Podobnie powinno się traktować kierowców trzeźwych, którzy jednak rażąco naruszyli zasady bezpieczeństwa ruchu, w szczególności prędkość - tak jak Majtczak czy ten drugi chuj, co ostatnio zabił człowieka na Łazienkowskiej w Warszawie. Ja sam jestem kierowcą od wielu lat i wiem, że można czasem nie zauważyć znaku albo się zagapić, ale nie jestem też ślepy, widzę gdzie jadę i ile tam mniej więcej można. Dla przykładu na dwupasmówce w mieście, może 60, może 80, ile tam miejscowy akurat wymyślił, ale przecież nie 150 kurwa. Nikt normalny nie zapierdala w gęstym ruchu ile fabryka dała, bo to jest tak, jakby iść ruchliwym deptakiem wymachując siekierą, a potem się wielce dziwić, że jakim cudem zraniłem tego przechodnia, normalnie nie chciałem wysoki sądzie i nie godziłem się na taki skutek. I sędzia przyklepuje potem wyrok w rodzaju pogrożenia palcem i sto złotych nawiązki, bo nie można podobno wykazać, że oskarżony się godził – ot, zapierdalał sobie dla zabawy i nic złego nie miał na myśli, a ten wypadek totalnie go zaskoczył, no skąd mógł wiedzieć biedny miś. Jebana patologia.
Bandytów za kółkiem trzeba traktować tak, jak Słowacy naszych bananowców w sportowych wozach, co urządzili sobie rajd na słowackich drogach i zabili człowieka. Za mordę i na długie lata do pierdla.
I jeszcze za siadanie za kółko mimo zakazu prowadzenia pojazdów powinien być bezwzględny pierdel. Skoro delikwent odmawia zastosowania się do wyroku sądu, to należy go skutecznie usunąć z drogi, a nie po raz wtóry grzecznie prosić żeby raczył przestrzegać prawa. Niech to będzie nawet kilka miesięcy, jeśli nikomu nic się nie stało – ale bez dyskusji i cackania się.