Arslan Senki OVA (1991-1995), na ludzkie tłumaczone raczej złudnie jako Heroic Legend of Arslan, to ta starsza adaptacja książek o Arslanie, dzisiaj znanych już raczej głównie jako materiał źródłowy mangi aut. p. Arakawy (autorki również Fullmetal Alchemista, co rzuca się w oczy natychmiast). Robiona sto lat temu, ma w sobie mnóstwo niezborności z okresu i, prawdę powiedziawszy, wcale nie jest dziełem przesadnie udanym. Fascynuje jednak z koneserskiego punktu widzenia. 
Odbębnijmy chociaż rodowód tej hecy - Arslan Senki to seria książek, podobno przygodowych, nt. fantastycznego świata bazowanego luźno na perskiej mitologii, a konkretnie - o przygodach księcia pers- parskiego, Arslana, którego kraj najechała podła Luzytania, coby zniszczyć królestwo i wprowadzić tu rząd dusz jedynej słusznej religii, dobrze zgadujecie, wiary w boga Yaldabaotha. Książę umyka pogromowi, zbiera grupkę wiernych towarzyszy, zbiera armię na pohybel wrogom, i szykuje się do odbicia Pers- Parsji. 
Arslan Senki nie jest, ani w założeniach, ani w istocie, "heroiczną legendą," tylko raczej mało pasjonującym anime o wielkich ruchach wojsk, przy czym wcale nie o wojskowości jako takiej, bowiem o strategii się tu po prostu nie rozmawia. To mało zajmująca fantastyka, przy czym szlachetności dodaje jej bardzo ograniczony obraz magii i tajemniczych stworów. Mnóstwo jest natomiast wręcz okropnych sztuk fantasy oręża, a już do szewskiej pasji doprowadzają te kamizelki w typie sajańskim, wprost z Dragon Balla. 
Perski setting stanowi raczej luźny window dressing, i nie radzę spodziewać się takich popisów etnograficznych, co w toczącym się przecież w tym samym miejscu Otoyomegatari. Nieśmiało wprowadza się coraz więcej architektury i wzornictwa, jednak bez przesady. Co ciekawe, muzyka staje się bardziej bliskowschodnia już pod koniec seansu, w ostatnich dwóch odcinkach tej OVA. I to nie jest jedyny aspekt, w którym pokaz ewoluuje. 
Metryka nie kłamie - tworzono Arslan Senki przez ładnych kilka lat, i pierwszy odcinek nie ma nic wspólnego z ostatnim pod względem reżyserii. Pierwszy odcinek wygląda raczej leciwie, sceny akcji potrafi ukrywać na drugi planie, zaś uparcie eksponuje twarze bohaterów, niemal co do jednego ikemenów, którzy bawią się włosami. Ta gejoza opuszcza nas dopiero po wprowadzeniu dwóch postaci kobiecych. Pierwsze dwa odcinki są również dłuższe, trwają po godzinie. 
Ostatnie dwa mają z kolei znacznie odważniejsze kadrowanie i lepszą grę muzyką, ale wciąż - zarówno pierwszy, jak i ostatni, są po prostu przegadane. No już bodaj pieprzyli ciągle o strategii, jak to ma miejsce w LOGH, nawet bym nie narzekał. Nie dzieje się to, tutaj mamy raczej mętne mamrotanie nt. niewolnictwa, nt. właściwego rodowodu Arslana, jak i przynudnawy slice of life, gdy w tle toczy się wojna. Nie warto w ogóle opisywać bohaterów, bo to banda nudziarzy.
Jednego jednak nie jestem w stanie odebrać tej OVA - bardzo zgrabnie zamyka historię kończąc jeden rozległy arc fabularny, i zapowiadając kolejny, o ironio, na pierwszy rzut oka jednoznacznie przygodowy. I tak oko kończy się heroiczna legenda Arslana, na której ciąg dalszy widzowie musieli czekać aż do adaptacji p. Arakawy. Ja osobiście jej nie oglądałem, i jakoś niespecjalnie mam ochotę. 
https://www.youtube.com/watch?v=gGsubCms32Y

Zaloguj się aby komentować