@Autorytet Z jednej strony masz szczęście, bo dorastałeś w lepszych warunkach, a z drugiej – coś jednak Cię ominęło. Za komuny byłem jeszcze szczeniakiem i dorośli nie o wszystkim ze mną rozmawiali, ale pamiętam że zasadniczo nic nie było i nic nie działało. W co drugim domu u znajomych, rodziny itp. były portrety papieża, który dawał ludziom nadzieję i był kimś wpływowym za żelazną kurtyną. Na wierzchu też trzymało się świeczkę i zapałki, żeby dało się po omacku znaleźć i zapalić, gdy znienacka wyłączą prąd. Z uwagą słuchało się też komunikatów Krajowej Dyspozycji Mocy w radiowej "Jedynce", jaki dzisiaj jest stopień zasilania. W mieszkaniach było skromnie, a na ulicach szaro i brudno. Wszystko aż się lepiło od brudu, od autobusów miejskich przez sklepy po poczekalnie dworcowe, a korzystanie z publicznej toalety to była jazda bez trzymanki; może dlatego dzisiaj czystość w polskich toaletach może być wzorem dla Europy, bo nauczyliśmy się nienawidzić tego syfu i na jego wspomnienie aż zgrzytamy zębami. Do Peweksu chodziło się jak na wernisaż, żeby sobie popatrzeć na ładne rzeczy i nacieszyć się nimi, chociażby przez szybę. O ruskich i władzy mówiło się per "oni" i bez wymieniania każdy wiedział, o kogo chodzi. A w szkole poili nas na siłę obrzydliwym, rozcieńczonym mlekiem z kożuchem na wierzchu, przez co do dzisiaj mam wstręt do mleka, pijam tylko kefiry i jogurty.
Natomiast transformacja to czasy biedy, bandytyzmu, nowości, niepewności i wielkich nadziei. Gdyby nie nadzieja i nienawiść do "nich", to moglibyśmy skończyć jak Białoruś, gdzie lud transformacji nie wytrzymał i wybrał Łukaszenkę. U nas też SLD wygrało w 1993, a Kwaśniewski w 1995, ale na szczęście nie odważyli się oni na zmianę kursu – a może i nie chcieli go zmieniać, bo ideologia zbankrutowała nawet w partyjnych szeregach już w latach 80., a oni nie byli wszak debilami, tylko cwaniakami i złodziejami i sami widzieli, w jakim ustroju będzie im przyjemniej. Co do ZSRR, to na początku obawiano się bardzo, czy im nic nie odpali i czy nam pozwolą na tę fiestę – mieliśmy wszak świeżo w pamięci Czarnobyl, a armia radziecka wciąż stała w Polsce i wycofała ostatnie jednostki dopiero w 1993 roku. Bardzo nas cieszyły informacje przychodzące z zagranicy, że Czechosłowacja się ruszyła, że mur berliński runął, że Ceausescu został rozstrzelany – bo wiedzieliśmy już, że inne demoludy mają swoje problemy i nie w głowie im będzie napadanie na bratni kraj. A w światowej polityce w tydzień potrafiło się zmienić więcej, niż w spokojnych czasach w kilka lat. Nie zapomnę też wieczoru przed telewizorem, gdy Jaruzelski został wybrany na prezydenta i mojego ojca, wpatrującego się w telewizor i powtarzającego z niedowierzaniem: – Jednym głosem! Jednym głosem! (później krążył dowcip, że Jaruzelski został wybrany "jednogłośnie").
Dobra, kończę bo czuję się jak dziadek przy kominku. Miłego dnia!