Mam bardzo fajne auto (Volvo XC70), ten model marzył mi się od wielu lat, w końcu wziąłem używkę w krótki leasing. Auto full opcja, top silnik, super cena, salon PL, ogólnie wygrałem los na loterii. Leasing już skończony, w tym roku autu stuknie 10 lat, niecałe 200 tys. km udokumentowanego przebiegu. Oddałem teraz na przegląd + oleje, na przeglądzie wyszło kilka "prostych, ale koniecznych do zrobienia rzeczy", faktura na prawie 6000 zł brutto. Wg mnie sporo, wiadomo, kupiłeś Volvo, to płać jak za Volvo, ale to były tzw. "pierdółki" żadne wielkie remonty. Poczytałem, poszukałem na przyszłość, np. komplet amortyzatorów z wymianą to cena ok. 8-9 tys. zł, jakiekolwiek większe "historie" to kwoty > 4 tys. zł, ludzie piszą, że wsadzają nawet po 10 tys. zł rocznie na różne naprawy, choć to rzadkie przypadki, ale jednak.
Do czego zmierzam.
Zastanawiam się czy jest sens trzymać auto i być może pakować się w koszty (stać mnie, ale trochę żal mi jednak takich kwot) czy się pożegnać z marzeniem, kupić nowsze auto z gwarancją i się do niego przekonywać