947 + 1 = 948
Tytuł: Invincible. Tom 1
Autor: Mark Englert, Dave Johnson, Robert Kirkman, Ryan Ottley, Cliff Rathburn, Matt Roberts, Terry Stevens, Cory Walker
Tłumaczka: Agata Cieślak
Kategoria: komiks
Wydawnictwo: Egmont Polska
ISBN: 9788328135451
Liczba stron: 400
Ocena: 8/10
Przyznam z góry: nie jestem fanem superbohaterów. Co prawda lubię Spider-Mana w wykonaniu Maguire'a, Batmany Nolana czy nowego z Pattinsonem w roli głównej, za dzieciaka oglądałem animowanych X-Menów czy Spider-Mana, ale z MCU nie obejrzałem ani jednego filmu (teraz spojrzałem, że nowy Deadpool zalicza się do tego uniwersum, chociaż nie do końca mi się spodobał) czy serialu.
Mimo to dałem szansę ekranizacji „Invincible”. Historia spodobała mi się na tyle, że postanowiłem sięgnąć po komiks - jestem zbyt niecierpliwy, żeby czekać na kolejny sezon serialu, który ma się ukazać dopiero w lutym 2025 roku. :') Tym bardziej, że autorem scenariusza jest Robert Kirkman - twórca chociażby „The Walking Dead”.
Co mnie ujęło w tej opowieści?
Przede wszystkim ludzkie podejście do postaci głównego bohatera. Mark Grayson jest zwykłym nastolatkiem: chodzi do liceum, myśli o pójściu na uniwersytet, po szkole pracuje w burgerowni, a w wolnym czasie kupuje i czyta komiksy. Szkopuł w tym, że jest także synem najpotężniejszego superbohatera na Ziemi, który przyleciał z kosmosu, by bronić planetę przed różnymi niebezpieczeństwami. Okazuje się, że Mark odziedziczył moce po ojcu.
Pierwszy tom, na który składa się trzynaście zeszytów, służy przede wszystkim przedstawieniu postaci oraz problemów, które mam wrażenie, że odegrają główne role w historii. Mark poznaje innych superbohaterów, z niektórymi się zaprzyjaźnia, z innymi niekoniecznie. Rozwija swoje moce, z czasem staje się godnym pomocnikiem/następcą ojca.
Trudno jest mi ocenić strukturę opowieści, ponieważ niestety porównuję ją z ekranizacją, przy której zresztą także pracował Robert Kirkman. W moim mniemaniu serialowy format lepiej przysłużył się historii, która w przypadku komiksu wydaje mi się nieco poszarpana, gorzej ułożona. No ale wiadomo, autor miał kilkanaście lat na przemyślenie i zdecydowanie dopasował opowieść do wymogów serialu.
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #komiksy
Tytuł: Invincible. Tom 1
Autor: Mark Englert, Dave Johnson, Robert Kirkman, Ryan Ottley, Cliff Rathburn, Matt Roberts, Terry Stevens, Cory Walker
Tłumaczka: Agata Cieślak
Kategoria: komiks
Wydawnictwo: Egmont Polska
ISBN: 9788328135451
Liczba stron: 400
Ocena: 8/10
Przyznam z góry: nie jestem fanem superbohaterów. Co prawda lubię Spider-Mana w wykonaniu Maguire'a, Batmany Nolana czy nowego z Pattinsonem w roli głównej, za dzieciaka oglądałem animowanych X-Menów czy Spider-Mana, ale z MCU nie obejrzałem ani jednego filmu (teraz spojrzałem, że nowy Deadpool zalicza się do tego uniwersum, chociaż nie do końca mi się spodobał) czy serialu.
Mimo to dałem szansę ekranizacji „Invincible”. Historia spodobała mi się na tyle, że postanowiłem sięgnąć po komiks - jestem zbyt niecierpliwy, żeby czekać na kolejny sezon serialu, który ma się ukazać dopiero w lutym 2025 roku. :') Tym bardziej, że autorem scenariusza jest Robert Kirkman - twórca chociażby „The Walking Dead”.
Co mnie ujęło w tej opowieści?
Przede wszystkim ludzkie podejście do postaci głównego bohatera. Mark Grayson jest zwykłym nastolatkiem: chodzi do liceum, myśli o pójściu na uniwersytet, po szkole pracuje w burgerowni, a w wolnym czasie kupuje i czyta komiksy. Szkopuł w tym, że jest także synem najpotężniejszego superbohatera na Ziemi, który przyleciał z kosmosu, by bronić planetę przed różnymi niebezpieczeństwami. Okazuje się, że Mark odziedziczył moce po ojcu.
Pierwszy tom, na który składa się trzynaście zeszytów, służy przede wszystkim przedstawieniu postaci oraz problemów, które mam wrażenie, że odegrają główne role w historii. Mark poznaje innych superbohaterów, z niektórymi się zaprzyjaźnia, z innymi niekoniecznie. Rozwija swoje moce, z czasem staje się godnym pomocnikiem/następcą ojca.
Trudno jest mi ocenić strukturę opowieści, ponieważ niestety porównuję ją z ekranizacją, przy której zresztą także pracował Robert Kirkman. W moim mniemaniu serialowy format lepiej przysłużył się historii, która w przypadku komiksu wydaje mi się nieco poszarpana, gorzej ułożona. No ale wiadomo, autor miał kilkanaście lat na przemyślenie i zdecydowanie dopasował opowieść do wymogów serialu.
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #komiksy
Zaloguj się aby komentować