Siema,
Miały być Taterki - będą Taterki. To ostatni wpis dotyczący 2022 roku. Zapraszam i zachęcam do obserwowania #piechurwedruje 
---------
Szczyty: Ciemniak, Krzesanica, Małołączniak, Kopa Kondracka, Giewont (Tatry)
Data: 14 października 2022 (piątek)
Staty: 20.5km, 9h15, 1.560m przewyżyszeń

Kolejny rok z rzędu październik rozpieszczał świetną pogodą. W poprzednim miesiącu miałem zaplanowany dla taty urodzinowy wypad w góry, lecz z różnych przyczyn nie udało się go wtedy zrealizować, dlatego warunki tym bardziej mnie ucieszyły. Umówiliśmy się na wyjazd w piątek, zakładając, że na szlaku powinno być mniej ludzi, i z samego rana wyruszyliśmy do Kir.

Na miejsce dojechaliśmy sporo przed świtem i o godzinie 5 byliśmy już na szlaku. Szliśmy Doliną Kościeliska w stronę polany Zahradziska. Było dość mroźno, a z oddali rozlegało się zachrypnięte szczekanie. Doszliśmy do polany, na której za ogrodzeniem stało konkretne stado owiec, a na jej końcu ujadał potężnych rozmiarów owczarek podhalański. Przez głowę przeszła mi myśl, czy się na nas nie rzuci, ale gdy zbliżyliśmy się do niego trochę się uspokoił. Na poboczu leżał jego kolega, który obdarzył nas jedynie leniwym spojrzeniem i położył się dalej spać.

Doszliśmy do polany, z której rozpoczęliśmy wspinaczkę na Czerwone Wierchy. Podejście dawało w kość, było raczej stromo i momentami ślisko, bo kamienie pokryte były cienką warstwą lodu. Mrok grał jednak na naszą korzyść, bo nie widzieliśmy jaka jeszcze długa droga przed nami i zamiast się tym przejmować, stawialiśmy kolejne kroki. Niebo było praktycznie bezchmurne, więc co jakiś czas przystawaliśmy na znajdujących się na trasie polanach, żeby pozachwycać się małymi brylantami gwiazd rozsypanymi na czarnym firmamencie.

Tempo mieliśmy całkiem w porządku i już o 6:15 byliśmy pod Piecem. Zaczęło się przejaśniać i w oddali widać było Giewont wraz ze znajdującym się na nim krzyżem, który ciemnym konturem odcinał się od pomarańczowo-żółtego nieba. Ruszyliśmy dalej i po kolejnej godzinie marszu, który prowadził już odkrytym terenem, zatrzymaliśmy się na Chudej Przełączce, gdzie zrobiliśmy przerwę na posiłek i gorącą herbatę. Widoki były fenomenalne, z wierzchołkami szczytów liźniętymi ledwie pierwszymi promieniami dnia. Świetne warunki na drugie śniadanie.

Zaczęliśmy trochę marznąć, więc ruszyliśmy dalej. Do Ciemniaka został nam już tylko kawałek stromego podejścia. Dookoła leżały płaty śniegu, skały i trawa były pokryte białym szronem, ale poza tym warunki były fantastyczne, a widoczność idealna, także marsz sprawiał samą przyjemność.

Po Ciemniaku przyszła kolej na Krzesanicę, która jest najwyższym szczytem Czerwonych Wierchów. Ta część była zdecydowanie najbardziej zjawiskowa, a to dzięki stromej ścianie opadającej z północnej strony do Doliny Mułowej. Powtórzę to po raz kolejny, widoki były niesamowite i cały czas szliśmy uśmiechnięci i naładowani pozytywną energią. Szlak prowadził rzecz jasna rozsądny kawałek od przepaści, ale z daleka wyglądało to, jakby miało się iść samym jej skrajem.

Po dotarciu na szczyt naszym oczom ukazał się teren usiany małymi wieżyczkami z kamieni, które nadawały mu nieco pierwotny klimat, jakby trafiło się do miejsca, w którym odbywają się nieznane, pogańskie obrządki. Na jednej z kamiennych kupek pozostawiony był w kieliszkach jakiś eliksir dla strudzonych wędrowców, ale nie skorzystaliśmy z niego.

Udaliśmy się na Małołączniak, z którego według pierwotnego planu mieliśmy zejść niebieskim szlakiem do Przysłopa Miętusiego. Spojrzeliśmy jednak na zegarek, później na Giewont, który był już jak ja wyciągnięcie ręki, i stwierdziliśmy, że żal byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Los dawał zresztą wyraźne znaki, że podjęliśmy dobrą decyzję, bo schodząc z Małołączniaka przeszliśmy zaraz obok stadka kozic tatrzańskich (były ledwie kilka metrów od nas), których nie byłoby nam dane zobaczyć, gdybyśmy poszli oryginalnie zaplanowaną trasą.

Ostatnim szczytem z Czerwonych Wierchów, na który weszliśmy tego dnia, była Kondracka Kopa. Wyglądała świetnie, bo jedna jej część była pokryta warstwą śniegu, podczas gdy na drugiej praktycznie go nie było. Po kilometrze nieprzyjemnego dla kolan schodzenia doszliśmy do Kondrackiej Przełęczy, w której zrobiliśmy kolejną przerwę na posiłek. W międzyczasie słońce zaczęło już przyjemnie grzać i mogliśmy w końcu zdjąć czapki i kurtki.

Ruszyliśmy dalej niebieskim szlakiem i po kilku chwilach dotarliśmy pod Giewont. Trasa na szczyt była jednokierunkowa i znajdowały się na niej łańcuchy mające ułatwić wchodzenie po stromej skale. Nie był to jednak odcinek ani specjalnie trudny, ani długi. Przede wszystkim cieszyło nas jednak to, że udało nam się nim wchodzić po sezonie i w miarę wcześnie (była 10:40), więc oprócz nas na Giewoncie była jedynie garstka osób - latem tworzą się tu wielogodzinne kolejki.

Po chwili spędzonej na rozkoszowaniu się panoramą Tatr zeszliśmy z góry odcinkiem do tego przeznaczonym, na którym również znajdowały się łańcuchy, i wróciliśmy do Kondrackiej Przełęczy, z której zaczęliśmy schodzić żółtym szlakiem do Doliny Małej Łąki. Myślałem, że stromy początek tej trasy był męczący, ale prawdziwa masakra zaczęła się niżej. Szlak prowadził wyślizganymi skałami, które ze względu na położenie na nienasłonecznionym zboczu były wilgotne i śliskie. Ten kawałek sporo nas spowolnił i raczej wolałbym nim już więcej nie schodzić.

Całkiem ładnym lasem doszliśmy jednak w końcu do doliny i piękną, rozległą Polaną Małołącką udaliśmy się do skrzyżowania szlaków znajdującego się na jej początku. Stamtąd czarnym szlakiem poszliśmy na Przysłop Miętusi, z którego udaliśmy się znów na polanę Zahradziska, z której przed świtem zaczynaliśmy wspinaczkę na Czerwone Wierchy. Po drodze pomoczyliśmy stopy w potoku, żeby zadość uczynić naszej małej tradycji, co stanowiło wisienkę na torcie całej wyprawy.

Z Kir wyjechaliśmy zmęczeni, ale w pełni usatysfakcjonowani. Wycieczka zakończyła się pełnym sukcesem, poszła wręcz lepiej, niż to pierwotnie zaplanowaliśmy. Uwielbiam takie momenty spontaniczności, bo zwykle wyglądają tak, jak gdyby cały wszechświat im sprzyjał i dawał znaki, że należy dać im się ponieść. Polecam tę trasę wszystkim górskim entuzjastom, którzy Czerwonymi Wierchami jeszcze nie szli.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #wycieczka #podroze #wedrujzhejto #fotografia #tatry
2d8917e8-b34d-4e89-9515-25c7c61f2951
4cf42dd2-c953-408f-9a9c-1ad6723603e1
fe76e13c-d119-452c-8fa6-86268087989e
14c230b3-bc52-4a7d-ada9-8e7ebe0ed034
034f5e8b-73b8-45a8-9cc6-22d02a3fe36d
Vintorez

Jestem na etapie przygotowywania do częstszych wędrówek, namawiania znajomych i gromadzenia interesujących szlaków, więc będę obserwować, bo tu fajne propozycje widzę, na pewno sie troszkę zainspiruje i skorzystam, z fartem!😉

Piechur

@Vintorez Proszę się śmiało częstować

ddavvvidka

Jaka piękna pogoda była, czy tylko ja tak mam że jak jadę w góry to jest deszcz i pełno chmur?

Piechur

@ddavvvidka Ja mam zawsze świetne warunki, więc jak nic kradnę z Twojej puli

AureliaNova

@ddavvvidka nie wiem, ale jak będziesz się znowu wybierać, to powiedz kiedy - chciałem jechać w tym roku, to będę wiedzieć, kiedy urlopu nie brać

mk-2

@Piechur uważaj na yeti, nie wyciagaj oscypka na szlaku!!! Chyba że z wyboru, ale w tym przypadku nic mi do tego xD

Zapster

Trasa mocna, ale pisać to ty nie powinieneś

Piechur

@Zapster Dzięki za feedback Jakieś sugestie? Format jest pamiętnikowy.

Zapster

Nie jestem żadnym erudytą, ale topornie się to czyta trochę, jak raport wojskowy, czy coś. Takie mam odczucie.


Tak czy siak zaliczenie tej trasy wymaga sporo od nóg. Graty

Piechur

@Zapster Dla mnie jest to trochę ćwiczenie pamięci, więc staram się wrzucić tyle, ile zdołam sobie przypomnieć. Wszystko leci z głowy, bez późniejszej korekty, bo zwykle piszę to zaraz przed snem.

Spróbuję pomyśleć nad tym, jak przekazać to w ciekawszy sposób. W każdym razie dzięki, że chciało Ci się odpisać i wskazać konkretny obszar, bo pewnie wielu by olało temat

Zaloguj się aby komentować