Piechur
★Autorytet
Siema,
Zapraszam na #piechurwedruje , w którym przedstawię krótką trasę na bardzo fajny szczyt, o którym było już w jednym z wcześniejszych wpisów. Zapraszam i zachęcam do obserwowania tagu
---------
Szczyt: Ćwilin (Beskid Wyspowy)
Data: 15 sierpnia 2021 (niedziela)
Staty: 4km, 2h50, 400m przewyżyszeń
2021 rok otworzył przede mną nowe możliwości jeśli chodzi o wycieczki górskie - po czerwcowych przymiarkach do chodzenia z Myszą w nosidle, które zakończyły się sukcesem, wiedziałem już, że otwiera się przede mną nowy rozdział. Od tamtej pory mieliśmy już za sobą kolejne dwie wyprawy, a ja właśnie przymierzałem się do czwartej.
W połowie sierpnia warunki pogodowe sprzyjały wycieczkom. Po krótkich pertraktacjach udało mi się namówić moją babcię, żeby do nas dołączyła - początkowo próbowała się wykręcić, bo myślała, że chodzi o zwykły spacer, ale gdy wspomniałem o górach, to poszło już szybko. Zacząłem szukać odpowiedniego szczytu, który byłby dopasowany i do młodej, i do babci, i w ten sposób stanęło na Ćwilinie.
Naszą wyprawę rozpoczęliśmy z przełęczy Gruszowiec, gdzie zostawiliśmy auto na małym parkingu. Niebieski szlak, którym mieliśmy iść, przez chwilę prowadził przy ulicy, jednak szybko skręcał w stronę pobliskiego gospodarstwa, prowadząc chwilę przy polu, a następnie dając nura w las.
Do pokonania mieliśmy 400 metrów przewyższeń i 2 kilometry, także nachylenie nie było wcale małe, ale dreptaliśmy bez pośpiechu. Babcia, która podczas tej wyprawy miała 87 lat, co chwila zapewniała, że wszystko jest ok, i z lubością oddawała się eksploracji rosnących przy ścieżce krzaczków w poszukiwaniu malin, którymi częstowała Myszora.
Im wyżej byliśmy, tym bardziej musieliśmy uważać pod nogi, ponieważ trasę pokrywały gęsto wystające korzenie drzew oraz luźne kamienie. Wyglądało to bardzo fajnie, ale stwarzało jednak dodatkowy element potencjalnego ryzyka.
Powoli zbliżaliśmy się do szczytu. Przez chwilę oznaczenia szlaku stały się nieco nieczytelne i jakiś czas szliśmy nieoznakowaną ścieżką między powalonymi drzewami, dzięki czemu szybciej dołączyliśmy do żółtego szlaku prowadzącego na Ćwilin. Mysz miała dobry nastrój i całą drogę nawijała makaron na uszy.
Po kilku krokach naszym oczom ukazała się rozległa polana Michurowa i piękny widok na Gorce oraz leżące za nimi Tatry. Było tam też dostępne miejsce na ognisko, niedaleko którego znajdowała się mała kapliczka, czy może tablica pamiątkowa (albo jedno i drugie). Poszliśmy dalej w kierunku szczytu, który leżał już rzut beretem od nas, a z którego widać było także sąsiadującą Mogielicę.
Zrobiliśmy sobie zdjęcie przy tabliczce, a następnie weszliśmy do leżącego za nią lasu. Jest on dość znany ze względu na kształt rosnących w nim drzew, powyginanych w fantastyczne kształty przez smagający je wiatr. Zrobiliśmy w nim dłuższą przerwę, a właściwie to mały piknik, z najróżniejszymi smakołykami. Wszyscy byliśmy w świetnych humorach, pobudzeni słońcem i przebytą drogą.
Nadeszła jednak pora na powrót. Tym samym niebieskim szlakiem udaliśmy się znów w stronę przełęczy. Nie sprawił trudności, ale schodziliśmy ostrożnie, a ja dodatkowo asekurowałem się kijkami. W mgnieniu oka byliśmy już przy samochodzie i w świetnych nastrojach udaliśmy się w drogę powrotną do domu.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia
Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Szczyt: Ćwilin (Beskid Wyspowy)
Data: 15 sierpnia 2021 (niedziela)
Staty: 4km, 2h50, 400m przewyżyszeń
2021 rok otworzył przede mną nowe możliwości jeśli chodzi o wycieczki górskie - po czerwcowych przymiarkach do chodzenia z Myszą w nosidle, które zakończyły się sukcesem, wiedziałem już, że otwiera się przede mną nowy rozdział. Od tamtej pory mieliśmy już za sobą kolejne dwie wyprawy, a ja właśnie przymierzałem się do czwartej.
W połowie sierpnia warunki pogodowe sprzyjały wycieczkom. Po krótkich pertraktacjach udało mi się namówić moją babcię, żeby do nas dołączyła - początkowo próbowała się wykręcić, bo myślała, że chodzi o zwykły spacer, ale gdy wspomniałem o górach, to poszło już szybko. Zacząłem szukać odpowiedniego szczytu, który byłby dopasowany i do młodej, i do babci, i w ten sposób stanęło na Ćwilinie.
Naszą wyprawę rozpoczęliśmy z przełęczy Gruszowiec, gdzie zostawiliśmy auto na małym parkingu. Niebieski szlak, którym mieliśmy iść, przez chwilę prowadził przy ulicy, jednak szybko skręcał w stronę pobliskiego gospodarstwa, prowadząc chwilę przy polu, a następnie dając nura w las.
Do pokonania mieliśmy 400 metrów przewyższeń i 2 kilometry, także nachylenie nie było wcale małe, ale dreptaliśmy bez pośpiechu. Babcia, która podczas tej wyprawy miała 87 lat, co chwila zapewniała, że wszystko jest ok, i z lubością oddawała się eksploracji rosnących przy ścieżce krzaczków w poszukiwaniu malin, którymi częstowała Myszora.
Im wyżej byliśmy, tym bardziej musieliśmy uważać pod nogi, ponieważ trasę pokrywały gęsto wystające korzenie drzew oraz luźne kamienie. Wyglądało to bardzo fajnie, ale stwarzało jednak dodatkowy element potencjalnego ryzyka.
Powoli zbliżaliśmy się do szczytu. Przez chwilę oznaczenia szlaku stały się nieco nieczytelne i jakiś czas szliśmy nieoznakowaną ścieżką między powalonymi drzewami, dzięki czemu szybciej dołączyliśmy do żółtego szlaku prowadzącego na Ćwilin. Mysz miała dobry nastrój i całą drogę nawijała makaron na uszy.
Po kilku krokach naszym oczom ukazała się rozległa polana Michurowa i piękny widok na Gorce oraz leżące za nimi Tatry. Było tam też dostępne miejsce na ognisko, niedaleko którego znajdowała się mała kapliczka, czy może tablica pamiątkowa (albo jedno i drugie). Poszliśmy dalej w kierunku szczytu, który leżał już rzut beretem od nas, a z którego widać było także sąsiadującą Mogielicę.
Zrobiliśmy sobie zdjęcie przy tabliczce, a następnie weszliśmy do leżącego za nią lasu. Jest on dość znany ze względu na kształt rosnących w nim drzew, powyginanych w fantastyczne kształty przez smagający je wiatr. Zrobiliśmy w nim dłuższą przerwę, a właściwie to mały piknik, z najróżniejszymi smakołykami. Wszyscy byliśmy w świetnych humorach, pobudzeni słońcem i przebytą drogą.
Nadeszła jednak pora na powrót. Tym samym niebieskim szlakiem udaliśmy się znów w stronę przełęczy. Nie sprawił trudności, ale schodziliśmy ostrożnie, a ja dodatkowo asekurowałem się kijkami. W mgnieniu oka byliśmy już przy samochodzie i w świetnych nastrojach udaliśmy się w drogę powrotną do domu.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia
Zaloguj się aby komentować