723 + 1 = 724

Tytuł: Wciąż o tobie śnię
Autor: Fannie Flagg
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 7/10

#bookmeter

Mogła zostać również stewardesą, ale w tamtych czasach byłe Miss Alabamy nie zostawały stewardesami, tylko wychodziły za mąż i rodziły dwa i pół dziecka.

Czasami mam tak że, mimo czekających stosów „poważnej literatury” – czy to traktującej o faktach czy też rozdrapującej człowieka tak mocno, że zostaje z niego tylko te dwadzieścia jeden gramów, które to podobno stanowią duszę, nachodzi mnie ochota na jakąś prostą, ciepłą opowieść. Czasami takie książki przychodzą do mnie same, trochę przez przypadek – tak zdarzyło się na przykład ze Spacerującym z książkami. Ale kiedy przez dłuższy czas nie chcą jakoś przyjść, sam się ku nim kieruję. Zabieram się wówczas do jednego z dwójki autorów: pana Fredrika Backmana albo do pani Fannie Flagg właśnie. Pana Backmana w ostatnim czasie naczytałem się tyle, że mam lekki przesyt, więc tym razem wybór dokonał się sam przez się.

Tak mi się wydaje, że są autorzy obdarzeni niezwykłą umiejętnością opowiadania i nie sama treść tego, co mi przekazują jest istotna, ale chodzi raczej o sposób w jaki to robią. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że z taką pasją czytałem o byłej Miss Alabamy (obecnie po menopauzie), która zajmuje się handlem nieruchomościami? Żaden przecież z wymienionych obszarów nie jest dla mnie interesujący! – no, może gdyby Maggie, bo tak na imię ma agentka, była jeszcze przed menopauzą, to może patrzyłbym na to wszystko inaczej. Z drugiej strony jak tu nie zapałać sympatią, jak nie utożsamić się z Maggie, która (trochę jak ja) do tej pory, po latach prób nie nauczyła się parkować równolegle a w dzieciństwie naoglądała się stanowczo za dużo filmów i niepotrzebnie spodziewała się szczęśliwego zakończenia? Tak, pani Flagg ma wyjątkową zdolność do tworzenia sobie właściwych wyraźnych, choć trochę pierdołowatych i przesłodzonych postaci. Ale na tym polega właśnie ich ciepło i urok.

Sama treść Wciąż o tobie śnię to zmagania opisanej wcześniej Maggie (i jej dwóch współpracownic-przyjaciółek) z… życiem, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało. Takim życiem przeciętnym, zwykłym, choć akurat przedstawionym w momencie życiowego dołka. I właśnie o tym pisałem w tym akapicie wcześniej. Bo to wszystko jest przedstawione w taki lekki, sympatyczny sposób, że aż chce się o tym czytać. Tej nocy, kiedy zabrałem się za tę książkę nie śniłem. Wciągnąłem ją na raz. A jeśli komuś jest mało albo nudno czytać o takim przeciętnym, zwykłym (choć kapitalnie przedstawionym) życiu, to i jakiś tam trup w szafie się znajdzie. Bo w książce jest i drugi ciekawy wątek – kryminalno-historyczno-przygodowy, powiedzmy.

I mógłbym tutaj narzekać, że to wszystko za słodkie (bo to prawda), że już w zasadzie od początku wiadomo, jak się problem głównej bohaterki rozwiąże (jeśli zna się twórczość pani Flagg), że przemiana głównej bohaterki zachodzi nagle i trochę za sprawą deus ex-machina (a tak w ogóle to nie jest tak do końca przemianą), że feministyczne, że kolejny raz w opowieści jest postać, która swoje problemy „zajada”, że wątki rasistowskie są wprowadzone w zasadzie niepotrzebnie. I na coś tam jeszcze pewnie mógłbym narzekać. No ale wiedziałem przecież na co się piszę sięgając po książkę autorstwa pani Flagg i to właśnie dostałem: noc z miłą, cukierkową bajeczką, ale bajeczką podnoszącą jednak na duchu, więc narzekać nie będę.

***

A z takich rzeczy, przy których uśmiechnąłem się mocniej, to dowiedziałem się, że Amerykanie (a przynajmniej niektórzy) również trzymają kosz na śmieci pod zlewem. Ciekawe czy zakładają też skarpetki do sandałów?
bd1fec80-d89c-495e-9a1d-e769f62313d3

Zaloguj się aby komentować