Hej wszystkim, dziś mam dla was opowieść z morałem.
Jestem na wakacjach w Czarbogórze w pobliżu miasta Kotor, a konkretniej w miejscowości Dobrota i tak też nazywało się pasmo górskie na które wchodziłem.
Plan był następujący, pobudka skoro świt, iść szlakiem na Mali Zalazi, tam skręcić na południe w stronę Velji Zalazi gdzie można zejść w dół, a po zejściu juz miastem wrócić się do miejsca startu.
Podróż rozpoczęła się zgodnie z harmonogramem i po kilku minutach byłem już na szlaku. Dróżka była nieco zawłaszczona przez lokalne krzewy, ale nie na tyle, żeby znacznie utrudniać przeprawę. Na pierwszym etapie towarzyszył mi wycieczkowiec który postanowił wpłynąć do zatoki akurat kiedy byłem na wysokości gdzie drzewa nie zasłsniały mi już widoków :)
Samo wejście na szczyt powinno zająć 1h50min, mi zajeło około 20 minut mniej, bo szedłem krzepkim krokiem. Trasa nie była na tyle łatwa, żeby zabrać tam dzieci, ale z drugiej strony nie była jakaś przesadnie wymagająca sprawnościowo. Dużo kamiennych serpentyn nachylonych max. pod kątem 10-15° i często dłuuuuga droga w dół kilka centymetrów po za szlakiem. Największą niedogodność stanowiły pająki których było mnóstwo i prawie nabawiłem się przez nie arachnofobii. Były olbrzymie, z odnóżami mierzyły jakieś 5cm i często pojawiały się nagle, gdyż patrzyło się pod stopy, a one wiły sieci jakieś 1,5m nad ziemią czyli po za zasięgiem wzroku. Wyglądają podobnie do krzyżaków, ale były od nich znacznie większe, więc nie mam pojęcia co to za gatunek.
Oczywiście na każdym kroku widoki zapierały dech w piersiach, a im wyżej tym przyjemniej, bo zimny górski wiatr przybierał na sile. Co prawda może i nie na sam szczyt, bo niestety ten był za stromy i droga prowadziła jedynie na grań, to przez cały ten czas byłem w cieniu i dopiero, gdy zobaczyłem dolinę i usłyszałem dzwonki pasących się krów, mogłem rozkoszować się pierwszymi promieniami słońca.
Tam znalazłem też starodawny zbiornik na deszczówkę który wygląda, że jest w ciągłym użytku przez pasterzy. Lub też jednego pasterza, bo jedynie jeden dom wyglądał na zamieszkały reszta wyglądała na średniowieczne ruiny i wcale nie zdziwiłbym się, gdyby nie miały bliżej niż dalej do tego okresu. Przez chwilę nie mogłem znaleść drogi, ale po jakiś 10 minutach zawróciłem i udało mi się znaleść kontynuację trasy.
I w tym miejscu popełniłem błąd który kosztował mnie więcej cierpienia niż człowiek który jest na wczasach chciałby doświadczyć. Otóż skończyła mi się woda i zamiast zawrócić to naiwnie dalej trzymałem się planu co wydłużyło prawie dwukrotnie czas jaki spędziłem na nogach lub dogorywając w cieniu.
Nie miałem dokładnej mapy jedynie na open street maps coś znalazłem i chciałem się trzymać drogi która widniała na ich mapie. Choć miałem przeczucie po tym jak zapuszczona była ta ścieżka i po tym, że nie spotkałem nikogo nawet pasterza, a przecież bładziłem przez moment przed jego domem i po jego scieżkach, że mapa jest wciąż aktualna.
Opuściłem więc doline i zaczałem kierować się ku kolejnemu szcztu (szczytowi? nie wiem w sumie xD). Według google maps był to Prevoj Luk, według tabliczki Previja Luk, więc nie mam pewności. Z początku wchodziło sie bardzo przyjemnie po kamiennej trasie z której korzystały też krowy (wiem to po obfitej obecności łajna). Później serpentyną troszkę trzeba było się napocić, ale albo było dziś wyjątkowo chłodno, albo dzięki górskiemu wiatru odczuwalna temperatura była w sam raz.
Po zdobyciu w sumie pierwszego szczytu myślałem, że zacznie się moja droga powrotna do Dobroty i choć z początku zapowiadało się obiecująco to już po jakiś 15 minutach nasiliły sie moje wątpliwości. Droga zaczęła iść przez kolejne ruiny i odchodziła coraz dalej od zatoki. Mapy googla twierdziły, że zbliżam sie do cerkwi, jednak za pewne byla to kolejna ruina, bo nie widziałem nigdzie wieży kościelnej. Dodatkowo emocji dostarczył mi wąż który wygrzewał się na skale, którego zdążyłem dostrzec w porę. Z tego co teraz sprawdzam był to pewnie połoz kaspijski. To plus po chwili gęstwina która nie wyglądała na taką którą można przejść bez trudu oraz mentlik w oznakowaniu szlaku (symbol wskazywał, żeby iść prosto przez gęstwinę w głąb ruin, ale z lewej strony był narysowany znak niebezpieczeństwa, a z prawej strzałka w prawo, gdzie raczej nie było zbyt dużo po za przepaścią) zadecydowało, że najwyższy czas na w tył zwrot.
Decyzja ta powinna zapaść znacznie wcześniej, ale była dopiero 9:01, więc przy odrobinie szczęścia mogłem wrócić przed najgorszym południowym słońcem. Choć fragment pod górkę na szczyt zajął mi ciut dłużej niż w dół to całość do studnii pokonałem bardzo sprawnie w nie całe 40 minut. Zjadłem kanapkę i o dziwo nie czułem przez dłuższy czas suchości w gardle, dopiero jak schodziłem z góry po serpentynie to doskwierał mi brak wody. Schodziło się bardzo mozolnie i musiałem robić sobie przystanek gdziekolwiek znalazłem prawdziwy cień. Musiałem uważać jak stawiam stopy i schodzić bokiem przez większość czasu. Choć większość pająków nie stanowiło już problemu to spotkałem jeszcze 2 węże. Padalca lub kolejnego połoza, ale tym razem brązowego, raczej to drugie lub coś innego bo padalce nie wiem czy dorastają do 20kilku cm. Oraz malutkiego węża Eskulapa który tak leniwie wygżewał sie na słoncu, że musiałem zamachać kijkiem, żeby łaskawie spełz gdzieś pod kamień.
Po jakiś dwóch godzinach mordęgi udało mi się wrócić do swojego pokoju. Idealnie w południe, jak wchodziłem po schodach to akurat zaczęły bić dzwony w kościele czy tam w cerkwii.
Dlatego radzę wam jeżeli planujecie, wypad na 5h to nawet jeśli wydaje się wam, że szczyt już tuż tuż, to najbezpieczniej jest zawrócić po 2,5h bo będziecie smażyć się na skałach z wężami o suchym pysku marząc o paralotni albo innym spadochronie :)
Jak ktoś przetrwał do końca to dajcie znać czy zrobić drugiego posta i dorzucić tam więcej zdjęć, bo wybrałem tylko te "na temat".
@Wannasauna jak tam ceny noclegów, żarcia i jak z komunikacją?
Komunikacja najgorsza, w kotorze jeszcze jakoś, ale Dobroty nie polecam wszędzie jest daleko i jak nie masz auta albo roweru to musisz dylać, albo wzywać taxi. W tivat masz lotnisko, ale ja poleciałem do Podgoricy i jechałem do kotoru pks za 8 euro.
Zależy co do żarcia, ale ceny wydają się spoko, choć niektóre popularne dania maja astronomiczne ceny jak black risotto i niektóre owoce morza czy ryby. W sklepach porównywalnie do nas, cześć rzeczy taniej, część drożej.
W dobrocie cały tydzień za 1k jak masz sam pokój, ja za zadbaną kawalerkę dałem 1,5k. W kotorze idzie coś dorwać w podobnej cenie, ale trzeba rezerwować przed sezonem bo w sezonie nie spodziewałbym się, żeby coś zostało nie zabookowane.
@Wannasauna wypad w gory bez porządnej mapy ani apliakcji z mapa? Jakbys mial pewnie bys agarnal szybciej
Polecam Locus maps albo OSMand maps
Obczaje sobie, pytalem w punkcie informacji czy nie maja, ale mieli tylko gory Lovcen. A nie chciało mi się testować różnych apek, więc już zdałem się na osm.
@Wannasauna też korzystam z Osmand i Mapy.cz - polecam! I rób drugiego posta koniecznie!
Zaloguj się aby komentować