@jeikobu__
Dziękuję, że jesteś w zasadzie pierwszą osobą, która próbuje tu rozmawiać na argumenty, chciaż są to argumenty częściowo błędne, co zaraz wykażę. Wcześniej ubolewaniagodny @spawaczatomowy , czy po części @KatieWee sugerowali, że skoro nie mieszkam w PL(prawda) i nie płacę w niej podatków (Kłamstwo! Już pisałem, że płacę w PL większe podatki, niż spora część użytkowników, a praktycznie niczego nie dostaję w zamian.), to że nie mam prawa głosu. Ładne wykluczenie ze wspólnoty narodowej i praw obywatelskich, jak na obrońców wykluczonych.
Odpowiadając na twoje argumenty: nie wiem, czy jestem zwolennikiem państwa minimum (na pewno nie mitycznego), jestem natomiast zwolennikiem państwa roztropnie dysponującego środkami.
Biblioteki mają swoją funkcję i nie przeznaczyłbym ich do zaorania w pirwszej kolejności, ale chciałem zwrócić uwagę na problem, że ludzie mieszkający na zadupiu czy za granicą są dużo bardziej wykluczeni, niż ci, którzy nie mają komputera.
Twoje dane o kosztach i % budżetu są rozwalające mózg. Po pierwsze, nawet zakładając, że te 150 mln jest prawdziwe (nie wydaje mi się), to z budżetu państwa finansowanych jest może kilka bibliotek na województwo, a znakomita większość, to biblioteki utrzymywane z budżetu samorządów. One często są bardzo biedne i jest to dla nich duży wydatek, a nie 0.01% jak wyliczyłeś.
150 mld to kolejny absurd i nie wiem skąd to wziąłeś. W zeszłym roku państwo wydało 660 mld.
Co do kosztów bibliotek cyfrowych, to Legimi jakoś sprawnie działa, a nie jest tytanem jak Google, Apple, czy chociaż Orlen, więc chyba przeszacowałeś. Niech zwiększenie liczby użytkowników x3 zwiększy koszty, to nadal będzie to firma krzak.
Z tym, że ktoś nie ma w domu komputera, tabletu czy smartfona (a założymy, że chce mieć), to absurd. Ile jest takich osób, ile z nich umienczytać i wyraża taką chęć? Równie dobrze darmowy chleb nie miałby racji bytu, bo ktoś może nie mieć w domu noża, żeby go pokroić, albo zębów, żeby go pogryźć.
Nie jest to meritum sprawy, ale skoro już poruszyłeś kwestię tamponów i antykoncepcji, to też się wypowiem.
Logicznie myśląc, to finansowanie np. mydła, szamponu, czy pasty do zębów zdaje się mieć więcej sensu, bo są to produkty jeszcze bardziej pierwszej potrzeby. Rozumiem, że nikt na lewicy na to nie wpadł, bo raz, że na tym mogliby korzystać także mężczyźni (o zgrozo nawet tacy bez macicy!), a dwa, że mydła nie wsadza się do cipy i nie jest związane z ruchaniem, co degraduje je w hierarchii zainteresować lewicy do 5 ligi tematycznej.
Na koniec plot twist:
Też korzystam z biblioteki w taki sposób, że chodzę do niej z moim dwuletnim synem. Tylko, że tu biblioteka nie jest w pełni darmowa, więc przynajmniej w jakimś stopniu się sama utrzymuje.