Można też po prostu wyjść na spacer w ciepły letni wieczór. W zasadzie noc. Nikogo nie ma, cisza, spokój. Zrywa się wiatr, w oddali widać błyskawice, zaczyna kropić. Rozkładam ręce, czuję jak rześki wiatr przyjemnie owiewa moje ciało, krople deszczu spadają mi na twarz. Stoję sobie tak na ulicy, jest tylko tu i teraz. Przez moment czuję się kompletnie zrelaksowana i szczęśliwa - tak po prostu.
#feels
@GazelkaFarelka bo zasadniczo najlepiej się żyje chwilą
@Zielczan Bo zasadniczo nie ma nic oprócz chwili. Analizując życie nigdy nie żyłem wczoraj ani jutro, zawsze żyję tu i teraz. No kurde, naprawdę starałem się żyć jutro i wczoraj ale ni ch... nie wychodzi. Ciągle jest tylko pieprzone TERAZ! Taże tak, reasumując wszystko co przeżywamy i gromadzimy nie ma żadnego sensu - bo w chwili śmierci to całe WSZYSTKO sprowadza się tylko do tego TU i TERAZ - po czym to owo WSZYSTKO znika i odradzasz się np. jako ślimak. Sansara to piekło.
@4Sfor mysle, ze to jednak zbytnie uproszczenie. Oczywiscie, ze jednyny moment, ktory nas interesuje to ten teraz, bo on istnieje. No ale naprawde, mamy teraz zaczac przestac myslec o planach, bo to przyszlosc? Przestac myslec o doswiadczeniach, bliskich, bo to przeszlosc? To tak nie dziala.
@Zielczan Ja nie myślę o przeszłości i przyszłości i to działa. Mam centralnie wyrąbane na wszystko, żyje tylko chwilą i nie narzekam. Za dużo śmierci się naoglądałem, żeby martwić się duperelami typu - ło, co to będzie i co to było. Życie jest ulotne jak zapach obiadu.
@4Sfor to w sumie ciekawe wyjaśnienie i pewnie całkiem dobrze dziala. A pozwól, ze Cię spytam, a jak nie chcesz to nie odpisuj - jak sobie w takim razie radzisz ze śmiercia bliskich? Bo to chyba najwiekszy problem takiego patrzenia na rzeczywistosc.
@Zielczan "Bo to chyba najwiekszy problem" - No właśnie nie dla mnie - ja sobie radzę ze śmiercią bliskich zwyczajnie, bo to naturalny proces - wszak wszyscy umrzemy, czyż nie? Przecież to nie jest żadne novum, że jesteśmy śmiertelni - ja nie mam problemu ze śmiercią. Parę lat temu zmarła mi matka. Wiedziałem, że umrze, bo wszystko na to wskazywało, konowały udawały, że będzie dobrze, ja stwierdziłem, że nie będzie, o czym świadczyła jej mega powiększona wątroba - którego to faktu tzw. lekarze nie raczyli uwzględnić, chociaż im mówiłem, że to nie jest normalne, że matka ma tak powiększoną okolicę wątroby. Wówczas dostałem feedback, że jestem laikiem (czyt. debilem) i mam się zamknąć - więc zero zaskoczenia z ich strony. Tak czy siak, Nie jesteśmy nieśmiertelni. Wszyscy umrzemy - szkoda, że nie uczą tego w szkołach, bo śmierć stanowi niezwykle istotną kwestię w naszym (nomen omen) życiu
Heroina też podobno fajnie działa
niby nic nie kosztuje, nie wymaga wysiłu, a jednak jest to dosyć unikatowy moment w naszym klimacie żeby nie cierpieć zimna, wiatru, wilgoci w takich okolicznościach
@GazelkaFarelka to trwa tylko kilka minut a w takim dobrze ułożonym życiu można być szczęśliwym przez wiele lat bez sekundy przerwy
Zaloguj się aby komentować