#anime #animedyskusja
Sora no Manimani (2009) raczej niczym nie zadziwia, ale może to i lepiej. Zazwyczaj romcomów wcale nie oglądam, bo ich sztywne formuły prowadzą do tego, że nowe bajki można w zasadzie generować z klucza, i akurat ten konkretny wcale nie przypuszcza ataku na fundamenty całej hecy. W przeciwieństwie do rozlicznych pozostałych, swój głos w tłumie odnajduje dzięki dyskretnej sferze hobbistyczno-edukacyjnej, bo rzecz się ma nieco o astronomii.
Raczej okrutny to pokaz dla osoby zamieszkałej w kraju, w którym przez pół roku nie widać nieba. Mnóstwo, mnóstwo jest tu entuzjastycznej celebracji gwiazd na niebie, a przy tym bez jakiegoś nachalnego minikursu z astronomii. Zamiast niego mamy fascynujące urywki z gapienia się w gwiazdy, gołym okiem i uzbrojonym też, parę praktycznych porad i dużą afirmację dla tego, by w ogóle uznawać astronomię za pełnoprawne hobby dla laika, a nie kierunek na polibudzie.
Nie to jednak stanowi samo mięso pokazu. SnM to romcom, a zatem wrzuceni w ring zostają, w trójkąciku, MC transfer student boczący się nieco na gwiazdy, jego childhood friend 1.50m płaska jak deska, jednak wcale nie w typie Taigi ze srakodory, tylko eksplodująca dobrotliwym animuszem i szczenięcą energią, trochę baka. Do skompletowania trójkąta mamy raczej mało przekonująco tsunderującą na pozostałych dziewuszkę, której osobowość to: mam kręcone włosy, strasznie mi z tego powodu szkoda, poproszę penis.
Nie martwcie się jednak na zapas, prawie zupełnie nie ma tu jakiejkolwiek dramy, to bajka niewinna i optymistyczna, i nawet nie kończy się jakimkolwiek romantycznym finałem dla bohaterów. Ot, reklama książeczek. Sora no Manimani to seans jak kawa zbożowa - nie kopie wcale, jednak rozgrzewa jak należy, a i wpływa korzystnie na perystaltykę jelit.
https://www.youtube.com/watch?v=nAggC3eqB4M
Sora no Manimani (2009) raczej niczym nie zadziwia, ale może to i lepiej. Zazwyczaj romcomów wcale nie oglądam, bo ich sztywne formuły prowadzą do tego, że nowe bajki można w zasadzie generować z klucza, i akurat ten konkretny wcale nie przypuszcza ataku na fundamenty całej hecy. W przeciwieństwie do rozlicznych pozostałych, swój głos w tłumie odnajduje dzięki dyskretnej sferze hobbistyczno-edukacyjnej, bo rzecz się ma nieco o astronomii.
Raczej okrutny to pokaz dla osoby zamieszkałej w kraju, w którym przez pół roku nie widać nieba. Mnóstwo, mnóstwo jest tu entuzjastycznej celebracji gwiazd na niebie, a przy tym bez jakiegoś nachalnego minikursu z astronomii. Zamiast niego mamy fascynujące urywki z gapienia się w gwiazdy, gołym okiem i uzbrojonym też, parę praktycznych porad i dużą afirmację dla tego, by w ogóle uznawać astronomię za pełnoprawne hobby dla laika, a nie kierunek na polibudzie.
Nie to jednak stanowi samo mięso pokazu. SnM to romcom, a zatem wrzuceni w ring zostają, w trójkąciku, MC transfer student boczący się nieco na gwiazdy, jego childhood friend 1.50m płaska jak deska, jednak wcale nie w typie Taigi ze srakodory, tylko eksplodująca dobrotliwym animuszem i szczenięcą energią, trochę baka. Do skompletowania trójkąta mamy raczej mało przekonująco tsunderującą na pozostałych dziewuszkę, której osobowość to: mam kręcone włosy, strasznie mi z tego powodu szkoda, poproszę penis.
Nie martwcie się jednak na zapas, prawie zupełnie nie ma tu jakiejkolwiek dramy, to bajka niewinna i optymistyczna, i nawet nie kończy się jakimkolwiek romantycznym finałem dla bohaterów. Ot, reklama książeczek. Sora no Manimani to seans jak kawa zbożowa - nie kopie wcale, jednak rozgrzewa jak należy, a i wpływa korzystnie na perystaltykę jelit.
https://www.youtube.com/watch?v=nAggC3eqB4M
Pseudo intelektualna sraczka
@Sraka tabaczka*
Zaloguj się aby komentować