759 + 1 = 760
Tytuł: O perspektywach rozwoju małych miasteczek
Autor: Małgorzata Boryczka
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10
#bookmeter
Ponieważ wiersz Sobota autorstwa pana Andrzeja Bursy jest jednym z moich ulubionych, zabrałem się za książkę O perspektywach rozwoju małych miasteczek. Ale ponieważ wiersz Sobota autorstwa pana Andrzeja Bursy jest jednym z moich ulubionych, zabrałem się za książkę O perspektywach rozwoju małych miasteczek z pewną ostrożnością. Bo – i tak, to jest moje malkontenctwo – nie jestem zbyt optymistycznie nastawiony do współczesnej prozy, a już szczególnie do autorów debiutujących. Kilka razy się sparzyłem, więcej razy odbiłem się od lektury – no nie mam dobrych doświadczeń. Tym razem, oprócz tego, że ta książka to debiut autorki, to jeszcze tytuł w tak wyraźny sposób nawiązuje do twórczości tego wspaniałego poety wyklętego. I tak ta książka leżała u mnie w czytniku od dłuższego czasu, bo trochę się bałem co z tego pomysłu czy eksperymentu mogło wyjść. Tak, przyznaję: do lektury podszedłem nawet nie z obawami, ale wręcz trochę z nastawieniem. Z nastawieniem, że „to się nie uda”.
A jednak się udało. Wydaje mi się, że przede wszystkim dlatego, że oprócz cytatu ze wspomnianego wyżej wiersza i związanej z nim tematyki pani Boryczka (pani! – rok ode mnie młodsza, czyli gówniara!) nie wzięła sobie więcej ani od pana Bursy, ani w ogóle znikądinąd. Jeśli miałbym te jej opowiadania porównać do czegoś, co znam to najprędzej byłby to opowiadania pana Kurta Vonneguta (to w moim systemie wartości literackich ogromny komplement!), a i to przede wszystkim ze względu na umiejętność przedstawienia spraw poważnych w sytuacjach codziennych, na jasność i klarowność przekazu, na umiejętność pięknego operowania językiem w prosty sposób (co nie jest znowu takie łatwe), na niesamowitą intuicję literacką, która objawia się okraszającymi jej prozę świetnymi uwagami i spostrzeżeniami natury ogólnej, które tak uwielbiam. Wyszło to wszystko świetnie!
Tom O perspektywach rozwoju małych miasteczek to czternaście obrazków wyrwanych gdzieś z małego miasteczka (takie było założenie, choć to akurat niekoniecznie się udało – część z tych historii mogłaby się rozgrywać gdzie indziej; z drugiej strony pokazuje to, że problemy „skądinąd” są dość uniwersalne, że są na tyle uniwersalne, że dotykają również mieszkańców małych miasteczek – więc może jednak się udało?), a każdy z tych obrazów to jeden człowiek i fragment jego życia. W każdym z opowiadań narracja jest troszeczkę inna, charakter głównego bohatera trochę się różni – nie ma się wrażenia, że to różne historie klepane przez jedną osobę – a jednocześnie można znaleźć jakiś wspólny dla nich wszystkich obszar. Być może jest to styl autorki? Różnice bywają subtelne, ale są. I są jasno wyczuwalne. Problematyka opowiadań to codzienność małych miasteczek: relacje rodzinne, relacje i pozycja w społeczności, samosądy. Nie wszystkie opowiadania zrozumiałem, nie wszystkie mnie zachwyciły, ale nie było takiego, które by mi się nie podobało bądź uznałbym je za „złe” albo „słabe”.
Z tych, które najbardziej zapadły mi w pamięć to przede wszystkim opowiadające o gwałcie i relacji córki z matką opowiadanie Krzyżówka – ono nie jest mocne przez sam tekst, ale jego siła jest właśnie w tym co się kryje pod opisanym wspólnym wieczorem czy popołudniem. Jak się okazuje, wcale nie trzeba epatować brutalnością i dosłownością (niech przepadnie naturalizm!) żeby wywołać u odbiorcy silną reakcję. Podobała mi się postać, którą pani Boryczka stworzyła w opowiadaniu Surówka, tym bardziej, że autorka jest kobietą i, jak mi się wydaje, nie uległa modzie (czy naciskom) na przedstawianie postaci kobiecych wyłącznie w superlatywach. Bo czasami i złe kobiety przecież się zdarzają. Podobało mi się opowiadanie Karel Gott, które mówi chyba o różnicy pokoleń i o tym, że chociaż „za naszych czasów” było lepiej, to i tak zazdrościmy dzisiejszej młodzieży, choć tak mało ona wie o (naszym) świecie i jak tak w ogóle można żyć. Podobało mi się opowiadanie Źródło o tym jaki wpływ, zasięg i konsekwencje może mieć plotka. I podobało mi się jeszcze kilka innych opowiadań, ale to można je sobie samemu przeczytać i ocenić.
Jeśli o mnie chodzi, to na pewno przeczytam kolejną pozycję w dorobku autorki, książkę Nigdzie i, jeśli zrobi na mnie podobne wrażenie jak O perspektywach rozwoju małych miasteczek to z pewnością nie tylko będę śledził z zainteresowaniem pisarski rozwój autorki, ale i trzymał za tę gówniarę kciuki. Choć trochę z zazdrością.
Sama książka O perspektywach rozwoju małych miasteczek została wydana jako zwycięska praca konkursowa w ramach studiów podyplomowych Szkoła Mistrzów na Wydziale Polonistyki UW. Na końcu tego tomu znajduje się lista pozostałych książek wydanych w serii opowiadaj dalej… wydawnictwa Nisza i, być może, również z nimi warto się zapoznać? Bo, być może, ze współczesną literaturą polską nie jest tak źle, jak uważałem, a tylko ja nie umiem szukać?
EDIT: A, okładka też mi się podoba. Zawsze zapominam o tym napisać!
Tytuł: O perspektywach rozwoju małych miasteczek
Autor: Małgorzata Boryczka
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10
#bookmeter
Równy stukot maszyny do tuli mnie często do snu w pokoju nad kuchnią; matka tuli mnie rzadko.
Ponieważ wiersz Sobota autorstwa pana Andrzeja Bursy jest jednym z moich ulubionych, zabrałem się za książkę O perspektywach rozwoju małych miasteczek. Ale ponieważ wiersz Sobota autorstwa pana Andrzeja Bursy jest jednym z moich ulubionych, zabrałem się za książkę O perspektywach rozwoju małych miasteczek z pewną ostrożnością. Bo – i tak, to jest moje malkontenctwo – nie jestem zbyt optymistycznie nastawiony do współczesnej prozy, a już szczególnie do autorów debiutujących. Kilka razy się sparzyłem, więcej razy odbiłem się od lektury – no nie mam dobrych doświadczeń. Tym razem, oprócz tego, że ta książka to debiut autorki, to jeszcze tytuł w tak wyraźny sposób nawiązuje do twórczości tego wspaniałego poety wyklętego. I tak ta książka leżała u mnie w czytniku od dłuższego czasu, bo trochę się bałem co z tego pomysłu czy eksperymentu mogło wyjść. Tak, przyznaję: do lektury podszedłem nawet nie z obawami, ale wręcz trochę z nastawieniem. Z nastawieniem, że „to się nie uda”.
A jednak się udało. Wydaje mi się, że przede wszystkim dlatego, że oprócz cytatu ze wspomnianego wyżej wiersza i związanej z nim tematyki pani Boryczka (pani! – rok ode mnie młodsza, czyli gówniara!) nie wzięła sobie więcej ani od pana Bursy, ani w ogóle znikądinąd. Jeśli miałbym te jej opowiadania porównać do czegoś, co znam to najprędzej byłby to opowiadania pana Kurta Vonneguta (to w moim systemie wartości literackich ogromny komplement!), a i to przede wszystkim ze względu na umiejętność przedstawienia spraw poważnych w sytuacjach codziennych, na jasność i klarowność przekazu, na umiejętność pięknego operowania językiem w prosty sposób (co nie jest znowu takie łatwe), na niesamowitą intuicję literacką, która objawia się okraszającymi jej prozę świetnymi uwagami i spostrzeżeniami natury ogólnej, które tak uwielbiam. Wyszło to wszystko świetnie!
Tom O perspektywach rozwoju małych miasteczek to czternaście obrazków wyrwanych gdzieś z małego miasteczka (takie było założenie, choć to akurat niekoniecznie się udało – część z tych historii mogłaby się rozgrywać gdzie indziej; z drugiej strony pokazuje to, że problemy „skądinąd” są dość uniwersalne, że są na tyle uniwersalne, że dotykają również mieszkańców małych miasteczek – więc może jednak się udało?), a każdy z tych obrazów to jeden człowiek i fragment jego życia. W każdym z opowiadań narracja jest troszeczkę inna, charakter głównego bohatera trochę się różni – nie ma się wrażenia, że to różne historie klepane przez jedną osobę – a jednocześnie można znaleźć jakiś wspólny dla nich wszystkich obszar. Być może jest to styl autorki? Różnice bywają subtelne, ale są. I są jasno wyczuwalne. Problematyka opowiadań to codzienność małych miasteczek: relacje rodzinne, relacje i pozycja w społeczności, samosądy. Nie wszystkie opowiadania zrozumiałem, nie wszystkie mnie zachwyciły, ale nie było takiego, które by mi się nie podobało bądź uznałbym je za „złe” albo „słabe”.
Z tych, które najbardziej zapadły mi w pamięć to przede wszystkim opowiadające o gwałcie i relacji córki z matką opowiadanie Krzyżówka – ono nie jest mocne przez sam tekst, ale jego siła jest właśnie w tym co się kryje pod opisanym wspólnym wieczorem czy popołudniem. Jak się okazuje, wcale nie trzeba epatować brutalnością i dosłownością (niech przepadnie naturalizm!) żeby wywołać u odbiorcy silną reakcję. Podobała mi się postać, którą pani Boryczka stworzyła w opowiadaniu Surówka, tym bardziej, że autorka jest kobietą i, jak mi się wydaje, nie uległa modzie (czy naciskom) na przedstawianie postaci kobiecych wyłącznie w superlatywach. Bo czasami i złe kobiety przecież się zdarzają. Podobało mi się opowiadanie Karel Gott, które mówi chyba o różnicy pokoleń i o tym, że chociaż „za naszych czasów” było lepiej, to i tak zazdrościmy dzisiejszej młodzieży, choć tak mało ona wie o (naszym) świecie i jak tak w ogóle można żyć. Podobało mi się opowiadanie Źródło o tym jaki wpływ, zasięg i konsekwencje może mieć plotka. I podobało mi się jeszcze kilka innych opowiadań, ale to można je sobie samemu przeczytać i ocenić.
Jeśli o mnie chodzi, to na pewno przeczytam kolejną pozycję w dorobku autorki, książkę Nigdzie i, jeśli zrobi na mnie podobne wrażenie jak O perspektywach rozwoju małych miasteczek to z pewnością nie tylko będę śledził z zainteresowaniem pisarski rozwój autorki, ale i trzymał za tę gówniarę kciuki. Choć trochę z zazdrością.
Sama książka O perspektywach rozwoju małych miasteczek została wydana jako zwycięska praca konkursowa w ramach studiów podyplomowych Szkoła Mistrzów na Wydziale Polonistyki UW. Na końcu tego tomu znajduje się lista pozostałych książek wydanych w serii opowiadaj dalej… wydawnictwa Nisza i, być może, również z nimi warto się zapoznać? Bo, być może, ze współczesną literaturą polską nie jest tak źle, jak uważałem, a tylko ja nie umiem szukać?
EDIT: A, okładka też mi się podoba. Zawsze zapominam o tym napisać!
Zaloguj się aby komentować