Jeszcze nie czytalem wiec wrzucam na zywca: moze ktos do porannej kawy potrzebuje troche rosyjskiej propagandy z Komsomolskiej Prawdy:
"Decydujący szturm na zachodnie dzielnice miasta: Ile Artemiwsk jest już nasz
Jak rosyjskim myśliwcom udaje się ratować życie cywilów w szalonych miejskich bitwach
Walka o miasto Artemiwsk trwa.
fot. Aleksander Kotz
"Na miękkich łapach".
- Dowódco, jesteśmy w środku, ta "dziewiątka" (dziewięciopiętrowy budynek. - aut.) jest nasza! - Szturmowcy pracujący w zachodnich dzielnicach Artemiwska meldują przez radio.
W ciągu ostatniego tygodnia bojownikom PMC Wagnera udało się poczynić znaczne postępy w mieście, pokonawszy psychologiczną linię obronną, biegnącą wzdłuż linii kolejowej. Nasze oddziały zajęły dworzec kolejowy i poszły dalej, spychając wroga na obrzeża miasta. Równolegle stopniowo ściskaliśmy obcęgi z północy i południa oraz odcinaliśmy drogi zaopatrzenia.
Najtrudniejszym terenem walk były budynki wielopiętrowe.
fot. Aleksander Kotz
Jeden z nich, w pobliżu wsi Chromowo, został wzięty pod fizyczną kontrolę, ale Kijów nadal ma teoretyczną możliwość wejścia do miasta przez wieś Krasnoje i polnymi drogami. Teoretyczną, bo w praktyce wszystkie drogi logistyczne są obstawione przez naszą artylerię, a na polach z powodu deszczów w Donbasie - kolejny etap nieprzejezdności.
- Wy jesteście najlepsi! Jestem z was dumny! - Przez radio odpowiada nie tak młody plutonowy.
- Dziękuję za miłe słowa, dowódco - kontynuuje niemilitarną, szczerą wymianę radiową. - Są tu cywile. Są w piwnicy. W następnej "dziewiątce" też są cywile, jak się tam dostać? Jak pracować z RPG (ręczny granatnik przeciwpancerny)?
fot. Aleksander Kotz
- Chodźcie delikatnie, na miękkich nogach. Spokojne do piwnicy, w nocy je wyprowadzimy.
Dzień wcześniej nasi bojownicy ewakuowali z terenu walk kilku mieszkańców Bachmutu, którzy od kilku miesięcy mieszkali w piwnicach. Grupa ewakuacyjna została trafiona przez artylerię wroga, a bojownicy ponieśli straty, w tym śmiertelne. Wszyscy cywile zostali sprowadzeni do bezpiecznej strefy. Nie było ani jednej ofiary. Jest to nawiązanie do ostatniego skandalu z zagranicznym agentem, który uciekł z Rosji i szantażował byłego pracownika PMC, aby opowiedział o tym, jak on i jego towarzysze broni rzekomo zmasakrowali cywilów w Artemiwsku.
- O tej aferze tutaj nawet nie słyszeliśmy - przyznaje plutonowy.
- Spójrz, oto sytuacja: szturmujesz dom, a tam są cywile. Jak się zachować w takiej sytuacji?
- Dla nas najważniejsze jest ratowanie ich życia. Działamy z niezwykłą ostrożnością, podchodzimy do nich, identyfikujemy, czy wróg ukrywa się za ich plecami i staramy się zniszczyć go punkt po punkcie. Pytasz samych cywilów - to najlepsza odpowiedź na wszystkie wrzutki i skandale.
Mieszkańcy Artemiwska mieszkają w piwnicach.
Fot. Aleksander Kots
"Nazywali nas 'kelnerami'".
W placówce medycznej urządzonej w piwnicy zniszczonego domu mieszka kilkanaście osób w różnym wieku. Właśnie zostali ewakuowani ze strefy działań wojennych.
- O, może pokażą mnie w telewizji, zobaczy mnie moja córka, będzie wiedziała, że żyję" - mówi kobieta. - Nasz pięciopiętrowy budynek spłonął i wszyscy przeżyliśmy. Dobrze, że to wszystko stało się rano, a nie wieczorem. W piwnicy było nas 14 osób.
- A z góry byli hitlerowcy. Tyle strzelania, że aż strach. Ściany się trzęsą. Wasze chłopaki były dobre - powiedziała inna kobieta.
- Dzięki Wagnerom", przechodzi mężczyzna.
- Nie możecie sami wyjść?
- Nie, oni (AFU) strzelają do ludzi, mają to gdzieś. Ani pieszo, ani w samochodzie - zastrzeliliby ich razem z nim.
Mieszkańcy miasta nie ewakuowali się na Ukrainę - wszyscy ich krewni są w Rosji.
Fot. Aleksander Kotz
- A nie było ewakuacji na drugą, ukraińską stronę?
- Nie chciałam tam iść. Nie mam tam nikogo, nikogo nie znam. Jeśli chodzi o bezdomność, to wolałam jechać do Rosji. Moja ciotka, mój brat, moja siostra...
Pracownicy medyczni rozdają herbatę i ciasta pozostałe po Wielkanocy. Wśród uratowanych jest Witalij, lat 62. W czasach sowieckich odbywał "kadencję" w Odintsovie pod Moskwą. Tam poznał swoją żonę i przywiózł ją do Artemiwska. Ona zdążyła wyjechać do siostry, a Witalij został, aby pilnować gospodarstwa. Ale wszystko, co zdobyliśmy, spłonęło, nie było się czego trzymać.
- W Pawłowskim Posadzie jest starszy brat mojej żony - mówi mężczyzna o wysuszonej twarzy i zapadniętych, ale jasnych oczach. - Może dla niego też. Wydaje się, że w obwodzie moskiewskim łatwiej o pracę.
- Dlaczego nie pojechaliście na ukraińską stronę?
- Jestem Rosjaninem, mój tata pochodzi z Orła. Przyjechał tu do pracy, poznał moją mamę i tu się urodziłem. Wiecie, co chciałbym powiedzieć, mimo że jestem małym człowiekiem. Rosja musi być zjednoczona. Wtedy będzie potęgą, światową potęgą.
W kolejnym "pokoju" bardziej doświadczony kolega wykłada młodym lekarzom stosowanie środków przeciwbólowych. Jeśli nie wiesz, jak użyć środka przeciwbólowego, możesz się zabić. Chłopcy uważnie słuchają dyskusji z konkretnymi przykładami.
- Nieustanne bombardowanie. Przez 7-8 miesięcy byliśmy w piwnicy - mówi inny uchodźca Vitaliy Ponomarenko. - Ukraińscy żołnierze ciągle wchodzili i wychodzili z naszego domu. Podpalili nasz pięciopiętrowy budynek, a potem wiwatowali na ulicy, skakali i robili zdjęcia na tle płonącego budynku. Nie wiem, dlaczego to zrobili, musieli nas wykurzyć. Wszystko tam się spaliło. Po co im byliśmy potrzebni? Przenieśliśmy się do dziewięciopiętrowego budynku, do piwnicy. Też go spalili.
- Jak Rosjanie się poznali?
- Bardzo dobrze, bo długo czekaliśmy. Będziemy dalej próbować pojechać do Starej Russy, tam mieszkają moi kuzyni.
- Władze ukraińskie nie wezwały was do ewakuacji?
- Mówiły: "No cóż, oczekujący (to obraźliwe określenie Rosjan czekających na wyzwolenie spod ukraińskiej okupacji)? Nie pójdziecie?". Gdzie byśmy poszli? Kto nas tam potrzebuje?
Poruszanie się po mieście, w którym toczą się walki, nie jest łatwe.
Zdjęcie: Aleksander Kotz
Ogień wszystkich kalibrów.
Z przytulnej piwnicy "bąbelkujemy" w surową, bojową rzeczywistość. W Artemiwsku najważniejszy jest ruch. Nie wolno długo przebywać w jednym i tym samym punkcie. Trzeba się ciągle przemieszczać, aby nawet jeśli zostaniemy "zmapowani" przez drony z powietrza, nie zostawić wrogowi możliwości wycelowania swojej artylerii. Cały ruch odbywa się na podwórkach, pod ścianami domów. Na otwartych przestrzeniach - biegną. Nie możemy stwierdzić po wyglądzie eskorty, czy stępiło się w nich poczucie zagrożenia, czy też w grzmiącej kakofonii dokładnie wyłapują uwagi o rzeczach, które nie są skierowane do nas. A im bliżej strefy wojny, tym więcej instrumentów w dudniącej orkiestrze.
- Wróg próbuje stawiać opór, ale wszystkie nasze oddziały nabijają się na tego niedźwiedzia i wykręcają mu łapy - komentuje plutonowy. - Poruszamy się szybko, z prędkością błyskawicy, zmiany sytuacji i geografii następują co godzinę. Trudno jest działać w wysokich budynkach, musieliśmy nieco zmienić taktykę.
fot. Aleksander Kotz
- Jak dużą część miasta kontroluje wróg?
- Około 20. Ale ta liczba z każdym dniem maleje. Zmieniliśmy przebieg bitwy, piętrzymy się ze wszystkich stron, obrona wroga pęka w szwach. Po omacku sprowadzają nowych ludzi z rezerw, zostawiają ich w jednostkach mieszkalnych, które nie są przystosowane do obrony. Przychodzimy: "Dzień dobry, jesteście już w Rosji". Oni nie rozumieją, gdzie są. Gdzie są nasi, gdzie są obcy, też nie rozumieją. Rozkaz każe im stanąć na śmierć i trzymać się, amunicja nie zawsze jest dostarczona, a wróg zwija się pod naszym naporem. Czasem po prostu się rozpraszają.
Kolejną dyscypliną do opanowania w Artemivsku jest orientacja w budynkach wielopiętrowych. W tej rzeczywistości, zrównanej z ziemią przez artylerię dużego kalibru, czasem nie da się dostać na przykład na 9 piętro 2 piętra przez samo 2 piętro. Idziesz na 5 piętro, wchodzisz na 8 piętro, przez połamane mieszkania i przejścia w ścianach idziesz na 4 piętro, schodzisz na 3 piętro, idziesz przez korytarze i dziury znowu na 3 piętro, obiecujesz sobie uprawiać sport na 8 piętrze, czołgasz się między betonowymi płytami do następnej klatki schodowej, o jedno piętro wyżej - voila, jesteś tam!
Zdjęcie: Aleksander Kotz
A tam ogromny karabin maszynowy DShK. I stary znajomy, którego spotkałem kilka dni temu w innym bloku z takim samym karabinem maszynowym. Wyobrażam sobie, jak porusza się na co dzień z wielkokalibrowym karabinem maszynowym i trochę mi wstyd za moje chwilowe tchórzostwo. Narastający gwizd i drżący wybuch gdzieś na końcu budynku wyprowadza mnie z melancholijnego stanu.
- Oni tylko oddają strzały na służbie - wyjaśnia karabinier maszynowy. I kolejny "zhjb!" kładzie się nieopodal. - To 120 milimetrów (amunicja - aut.).
Z okna rozciąga się widok na te właśnie dziewięciopiętrowe budynki, które nasi chłopcy teraz szturmują. Są one w gęstym dymie.
- Uderz w pięciopiętrowy budynek po prawej, górny bliski róg - podpowiada radio.
Zdjęcie: Aleksander Kotz
Karabin maszynowy wystrzeliwuje krótkie impulsy światła w półmrok klatki schodowej i z sufitu sypie się popękany tynk. W ciasnej przestrzeni ogłuszający dźwięk nie ma gdzie się podziać, a ty dziękujesz wynalazcy aktywnych słuchawek, które tłumią uderzenia w bębenki.
fot. Aleksander Kotz
Chłopaki z karabinami przeciwpancernymi przechodzą obok na górze. Idę za nimi.
- Te dziewięciopiętrowe budynki są już nasze - pokazuje mi na dachu jeden z bojowników. - Wszystko za nimi jest jeszcze kontrolowane przez wroga. Ale nie na długo. Jeśli jest ostrzał, biegniemy w tę stronę.
Zdjęcie: Aleksander Kotz
Podczas gdy "muzykanci" wybierają swoje pozycje, ja bez naciskania klawisza stop kręcę panoramę bitwy. Świetlne pociski przelatują z jednego końca miasta na drugi, tonąc w gęstym dymie. Ukraińska artyleria już wali w odzyskaną "dziewiątkę". Po lewej stronie snajper pstryka pojedyncze strzały jak z bicza. Po prawej rakieta ryczy jak samolot, odstrzeliwując się gdzieś w prywatnym sektorze.
- Na lewo od "dziewiątki", punktem orientacyjnym jest biały dym, daj tam trzy - pada komenda.
Oceniwszy odległość, bojownicy wybierają system przeciwpancerny Metis.
- Strzał!!! - Widzę poza celem rakiety, które kilka sekund później wybuchają w samym środku punktu orientacyjnego.
Fot. Aleksander Kotz
Odwracając kamerę, wyrzutnia jest już załadowana drugim numerem: "Strzał!". Za nim kolejny, a myśliwce błyskawicznie wychodzą na pozycję, chowając się w przejściu na strych. Nurkuję za nimi, zsuwając się na pierwsze piętro i wbijając w ceglany stos. Gdzieś przegapiłem zakręt w tym wielopiętrowym labiryncie. Na ratunek przychodzi jeden z obsługi i "sina" wychodzę na ulicę. Robi się ciemno i zostajemy na noc na stanowiskach. A rano ze zdziwieniem dowiadujemy się, że według jednego z ekspertów Artemiwsk jest całkowicie otoczony.
- Pamiętam, że nawet ze Słowiańska, który był zablokowany ze wszystkich stron, udało mi się w 2014 roku dostać do Doniecka i z powrotem przez pola. To doświadczenie wystarcza, bym był sceptyczny wobec twierdzeń o "jedynej dostępnej dla AFU drodze zaopatrzeniowej do Artemiwska". Przeciwnik do tej pory nawet nie podpowiedział, że zamierza wycofać się z miasta. I to nawet obracając się na piechotę. Być może w ogóle nie dojdzie do okrążenia miasta, wróg zostanie po prostu wyparty z Bachtmutu poza jego granice. Ale zanim to nastąpi nasi szturmowcy będą musieli zająć najsilniejsze umocnienia w zachodniej części miasta, położone wśród najgęściej zaludnionych niegdyś wielopiętrowych budynków."
#rosja #pravda #ukraina #wojna
"Decydujący szturm na zachodnie dzielnice miasta: Ile Artemiwsk jest już nasz
Jak rosyjskim myśliwcom udaje się ratować życie cywilów w szalonych miejskich bitwach
Walka o miasto Artemiwsk trwa.
fot. Aleksander Kotz
"Na miękkich łapach".
- Dowódco, jesteśmy w środku, ta "dziewiątka" (dziewięciopiętrowy budynek. - aut.) jest nasza! - Szturmowcy pracujący w zachodnich dzielnicach Artemiwska meldują przez radio.
W ciągu ostatniego tygodnia bojownikom PMC Wagnera udało się poczynić znaczne postępy w mieście, pokonawszy psychologiczną linię obronną, biegnącą wzdłuż linii kolejowej. Nasze oddziały zajęły dworzec kolejowy i poszły dalej, spychając wroga na obrzeża miasta. Równolegle stopniowo ściskaliśmy obcęgi z północy i południa oraz odcinaliśmy drogi zaopatrzenia.
Najtrudniejszym terenem walk były budynki wielopiętrowe.
fot. Aleksander Kotz
Jeden z nich, w pobliżu wsi Chromowo, został wzięty pod fizyczną kontrolę, ale Kijów nadal ma teoretyczną możliwość wejścia do miasta przez wieś Krasnoje i polnymi drogami. Teoretyczną, bo w praktyce wszystkie drogi logistyczne są obstawione przez naszą artylerię, a na polach z powodu deszczów w Donbasie - kolejny etap nieprzejezdności.
- Wy jesteście najlepsi! Jestem z was dumny! - Przez radio odpowiada nie tak młody plutonowy.
- Dziękuję za miłe słowa, dowódco - kontynuuje niemilitarną, szczerą wymianę radiową. - Są tu cywile. Są w piwnicy. W następnej "dziewiątce" też są cywile, jak się tam dostać? Jak pracować z RPG (ręczny granatnik przeciwpancerny)?
fot. Aleksander Kotz
- Chodźcie delikatnie, na miękkich nogach. Spokojne do piwnicy, w nocy je wyprowadzimy.
Dzień wcześniej nasi bojownicy ewakuowali z terenu walk kilku mieszkańców Bachmutu, którzy od kilku miesięcy mieszkali w piwnicach. Grupa ewakuacyjna została trafiona przez artylerię wroga, a bojownicy ponieśli straty, w tym śmiertelne. Wszyscy cywile zostali sprowadzeni do bezpiecznej strefy. Nie było ani jednej ofiary. Jest to nawiązanie do ostatniego skandalu z zagranicznym agentem, który uciekł z Rosji i szantażował byłego pracownika PMC, aby opowiedział o tym, jak on i jego towarzysze broni rzekomo zmasakrowali cywilów w Artemiwsku.
- O tej aferze tutaj nawet nie słyszeliśmy - przyznaje plutonowy.
- Spójrz, oto sytuacja: szturmujesz dom, a tam są cywile. Jak się zachować w takiej sytuacji?
- Dla nas najważniejsze jest ratowanie ich życia. Działamy z niezwykłą ostrożnością, podchodzimy do nich, identyfikujemy, czy wróg ukrywa się za ich plecami i staramy się zniszczyć go punkt po punkcie. Pytasz samych cywilów - to najlepsza odpowiedź na wszystkie wrzutki i skandale.
Mieszkańcy Artemiwska mieszkają w piwnicach.
Fot. Aleksander Kots
"Nazywali nas 'kelnerami'".
W placówce medycznej urządzonej w piwnicy zniszczonego domu mieszka kilkanaście osób w różnym wieku. Właśnie zostali ewakuowani ze strefy działań wojennych.
- O, może pokażą mnie w telewizji, zobaczy mnie moja córka, będzie wiedziała, że żyję" - mówi kobieta. - Nasz pięciopiętrowy budynek spłonął i wszyscy przeżyliśmy. Dobrze, że to wszystko stało się rano, a nie wieczorem. W piwnicy było nas 14 osób.
- A z góry byli hitlerowcy. Tyle strzelania, że aż strach. Ściany się trzęsą. Wasze chłopaki były dobre - powiedziała inna kobieta.
- Dzięki Wagnerom", przechodzi mężczyzna.
- Nie możecie sami wyjść?
- Nie, oni (AFU) strzelają do ludzi, mają to gdzieś. Ani pieszo, ani w samochodzie - zastrzeliliby ich razem z nim.
Mieszkańcy miasta nie ewakuowali się na Ukrainę - wszyscy ich krewni są w Rosji.
Fot. Aleksander Kotz
- A nie było ewakuacji na drugą, ukraińską stronę?
- Nie chciałam tam iść. Nie mam tam nikogo, nikogo nie znam. Jeśli chodzi o bezdomność, to wolałam jechać do Rosji. Moja ciotka, mój brat, moja siostra...
Pracownicy medyczni rozdają herbatę i ciasta pozostałe po Wielkanocy. Wśród uratowanych jest Witalij, lat 62. W czasach sowieckich odbywał "kadencję" w Odintsovie pod Moskwą. Tam poznał swoją żonę i przywiózł ją do Artemiwska. Ona zdążyła wyjechać do siostry, a Witalij został, aby pilnować gospodarstwa. Ale wszystko, co zdobyliśmy, spłonęło, nie było się czego trzymać.
- W Pawłowskim Posadzie jest starszy brat mojej żony - mówi mężczyzna o wysuszonej twarzy i zapadniętych, ale jasnych oczach. - Może dla niego też. Wydaje się, że w obwodzie moskiewskim łatwiej o pracę.
- Dlaczego nie pojechaliście na ukraińską stronę?
- Jestem Rosjaninem, mój tata pochodzi z Orła. Przyjechał tu do pracy, poznał moją mamę i tu się urodziłem. Wiecie, co chciałbym powiedzieć, mimo że jestem małym człowiekiem. Rosja musi być zjednoczona. Wtedy będzie potęgą, światową potęgą.
W kolejnym "pokoju" bardziej doświadczony kolega wykłada młodym lekarzom stosowanie środków przeciwbólowych. Jeśli nie wiesz, jak użyć środka przeciwbólowego, możesz się zabić. Chłopcy uważnie słuchają dyskusji z konkretnymi przykładami.
- Nieustanne bombardowanie. Przez 7-8 miesięcy byliśmy w piwnicy - mówi inny uchodźca Vitaliy Ponomarenko. - Ukraińscy żołnierze ciągle wchodzili i wychodzili z naszego domu. Podpalili nasz pięciopiętrowy budynek, a potem wiwatowali na ulicy, skakali i robili zdjęcia na tle płonącego budynku. Nie wiem, dlaczego to zrobili, musieli nas wykurzyć. Wszystko tam się spaliło. Po co im byliśmy potrzebni? Przenieśliśmy się do dziewięciopiętrowego budynku, do piwnicy. Też go spalili.
- Jak Rosjanie się poznali?
- Bardzo dobrze, bo długo czekaliśmy. Będziemy dalej próbować pojechać do Starej Russy, tam mieszkają moi kuzyni.
- Władze ukraińskie nie wezwały was do ewakuacji?
- Mówiły: "No cóż, oczekujący (to obraźliwe określenie Rosjan czekających na wyzwolenie spod ukraińskiej okupacji)? Nie pójdziecie?". Gdzie byśmy poszli? Kto nas tam potrzebuje?
Poruszanie się po mieście, w którym toczą się walki, nie jest łatwe.
Zdjęcie: Aleksander Kotz
Ogień wszystkich kalibrów.
Z przytulnej piwnicy "bąbelkujemy" w surową, bojową rzeczywistość. W Artemiwsku najważniejszy jest ruch. Nie wolno długo przebywać w jednym i tym samym punkcie. Trzeba się ciągle przemieszczać, aby nawet jeśli zostaniemy "zmapowani" przez drony z powietrza, nie zostawić wrogowi możliwości wycelowania swojej artylerii. Cały ruch odbywa się na podwórkach, pod ścianami domów. Na otwartych przestrzeniach - biegną. Nie możemy stwierdzić po wyglądzie eskorty, czy stępiło się w nich poczucie zagrożenia, czy też w grzmiącej kakofonii dokładnie wyłapują uwagi o rzeczach, które nie są skierowane do nas. A im bliżej strefy wojny, tym więcej instrumentów w dudniącej orkiestrze.
- Wróg próbuje stawiać opór, ale wszystkie nasze oddziały nabijają się na tego niedźwiedzia i wykręcają mu łapy - komentuje plutonowy. - Poruszamy się szybko, z prędkością błyskawicy, zmiany sytuacji i geografii następują co godzinę. Trudno jest działać w wysokich budynkach, musieliśmy nieco zmienić taktykę.
fot. Aleksander Kotz
- Jak dużą część miasta kontroluje wróg?
- Około 20. Ale ta liczba z każdym dniem maleje. Zmieniliśmy przebieg bitwy, piętrzymy się ze wszystkich stron, obrona wroga pęka w szwach. Po omacku sprowadzają nowych ludzi z rezerw, zostawiają ich w jednostkach mieszkalnych, które nie są przystosowane do obrony. Przychodzimy: "Dzień dobry, jesteście już w Rosji". Oni nie rozumieją, gdzie są. Gdzie są nasi, gdzie są obcy, też nie rozumieją. Rozkaz każe im stanąć na śmierć i trzymać się, amunicja nie zawsze jest dostarczona, a wróg zwija się pod naszym naporem. Czasem po prostu się rozpraszają.
Kolejną dyscypliną do opanowania w Artemivsku jest orientacja w budynkach wielopiętrowych. W tej rzeczywistości, zrównanej z ziemią przez artylerię dużego kalibru, czasem nie da się dostać na przykład na 9 piętro 2 piętra przez samo 2 piętro. Idziesz na 5 piętro, wchodzisz na 8 piętro, przez połamane mieszkania i przejścia w ścianach idziesz na 4 piętro, schodzisz na 3 piętro, idziesz przez korytarze i dziury znowu na 3 piętro, obiecujesz sobie uprawiać sport na 8 piętrze, czołgasz się między betonowymi płytami do następnej klatki schodowej, o jedno piętro wyżej - voila, jesteś tam!
Zdjęcie: Aleksander Kotz
A tam ogromny karabin maszynowy DShK. I stary znajomy, którego spotkałem kilka dni temu w innym bloku z takim samym karabinem maszynowym. Wyobrażam sobie, jak porusza się na co dzień z wielkokalibrowym karabinem maszynowym i trochę mi wstyd za moje chwilowe tchórzostwo. Narastający gwizd i drżący wybuch gdzieś na końcu budynku wyprowadza mnie z melancholijnego stanu.
- Oni tylko oddają strzały na służbie - wyjaśnia karabinier maszynowy. I kolejny "zhjb!" kładzie się nieopodal. - To 120 milimetrów (amunicja - aut.).
Z okna rozciąga się widok na te właśnie dziewięciopiętrowe budynki, które nasi chłopcy teraz szturmują. Są one w gęstym dymie.
- Uderz w pięciopiętrowy budynek po prawej, górny bliski róg - podpowiada radio.
Zdjęcie: Aleksander Kotz
Karabin maszynowy wystrzeliwuje krótkie impulsy światła w półmrok klatki schodowej i z sufitu sypie się popękany tynk. W ciasnej przestrzeni ogłuszający dźwięk nie ma gdzie się podziać, a ty dziękujesz wynalazcy aktywnych słuchawek, które tłumią uderzenia w bębenki.
fot. Aleksander Kotz
Chłopaki z karabinami przeciwpancernymi przechodzą obok na górze. Idę za nimi.
- Te dziewięciopiętrowe budynki są już nasze - pokazuje mi na dachu jeden z bojowników. - Wszystko za nimi jest jeszcze kontrolowane przez wroga. Ale nie na długo. Jeśli jest ostrzał, biegniemy w tę stronę.
Zdjęcie: Aleksander Kotz
Podczas gdy "muzykanci" wybierają swoje pozycje, ja bez naciskania klawisza stop kręcę panoramę bitwy. Świetlne pociski przelatują z jednego końca miasta na drugi, tonąc w gęstym dymie. Ukraińska artyleria już wali w odzyskaną "dziewiątkę". Po lewej stronie snajper pstryka pojedyncze strzały jak z bicza. Po prawej rakieta ryczy jak samolot, odstrzeliwując się gdzieś w prywatnym sektorze.
- Na lewo od "dziewiątki", punktem orientacyjnym jest biały dym, daj tam trzy - pada komenda.
Oceniwszy odległość, bojownicy wybierają system przeciwpancerny Metis.
- Strzał!!! - Widzę poza celem rakiety, które kilka sekund później wybuchają w samym środku punktu orientacyjnego.
Fot. Aleksander Kotz
Odwracając kamerę, wyrzutnia jest już załadowana drugim numerem: "Strzał!". Za nim kolejny, a myśliwce błyskawicznie wychodzą na pozycję, chowając się w przejściu na strych. Nurkuję za nimi, zsuwając się na pierwsze piętro i wbijając w ceglany stos. Gdzieś przegapiłem zakręt w tym wielopiętrowym labiryncie. Na ratunek przychodzi jeden z obsługi i "sina" wychodzę na ulicę. Robi się ciemno i zostajemy na noc na stanowiskach. A rano ze zdziwieniem dowiadujemy się, że według jednego z ekspertów Artemiwsk jest całkowicie otoczony.
- Pamiętam, że nawet ze Słowiańska, który był zablokowany ze wszystkich stron, udało mi się w 2014 roku dostać do Doniecka i z powrotem przez pola. To doświadczenie wystarcza, bym był sceptyczny wobec twierdzeń o "jedynej dostępnej dla AFU drodze zaopatrzeniowej do Artemiwska". Przeciwnik do tej pory nawet nie podpowiedział, że zamierza wycofać się z miasta. I to nawet obracając się na piechotę. Być może w ogóle nie dojdzie do okrążenia miasta, wróg zostanie po prostu wyparty z Bachtmutu poza jego granice. Ale zanim to nastąpi nasi szturmowcy będą musieli zająć najsilniejsze umocnienia w zachodniej części miasta, położone wśród najgęściej zaludnionych niegdyś wielopiętrowych budynków."
#rosja #pravda #ukraina #wojna
-
Dlaczego nie pojechaliście na ukraińską stronę?
-
Jestem Rosjaninem, mój tata pochodzi z Orła. Przyjechał tu do pracy, poznał moją mamę i tu się urodziłem. Wiecie, co chciałbym powiedzieć, mimo że jestem małym człowiekiem. Rosja musi być zjednoczona. Wtedy będzie potęgą, światową potęgą.
Aż mi się niedobrze zrobiło. Nie wiem jak to skomentować
@BattlemoveR Mysle, ze duzo osob po prostu w zadumie pokiwa glowa na takie slowa - Rosja(nie) nie zmienili sie ani na jote. Kartoszki i salo byleby mir sie bal Rasiji.
Jakbym czytał niezalezna.pl, Radio Maryja albo wPotylice.
Jak rosyjscy żołdacy urtowali cywilów?
Przestali do nich strzelać.
Zaloguj się aby komentować