Noc na belzudnej wyspie
hejto.pl-Mamy bezludną wyspę w Polsce.
Bezludna wyspa w Polsce ->
#podroze #ciekawostki #tworczoscwlasna #polska i trochę #urbex
Ale jedziemy od początku:
Podczas jednej z kumplowskich wypraw, wymyśliłem, nocleg na wyspie. Wybrałem wyspę, która jest opuszczona, ma swoją historię i ślady bytności ludzkiej. Czyli wyspa Chełminek na Zalewie Szczecińskim. Zanim zacznę relację z wyprawy, która nie obyła się bez komplikacji, krótki rys historyczny:
Chełminek, jest wyspą sztuczną. Usypaną na miejscu mielizny, która istniała tam już w średniowieczu. Usypana została w 1889r przez Niemców jako Leithom. Wyspa pierwotnie była mniejsza, potem ją systematycznie powiększano, co obrazuje powyższy kolaż. W okresie II wojny światowej istniał tam ośrodek Kriegsmarine. Wtedy wybudowano tam dom latarnika, bunkry, kolejkę waskotorową i magazyny. Po przejęciu terenów przez Polskę, wyspę powiększono, zburzono większość infrastruktury, pozostawiając dom latarnika.
Skoro wyspa nabrała ostatecznego kształtu, czas się na nią wybrać:
Plan był prosty w założeniu: w pobliskiej wsi "Kopice" wypożyczyć motorową łódź, zapakować się na nią w trzy osoby z dobytkiem na jedną noc i rano wrócić. Udało nam się znaleźć taką przystań, na której wypożyczyliśmy małą łódkę z silnikiem, zapakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę.
Jednak problemy zaczęły się już po wypłynięciu. Do wyspy mieliśmy jakieś 4km, czyli niedużo. Ale już po jakimś kilometrze, silnik w motorówce odmówił posłuszeństwa. Dławił się i gasł. Właściciel przystani, po wypożyczeniu nam łodzi, poszedł do domu, bo wybraliśmy się na wyspę, tuż przed zachodem słońca. Za cholerę nie dało się uruchomić silnika... Zbliżał się zachód, więc następował przypływ, spychał nas wgłąb zatoki, ale z determinacją uparliśmy się dotrzeć do wyspy za pomocą wioseł.
Tuż przed całkowitym zachodem, dotarliśmy do północnej części wyspy. Ale to nie koniec kombinacji. wybrzeże w tym miejscu, było usiane ostrymi kamieniami i nie mogliśmy zostawić tam łodzi. Przypływ roztrzaskał by ją o skały. Część załogi wyszła na brzeg, a ja zdecydowałem powiosłować do przystani, na zachodnim brzegu, która była równa.
Tuż po zachodzie, udało mi się zacumować przy przystani. Wiedzieliśmy, że na wyspie, niedaleko domu latarnika, stoi dosyć spora, drewniana wiata, pod którą postanowiliśmy rozbić namiot. Ale musieliśmy się przedrzeć przez pół wyspy, co zrobiliśmy już po ciemku. Potem już tylko rozbicie namiotu, rozpalenie ogniska i otworzenie browarów.
Noc przebiegła spokojnie. Nie było czasu na zwiedzanie z racji ciemności. Zdecydowaliśmy się na zwiedzanie wyspy o poranku. Pierwsze co nas obudziło, to przeraźliwy wrzask. Setki wrzasków... Wyspa okazała się zamieszkana przez kormorany w ilości niewyobrażalnej. Rano dopiero było widać ile tych ptaków tam jest i jak bardzo obsranę są drzewa, które od kormorańskiego guano straciły większość liści.
Wyspę można przejść brzegiem dookoła w godzinę i to spokojnym spacerem. Dom latarnika jest zamknięty, ponieważ latarnia morska już nie istnieje. Są natomiast dwie latarnie automatyczne na północnym i południowym brzegu. Jest trochę pozostałości kolejki, kilka drewnianych baraków (gdzieś zgubiłem ich zdjęcia) i mała zatoczka, w której w latach przedwojennych cumowały jachty.
Jednak wiecie co było najbardziej wartościowe w tej jednej nocy? Klimat! Świadomość, ze jesteście tam sami. NIkt i nic nie zakłóci waszego spokoju. Całkowite odcięcie się od rzeczywistości. Można zaryzykować stwierdzenie, że przebywałem w innym świecie. Dzikim, nieskalanym ludzką stopą, mimo pozostałości człowieka. Następna miejscówka która jest dla mnie postapokaliptyczna. Ptaki mi nie przeszkadzały. Wręcz przeciwnie, przypominają mi, że w tym miejscu przyroda rządzi. Poranek był jednym z lepszy moich obudzeń w zyciu.
Kiedy już zwiedziliśmy wyspę, zaczeliśmy się pakować do powrotu. Mając nadal w świadomości, że łódź jest niesprawna. Mając wspomnienie z poprzedniego dnia, kiedy wiosłowanie było naprawdę nadludzkim wysiłkiem, uparłem się i postanowiłem zajrzeć do silnika. Okazało się, że zatkał się gaźnik, szybkie przeczyszczenie za pomocą victorinoxa i... "It's a life!!!
Wróciliśmy bardzo szybko na przystań. Właściciel, tak się przejął awarią, że zwrócił nam kasę za wypożyczenie łódki, przy naszym proteście, bo jednak żadna kasa nie wynagradza przebytej przygody. Noc spędzona w takim miejscu, z takim klimatem, pełna nowości, spokoju i oderwania się od rzeczywistości, jest warta każdego poświęcenia.
Po za tym, ogromne podziękowania dla właściciela przystani, który dał nam wyczerpujące wskazówki, jak płynąć, gdzie płynąć, jak się zachowywać i na co uważać. Jest to jedno z moich najbardziej fantastycznych przeżyć w moim podróżniczym życiu, po nieoczywistych miejscach w Polsce.
Stay Tuned (° ͜ʖ °)