Czy Polsce groziła interwencja wojskowa w 1980 roku?
Przez cały okres legalnego istnienia „Solidarności” w latach 1980–1981 kierownictwo PZPR pozostawało pod silną presją ze strony przywódców ZSRR, chociaż dopiero 30 października doszło w Moskwie do spotkania Kani z Breżniewem (Stanisław Kania - I Sekretarz KC PZPR 1980-1981).
Poza Sowietami presję na kierownictwo PZPR wywierali także przywódcy pozostałych państw Układu Warszawskiego. Nieco inaczej traktowały wówczas Polskę Węgry, co wynikało zapewne z pewnej ostrożności i powściągliwości Jánosa Kádára, ale i tradycyjnych przyjacielskich więzi polsko-węgierskich, chociaż węgierskie środki masowego przekazu uczyniły wówczas naprawdę niemało, żeby mieszkańcom kraju nad Dunajem zohydzić Polskę i Polaków.
Trudno się w takiej sytuacji dziwić, że dla milionów Polaków jesienią 1980 roku bodaj najpoważniejszym problemem była groźba zbrojnej interwencji. Na przełomie listopada i grudnia informacje amerykańskiego wywiadu satelitarnego potwierdzały wiadomości mówiące o ruchach wojsk radzieckich nad granicą z Polską i znacznych koncentracjach sił w Czechosłowacji i w NRD. Podtrzymywaniu nastrojów niepewności i zagrożenia zbrojną interwencją sprzyjały wrogie wobec „Solidarności” głosy prasy w obu tych państwach. Wydawało się, że lada chwila z trzech stron dojdzie do inwazji państw Układu Warszawskiego.
Wraz z upływem lat wiemy zresztą coraz więcej na temat przygotowań do interwencji w Polsce. W największej tajemnicy 5 grudnia czechosłowacki minister obrony narodowej wydał rozkaz dla dowódcy Zachodniego Okręgu Wojskowego o przeprowadzeniu ćwiczeń pod kryptonimem „Karkonosze”. Nazajutrz minister obrony narodowej NRD ogłosił podobny rozkaz o przygotowaniu i przeprowadzeniu wspólnych ćwiczeń Układu Warszawskiego. Tylko czechosłowackie wojska inwazyjne miały liczyć w sumie około 45 tys. żołnierzy i oficerów, wyposażonych w setki czołgów i wozów opancerzonych.
W tym miejscu nie sposób nie postawić pytania: dlaczego w takim razie nie doszło wówczas do zbrojnej interwencji? Dlaczego radzieccy przywódcy w ostatniej chwili się wycofali? Oczywiście na dzisiejszym etapie historycznego poznania – bez swobodnego dostępu do materiałów poradzieckich – nie da się jeszcze na te pytania udzielić jednoznacznych i wyczerpujących odpowiedzi. Można wszakże na pewne sprawy zwrócić uwagę i pokusić się o sformułowanie hipotez.
Zbigniew Brzeziński, w owym czasie doradca prezydenta USA w swoich wspomnieniach sporo napisał o oddziaływaniu Amerykanów na Kreml i ich dążeniu do maksymalnego nagłośnienia całej sprawy. Na temat sytuacji w Polsce Brzeziński między innymi telefonicznie rozmawiał z papieżem Janem Pawłem II. Prezydent Stanów Zjednoczonych Jimmy Carter 3 grudnia ostrzegł Związek Radziecki, że ewentualna zbrojna interwencja w Polsce negatywnie odbije się na stosunkach amerykańsko-radzieckich.
Z kolei dawni działacze partyjni decydującą rolę w odwołaniu decyzji inwazji przypisywali Kani i Jaruzelskiemu. To ich twarda i zdecydowana postawa miała odwieść Breżniewa od tego pomysłu. (...) Kania przekonywał radzieckiego przywódcę, że nie ma w Polsce „zagrożenia socjalizmu” i tłumaczył, iż biorąc pod uwagę historyczne uwarunkowania i silne w społeczeństwie polskim fobie antyrosyjskie i antyradzieckie, w przypadku radzieckiej zbrojnej interwencji należałoby się liczyć z silnym oporem, także o charakterze militarnym. Kania wspominał po latach, że w czasie rozmowy w cztery oczy z Breżniewem ostrzegał:
Po namyśle Breżniew odpowiedział Kani: „No, charaszo, nie wajdiom” i dodał „A kak budiet usłażniatsia, wajdiom [...] no biez tiebia – nie wajdiom (No dobrze, nie wejdziemy. Ale jeśli będzie się pogarszać, wejdziemy, ale bez twojej zgody nie wejdziemy)”.
Trzeba także pamiętać, że ZSRR od roku uwikłany w krwawą wojnę w Afganistanie nie bardzo mógł sobie pozwolić na kolejny długotrwały konflikt zbrojny. Kania wspominał po latach, że w czasie jednej z rozmów radziecki przywódca tłumaczył mu, jak niedobra jest atmosfera w ZSRR w związku z wojną w Afganistanie, a zwłaszcza jak złe wrażenie robią i jaki negatywny wpływ na ogólną atmosferę mają samoloty przywożące trumny z poległymi tam radzieckimi żołnierzami. Zdominowało to praktycznie wszystko i odwracało uwagę od jakichkolwiek sukcesów czy osiągnięć. Pierwszy sekretarz KC PZPR przekonywał radzieckiego przywódcę, że gdyby doszło do radzieckiej zbrojnej interwencji w Polsce, to pamiętając o wspomnianych rozmaitych historycznych polsko-rosyjskich i polsko-radzieckich zaszłościach, trzeba by zapomnieć o samolotach, gdyż trumny z poległymi radzieckimi żołnierzami wiozłyby do Związku Radzieckiego kolumny samochodów ciężarowych lub wręcz pociągi.
Pewien wpływ na rezygnację z wkroczenia do Polski mógł także odgrywać wiek i ogólny stan zdrowia Breżniewa. Nie wolno zapominać, że na zbrojną interwencję w Czechosłowacji zdecydował się polityk o dwanaście lat młodszy, a przede wszystkim nie tak schorowany.
Trudno rozstrzygnąć, co ostatecznie przeważyło, ale faktem pozostaje, że ZSRR odstąpił od planów inwazji, a uczestnicy moskiewskiej narady ograniczyli się do wystosowania odezwy, w której zapewniali, że „socjalistyczna Polska, Polska Zjednoczona Partia Robotnicza i naród polski mogą bezwzględnie liczyć na braterską solidarność i poparcie krajów uczestników Układu Warszawskiego”.
Nie znaczy to oczywiście, że Sowieci przestali interesować się polskim kryzysem. Przeciwnie, przez cały czas uważnie przyglądali się rozwojowi wydarzeń w Polsce i cały czas analizowała je Komisja Susłowa. Bywało jednak i tak, że Rosjanie mieli do „polskich towarzyszy” żal i pretensję o to, że nie konsultowali z nimi różnych kwestii i sami podejmowali niektóre decyzje, także te najważniejsze. „Nawet terminu Zjazdu z nami nie uzgodnili, tylko nas o tym poinformowali” – skarżył się Kani minister spraw zagranicznych ZSRR Andriej Gromyko.
Wracając jeszcze na chwilę do spotkania moskiewskiego, nie można wykluczyć, że jego znaczenie jest przeceniane. Andrzej Paczkowski, który przebadał wszelkie okoliczności towarzyszące drodze do stanu wojennego, napisał na ten temat:
"W istocie podczas narady nic specjalnie ważnego politycznie ani intelektualnie ważkiego nie zostało powiedziane. Istniały różnice między niektórymi liderami – Żiwkow i Honecker byli bardziej twardzi, Kádár bardziej miękki. [...] Na podstawie znanej mi bazy źródłowej skłonny byłbym twierdzić, iż był to wielki blef, że przywódcy sowieccy od początku [...] nie mieli zamiaru wprowadzać wojsk na terytorium sojusznika. I to największego sojusznika. Że było to coś w rodzaju «ćwiczeń przed ćwiczeniami» – przetestowanie reakcji opinii światowej i Polaków, przede wszystkim postraszenie zarówno «Solidarności», jak i kierownictwa PZPR, skłonienie pierwszych do spokoju, drugich do działania. [...] Z całą pewnością nie wchodziła w grę interwencja typu «bez tiebia»”.
Na podstawie książki 45 lat, które wstrząsnęły Polską.
#historia #czytajzhejto #prl
Przez cały okres legalnego istnienia „Solidarności” w latach 1980–1981 kierownictwo PZPR pozostawało pod silną presją ze strony przywódców ZSRR, chociaż dopiero 30 października doszło w Moskwie do spotkania Kani z Breżniewem (Stanisław Kania - I Sekretarz KC PZPR 1980-1981).
Poza Sowietami presję na kierownictwo PZPR wywierali także przywódcy pozostałych państw Układu Warszawskiego. Nieco inaczej traktowały wówczas Polskę Węgry, co wynikało zapewne z pewnej ostrożności i powściągliwości Jánosa Kádára, ale i tradycyjnych przyjacielskich więzi polsko-węgierskich, chociaż węgierskie środki masowego przekazu uczyniły wówczas naprawdę niemało, żeby mieszkańcom kraju nad Dunajem zohydzić Polskę i Polaków.
Trudno się w takiej sytuacji dziwić, że dla milionów Polaków jesienią 1980 roku bodaj najpoważniejszym problemem była groźba zbrojnej interwencji. Na przełomie listopada i grudnia informacje amerykańskiego wywiadu satelitarnego potwierdzały wiadomości mówiące o ruchach wojsk radzieckich nad granicą z Polską i znacznych koncentracjach sił w Czechosłowacji i w NRD. Podtrzymywaniu nastrojów niepewności i zagrożenia zbrojną interwencją sprzyjały wrogie wobec „Solidarności” głosy prasy w obu tych państwach. Wydawało się, że lada chwila z trzech stron dojdzie do inwazji państw Układu Warszawskiego.
Wraz z upływem lat wiemy zresztą coraz więcej na temat przygotowań do interwencji w Polsce. W największej tajemnicy 5 grudnia czechosłowacki minister obrony narodowej wydał rozkaz dla dowódcy Zachodniego Okręgu Wojskowego o przeprowadzeniu ćwiczeń pod kryptonimem „Karkonosze”. Nazajutrz minister obrony narodowej NRD ogłosił podobny rozkaz o przygotowaniu i przeprowadzeniu wspólnych ćwiczeń Układu Warszawskiego. Tylko czechosłowackie wojska inwazyjne miały liczyć w sumie około 45 tys. żołnierzy i oficerów, wyposażonych w setki czołgów i wozów opancerzonych.
W tym miejscu nie sposób nie postawić pytania: dlaczego w takim razie nie doszło wówczas do zbrojnej interwencji? Dlaczego radzieccy przywódcy w ostatniej chwili się wycofali? Oczywiście na dzisiejszym etapie historycznego poznania – bez swobodnego dostępu do materiałów poradzieckich – nie da się jeszcze na te pytania udzielić jednoznacznych i wyczerpujących odpowiedzi. Można wszakże na pewne sprawy zwrócić uwagę i pokusić się o sformułowanie hipotez.
Zbigniew Brzeziński, w owym czasie doradca prezydenta USA w swoich wspomnieniach sporo napisał o oddziaływaniu Amerykanów na Kreml i ich dążeniu do maksymalnego nagłośnienia całej sprawy. Na temat sytuacji w Polsce Brzeziński między innymi telefonicznie rozmawiał z papieżem Janem Pawłem II. Prezydent Stanów Zjednoczonych Jimmy Carter 3 grudnia ostrzegł Związek Radziecki, że ewentualna zbrojna interwencja w Polsce negatywnie odbije się na stosunkach amerykańsko-radzieckich.
Z kolei dawni działacze partyjni decydującą rolę w odwołaniu decyzji inwazji przypisywali Kani i Jaruzelskiemu. To ich twarda i zdecydowana postawa miała odwieść Breżniewa od tego pomysłu. (...) Kania przekonywał radzieckiego przywódcę, że nie ma w Polsce „zagrożenia socjalizmu” i tłumaczył, iż biorąc pod uwagę historyczne uwarunkowania i silne w społeczeństwie polskim fobie antyrosyjskie i antyradzieckie, w przypadku radzieckiej zbrojnej interwencji należałoby się liczyć z silnym oporem, także o charakterze militarnym. Kania wspominał po latach, że w czasie rozmowy w cztery oczy z Breżniewem ostrzegał:
Pójdą na czołgi młodzi chłopcy, jak w Powstaniu Warszawskim, z butelkami benzyny, popłynie morze krwi. Nawet gdyby przyszli do Polski sami aniołowie, to i tak muszą zostać krwawymi okupantami, i to na całe lata. [...] wrażliwość Polaków na suwerenność, na gwałcenie niepodległości nie ma równej w Europie.
Po namyśle Breżniew odpowiedział Kani: „No, charaszo, nie wajdiom” i dodał „A kak budiet usłażniatsia, wajdiom [...] no biez tiebia – nie wajdiom (No dobrze, nie wejdziemy. Ale jeśli będzie się pogarszać, wejdziemy, ale bez twojej zgody nie wejdziemy)”.
Trzeba także pamiętać, że ZSRR od roku uwikłany w krwawą wojnę w Afganistanie nie bardzo mógł sobie pozwolić na kolejny długotrwały konflikt zbrojny. Kania wspominał po latach, że w czasie jednej z rozmów radziecki przywódca tłumaczył mu, jak niedobra jest atmosfera w ZSRR w związku z wojną w Afganistanie, a zwłaszcza jak złe wrażenie robią i jaki negatywny wpływ na ogólną atmosferę mają samoloty przywożące trumny z poległymi tam radzieckimi żołnierzami. Zdominowało to praktycznie wszystko i odwracało uwagę od jakichkolwiek sukcesów czy osiągnięć. Pierwszy sekretarz KC PZPR przekonywał radzieckiego przywódcę, że gdyby doszło do radzieckiej zbrojnej interwencji w Polsce, to pamiętając o wspomnianych rozmaitych historycznych polsko-rosyjskich i polsko-radzieckich zaszłościach, trzeba by zapomnieć o samolotach, gdyż trumny z poległymi radzieckimi żołnierzami wiozłyby do Związku Radzieckiego kolumny samochodów ciężarowych lub wręcz pociągi.
Pewien wpływ na rezygnację z wkroczenia do Polski mógł także odgrywać wiek i ogólny stan zdrowia Breżniewa. Nie wolno zapominać, że na zbrojną interwencję w Czechosłowacji zdecydował się polityk o dwanaście lat młodszy, a przede wszystkim nie tak schorowany.
Trudno rozstrzygnąć, co ostatecznie przeważyło, ale faktem pozostaje, że ZSRR odstąpił od planów inwazji, a uczestnicy moskiewskiej narady ograniczyli się do wystosowania odezwy, w której zapewniali, że „socjalistyczna Polska, Polska Zjednoczona Partia Robotnicza i naród polski mogą bezwzględnie liczyć na braterską solidarność i poparcie krajów uczestników Układu Warszawskiego”.
Nie znaczy to oczywiście, że Sowieci przestali interesować się polskim kryzysem. Przeciwnie, przez cały czas uważnie przyglądali się rozwojowi wydarzeń w Polsce i cały czas analizowała je Komisja Susłowa. Bywało jednak i tak, że Rosjanie mieli do „polskich towarzyszy” żal i pretensję o to, że nie konsultowali z nimi różnych kwestii i sami podejmowali niektóre decyzje, także te najważniejsze. „Nawet terminu Zjazdu z nami nie uzgodnili, tylko nas o tym poinformowali” – skarżył się Kani minister spraw zagranicznych ZSRR Andriej Gromyko.
Wracając jeszcze na chwilę do spotkania moskiewskiego, nie można wykluczyć, że jego znaczenie jest przeceniane. Andrzej Paczkowski, który przebadał wszelkie okoliczności towarzyszące drodze do stanu wojennego, napisał na ten temat:
"W istocie podczas narady nic specjalnie ważnego politycznie ani intelektualnie ważkiego nie zostało powiedziane. Istniały różnice między niektórymi liderami – Żiwkow i Honecker byli bardziej twardzi, Kádár bardziej miękki. [...] Na podstawie znanej mi bazy źródłowej skłonny byłbym twierdzić, iż był to wielki blef, że przywódcy sowieccy od początku [...] nie mieli zamiaru wprowadzać wojsk na terytorium sojusznika. I to największego sojusznika. Że było to coś w rodzaju «ćwiczeń przed ćwiczeniami» – przetestowanie reakcji opinii światowej i Polaków, przede wszystkim postraszenie zarówno «Solidarności», jak i kierownictwa PZPR, skłonienie pierwszych do spokoju, drugich do działania. [...] Z całą pewnością nie wchodziła w grę interwencja typu «bez tiebia»”.
Na podstawie książki 45 lat, które wstrząsnęły Polską.
#historia #czytajzhejto #prl
Niecierpie kacapskich lojalistow
@smierdakow Jak tam poziom wody u Pana?
jaki kraj, taki Pinoczet
Zaloguj się aby komentować