Budynek Filharmonii w Szczecinie, wkomponowany w starą zabudowę jest dobrą ilustracją miasta.
Tu się dużo dzieje, ale nic się ze sobą nie łączy. Kultura sobie działa, ludzie sobie jeżdżą do pracy. Gdzieś ktoś gra w planszówki, gdzieś ktoś podziwia sztukę nowoczesną, a gdzieś ktoś słucha muzyki Schumana w złotej sali. Gdzieś inny ktoś czeka w kilkumetrowej kolejce do BarRaba, a mija go zabłąkana postać z 13Muz, zmierzająca do kamienicy na Krzywoustego.
Dużo się dzieje, ale wydaje się, że jedynym spoiwem wszystkiego są portale społecznościowe. Trzeba mieć tego Facebooka co najmniej, żeby widzieć całokształt. Miasto samo w sobie to takie lobby bez duszy, które mieści w budynkach i na placach, zapowiedziane w internecie wydarzenia różnej treści. Nie ma społeczeństwa, nie ma kształtu, nie ma nic poza netem.
A może się mylę?
Teraz jeszcze przewija się wiele kultur po ulicach, które wydają się nie mieszać. Ludzie są podzieleni na kolejne sektory, gatunki. Miasto łączy wszystkich tylko jako karton lub dzban. O stałości substancji świadczy tylko siła materii naczynia, bo żywa tkanka społeczna wydaje się być już martwa.