy zdobywają się na analizę, często zwyczajnie z powodu wymogu takich miejsc, które narzucają formułę. Oczywiście, że dawno wszystko zostało pięknie i mądrze ponazywane.
Z ręką na sercu, nie zdarzyło mi się pisać czegokolwiek, zastanawiając się nad doborem środków stylistycznych, typu: metafora, porównanie, przerzutnia, onomatopeja, uosobienie itp. Nie jest to dla mnie nic czego nie znam, i nie umiem zastosować, ale na miły Buk, takie myślenie w trakcie pisania zabijałoby wszystko. A tymczasem są emocje, są słowa które są do wyłapania, bo pojawia się myśl, chęć jakiegoś wyrzucenia z siebie tego, co boli, co dotyka, a może zachwyca, raduje, albo trzyma i nie odpuści, dopóki nie pozwolić temu wyjść. Nie planuję i nigdy nie wiem, jak się poukłada całość, próbuję złapać, ten ulotny moment, zanim odpłynie.
Z pewnością musi to samo do mnie przyjść, lubię to zaglądanie w głąb i przyglądanie się po wszystkim sobie. Każdy taki zapis to ślad, kolejne kroki, po których kiedyś można wrócić do tego, co było. Rozgaduję się, a Ty pytałeś konkretnie, ale pozwól, że zostawię to zastanawianie się nad doborem właściwych środków znawcom tematu, i tym wszystkim którzy analizując, liczą każdą sylabę, i te wszystkie akcenty, stopy: jamby, anapesty, trocheje, amfibrachy, daktyle i jeszcze inne, które nieświadomie popełniam, a potem jestem cała dumna i blada, że potrafię, bo ktoś kto się zna, i komu się chciało przeanalizować, zaznaczył pod spodem, nazwał i już wiem, że tak się po prostu zdarza. Łatwiej było mi kiedyś pisać wiersz rymowany, do wierszy białych dojrzałam z czasem, kiedy już te rymowane mi nie wystarczały. Jestem emocjonalna, więc emocje rządzą, kiedy piszę, bardzo przeżywam, po wszystkim czytam na głos, aż braknie mi tchu i wszystko ze mnie zejdzie. Przyglądam się jak dziecku, i "głaszczę", usuwając wszystko, co czuję sama za nadmiar, ma brzmieć, ma opowiadać, ma chwytać za struny, jeśli mnie haracze, chcę oddać to tak, żeby haratało czytelnika, ale najpierw muszę to sama do szpiku czuć. Jestem gadułą, więc częściej długie formy, które nieraz same przyprawiają mnie o zawrót głowy, bo trzeba to posprawdzać pod względem stylistycznym , ortograficznym, logicznym. Na pewno szukam spójności, obrazu, detali, które mają za zadanie uwypuklić, zadźwięczeć razem, naświetlić tło, całą tę otoczkę, bez której to czucie na jakim bardzo mi zależy, miałoby trudniej dotrzeć. Nie wiem czy da się mnie czytać "wprost", lubię smaki i warstwy i zaglądanie pod. Rodzaj labiryntu, a może bezpiecznej zasłony, trzeba przyłożyć szkiełko i oko, a może bez głębszego zastanawiania, zdać się na "ukłucie". Tyle z moich dywagacji nad formą. Pozdrawiam ciepło i zostawiam link do synestezji, o którą jestem mądrzejsza przez chwilę : )
@Arche Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź i za odsłonięcie kawałka zasłony, dzięki czemu mogłem się dowiedzieć trochę więcej o Twoim procesie twórczym. Mi raczej ciężko idzie wyrażanie emocji, dlatego zastanawiałem się, jak wygląda pisanie u Ciebie i czy te wszystkie przybliżenia stanów są pisane z premedytacją (w stylu: co może fajnie brzmieć razem i nakieruje czytelnika na odpowiednią emocję), czy wylewają się samoistnie.
Z tego co piszesz przychodzi Ci to samo, ale musisz poluzować lejce i dać się ponieść temu koniu
@Piechur "Krótko mówiąc, praktyka czyni mistrza" - też tak zawsze myślę, podglądając, podczytując tych, którzy naprawdę świetnie piszą. Są wśród nich tacy, którym "tworzenie" tak weszło w krew, że każdego dnia powstaje coś nowego. Podziwiam wtedy za tę łatwość, o której większość myśli - "że skoro przychodzi tak prosto, to nic w tym trudnego". "Hektolitry poezji i innych dzieł" - dla mnie tutaj odwrotnie proporcjonalnie - im więcej czytam, tym mniej piszę, albo wcale, zanika wtedy u mnie potrzeba/chęć pisania, nasycam się zupełnie, bez umiaru, ciekawość sprawia, że regularnie śledzę pióro innych. Kiedy czytasz kogoś, kto posiadł pewien rodzaj mistrzostwa, zdajesz sobie sprawę, że to nie tylko talent, dar, ale że stoi za tym najczęściej dojrzałość z całym bagażem doświadczeń, to z niej się naprawdę czerpie. Nie należę do tych, którzy zasiądą przy biurku i będą trenować, choć fajnie byłoby w końcu umieć się zorganizować, mieć silną wolę, co w efekcie mogłoby przełożyć się na większe zadowolenie z siebie, z nadzieją, że jak coś dzieje się systematycznie, to można dojść do wprawy, o jakiej się wcześniej nie śniło. Nic z tych rzeczy, jestem nieprzewidywalna i nieokiełznana, obiecam sobie jedno, a zrobię drugie, a to co miało mnie nie zajmować, zajmie mnie na pewno, po wszystkim będę mieć wyrzuty, że jestem mało wytrwała, że nie potrafię się skupić, że można przecież narzucić sobie dyscyplinę i popracować nad sobą. Otóż nie można! Najwyraźniej nie można i już, jak się jest rozproszycielem od urodzenia, to coś cię łapie i trzyma na maxa,
jak puści, to zaraz złapie cię coś innego. : ))) Wiem jedno, życia mi braknie, żeby spróbować wszystkiego, o czym naprawdę marzę, a jestem jak głodny dzieciak, który chciałby wszystkiego naraz. Jak widzisz jestem do tego gadułą, i dlatego zaraz sprawdzę, o czym miał być ten wątek : )))) Aha! No więc tak, im więcej czytam, tym bardziej nie piszę, i dołuję się tym, że nie piszę, jak i tym, że wszystkim, których czytam, to z taką łatwością przychodzi i że nigdy nie napiszę tak dobrze jak ten ktoś, kogo z zamiłowaniem czytam. Nie, to nie zazdrość, to podziw, że ktoś tak wybitnie potrafi. Mam wrażenie, że czytanie zabija moją wenę. Choć z drugiej strony, gdyby tylko nie czytać, czy nie słuchać muzyki, nie oglądać fotografii, obrazów, filmów, zabrakłoby tych wszystkich wywoływaczy, źródła wszelkich inspiracji. Mam zdecydowanie swoje ulubione obrazy, muzykę, a nawet głos, który wywołuje we mnie taki stan, że nic tylko sięgać po słowa, ale i tu musi to coś samo przyjść, dotknąć, wzruszyć, rozczulić, rozszumieć się w głowie na dobre. Nie wystarczy stan gotowości, gdzie wydaje się, że nic tylko przysiąść i wyłowić cokolwiek z tego szumu myśli, informacji. Musi się najpierw wyklarować do płynnej nitki, takiej do pociągnięcia, szybkiego wychwycenia, i wtedy gwałtownie przyspiesza puls, nie chcesz uronić ani jednej kropli słowa. Po wszystkim przychodzi zderzenie z materią, przyglądam się jej przez pryzmat, wiedząc, że jeszcze chwila i nie zostałby najmniejszy ślad. Czuję się wtedy jak medium, przez które to wszystko przepływa, przechodzi, cały ten przekaz słów. Szczęśliwie "wypruta' mogę ochłonąć, najlepsze dotrze po czasie, kiedy spojrzy się na własny zapis z niedowierzaniem, i wtedy załaskocze.
Zaloguj się aby komentować