Piechur
★Autorytet
Siema,
Dzisiaj o krótkiej rodzinnej wycieczce. Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Szczyt: Śnieżnica (Beskid Wyspowy)
Data: 10 września 2021 (piątek)
Staty: 6km, 2h, 355m przewyżyszeń
To była wycieczka spontaniczna, czyli najlepszego typu. Od samego rana pogoda dopisywała dając mi wyraźne znaki, żeby się gdzieś ruszyć, więc skończyłem wcześniej pracę i pojechaliśmy całą rodzinką pochodzić chwilę po górach. Trasa z założenia miała być krótka, żeby zdążyć do domu przed zmrokiem, i w ten sposób wybór padł na leżącą nieopodal Śnieżnicę.
Samochód zaparkowaliśmy na płatnym parkingu w Gruszowieckiej przełęczy, z której 2 miesiące wcześniej wychodziłem z babcią i młodą na Ćwilin. Na podejście wybraliśmy zielony szlak, który był raczej łagodny przez większość czasu. Po pokonaniu krótkiego asfaltowego odcinka weszliśmy w las.
Szeroką drogą wkrótce doszliśmy do położonego w lesie ośrodka rekolekcyjnego dla młodzieży. Wyglądał całkiem fajnie, był zadbany i okazały. Minęliśmy go i niebawem dotarliśmy do stacji górnej wyciągu narciarskiego. W tym miejscu można było zobaczyć kawałek panoramy zawierający leżące w oddali szczyty innych gór.
Z tego miejsca szlak zanurkował znów w las, tym razem prowadząc już fajną, usianą korzeniami ścieżką, którą dotarliśmy na Śnieżnicę. Pod krzyżem, znajdującym się niedaleko tabliczki z nazwą szczytu, zrobiliśmy krótki postój na smakołyki i ciepłą herbatę. Mysz wzięła kijki i radośnie chodziła po nierównym terenie, odkrywając las na chwiejnych jeszcze nóżkach.
Na jednym z drzew był zawieszony znak, który kierował chętnych na znajdujący się nieco niżej punkt widokowy, ale nie zdecydowaliśmy się do niego pójść. Pomimo, że pogoda nadal dopisywała, rosnące gęsto drzewa, wśród których się znajdowaliśmy, skutecznie blokowały ciepłe promienie słońca i zaczęło robić się chłodno.
Drogę powrotną przebyliśmy niebieskim szlakiem, który był trochę bardziej nachylony niż zielony, ale bez tragedii. W jednym miejscu przy ścieżce rosły gęsto śliczne fioletowe dzwonki, więc naturalnie zatrzymaliśmy się, żeby Mysz mogła je pooglądać.
Reszta trasy do samochodu minęła szybko i wkrótce zmierzaliśmy już do domu. Wycieczka udała się perfekcyjnie - wykorzystaliśmy fajnie ładny kawałek dnia, spędzając wspólnie miłe chwile. Zdecydowanie lepsza opcja od kiszenia się w domu.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
Dzisiaj o krótkiej rodzinnej wycieczce. Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Szczyt: Śnieżnica (Beskid Wyspowy)
Data: 10 września 2021 (piątek)
Staty: 6km, 2h, 355m przewyżyszeń
To była wycieczka spontaniczna, czyli najlepszego typu. Od samego rana pogoda dopisywała dając mi wyraźne znaki, żeby się gdzieś ruszyć, więc skończyłem wcześniej pracę i pojechaliśmy całą rodzinką pochodzić chwilę po górach. Trasa z założenia miała być krótka, żeby zdążyć do domu przed zmrokiem, i w ten sposób wybór padł na leżącą nieopodal Śnieżnicę.
Samochód zaparkowaliśmy na płatnym parkingu w Gruszowieckiej przełęczy, z której 2 miesiące wcześniej wychodziłem z babcią i młodą na Ćwilin. Na podejście wybraliśmy zielony szlak, który był raczej łagodny przez większość czasu. Po pokonaniu krótkiego asfaltowego odcinka weszliśmy w las.
Szeroką drogą wkrótce doszliśmy do położonego w lesie ośrodka rekolekcyjnego dla młodzieży. Wyglądał całkiem fajnie, był zadbany i okazały. Minęliśmy go i niebawem dotarliśmy do stacji górnej wyciągu narciarskiego. W tym miejscu można było zobaczyć kawałek panoramy zawierający leżące w oddali szczyty innych gór.
Z tego miejsca szlak zanurkował znów w las, tym razem prowadząc już fajną, usianą korzeniami ścieżką, którą dotarliśmy na Śnieżnicę. Pod krzyżem, znajdującym się niedaleko tabliczki z nazwą szczytu, zrobiliśmy krótki postój na smakołyki i ciepłą herbatę. Mysz wzięła kijki i radośnie chodziła po nierównym terenie, odkrywając las na chwiejnych jeszcze nóżkach.
Na jednym z drzew był zawieszony znak, który kierował chętnych na znajdujący się nieco niżej punkt widokowy, ale nie zdecydowaliśmy się do niego pójść. Pomimo, że pogoda nadal dopisywała, rosnące gęsto drzewa, wśród których się znajdowaliśmy, skutecznie blokowały ciepłe promienie słońca i zaczęło robić się chłodno.
Drogę powrotną przebyliśmy niebieskim szlakiem, który był trochę bardziej nachylony niż zielony, ale bez tragedii. W jednym miejscu przy ścieżce rosły gęsto śliczne fioletowe dzwonki, więc naturalnie zatrzymaliśmy się, żeby Mysz mogła je pooglądać.
Reszta trasy do samochodu minęła szybko i wkrótce zmierzaliśmy już do domu. Wycieczka udała się perfekcyjnie - wykorzystaliśmy fajnie ładny kawałek dnia, spędzając wspólnie miłe chwile. Zdecydowanie lepsza opcja od kiszenia się w domu.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
Zaloguj się aby komentować