701 + 1 = 702

Tytuł: Zwyczaj i zbrodnia w społeczności dzikich; Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji. Miłość, małżeństwo i życie rodzinne u krajowców z Wysp Trobrianda Brytyjskiej Nowej Gwinei.
Autor: Bronisław Malinowski
Kategoria: nauki społeczne
Ocena: 7/10

#bookmeter

Poznawanie obcej kultury przypomina naukę obcego języka; najpierw sama asymilacja i surowe tłumaczenie, pod koniec całkowite oderwanie się od pierwotnego środowiska pomocniczego i kompletne opanowanie nowego.

W wydanym w 1980 roku przez Państwowe Wydawnictwo Naukowe drugim tomie Dzieł autorstwa pana Bronisława Malinowskiego zamieszczone zostały dwie jego prace: Zwyczaj i zbrodnia w społeczności dzikich (1926) oraz Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji (1929). Dlaczego zapadła decyzja żeby publikować dzieła tego autora w takiej właśnie kolejności, nie mam pojęcia. Faktem jest, że początkowo próbowałem czytać je zgodnie z kolejnością zaproponowaną przez polskiego wydawcę, jednak ogrom odnośników do Argonautów Zachodniego Pacyfiku (1922) szybko sprawił, że najpierw zabrałem się za tę tak często wspominaną pozycję, opublikowaną w ramach tej samej serii jako trzeci tom Dzieł.

Co do zawartości tomu drugiego. Zwyczaj i zbrodnia jest niejako rozwinięciem krytycznego stanowiska, jakie pan Malinowski zajmował wobec metod współczesnej mu antropologii, tym razem jednak nie wywodzącego się z przesłanek teoretycznych ale podpartego badaniami terenowymi, jakie w latach 1914 -1918 (z przerwami) prowadził w rejonie Melanezji. Praca to zwięzła, syntetyczna, bardzo przeglądowa i nie wnikająca głębiej w istotę rzeczy. Przykłady podane są w tej rozprawie w formie czegoś w rodzaju krótkich relacji pokazujących skutki i przyczyny.

Dopiero później, w Życiu seksualnym dzikich przykłady, często powtarzające się względem Zwyczaju i zbrodni zostają osadzone w szerszym kontekście. Autor stara się na podstawie swoich obserwacji terenowych wyciągnąć wnioski i opisać współczesną mu rzeczywistość melanezyjską tym razem spoglądając na nią przez pryzmat płciowości. Nie ma jednak tutaj, o czym sam we wstępie ostrzega, pornograficznych i szczegółowych opisów plemiennych orgii, stosunków panujących w grupowych małżeństwach (w tych przypadkach głównie dlatego, że takowe, z małym wyjątkiem, u badanych ludów nie występują), nie ma też pisanych z literackim zacięciem (tak mi się wydaje, bo nie czytałem) w stylu pani E. L. James (tutaj głównie z powodu tego, że życie płciowe dla Trobriandczyków jest w jakimś stopniu sprawą intymną i nie afiszują się z nim tak bardzo, jak niektórym mogłoby się wydawać).

Co zatem jest w tej książce, skoro ustaliliśmy czego w niej nie ma? Ano jest przegląd funkcji społecznych, jakie w tamtejszym systemie społecznym zajmowały jednostki ze względu na swoją płeć; jest przejście przez całe życie życie człowieka z uwzględnieniem jego seksualności, to jest jej początków, rozwoju, rozkwitu i zaniku; jest opis instytucji społecznej jaka się z ludzką seksualnością mniej lub bardziej wiąże, a jaką jest małżeństwo; jest opis tego małżeństwa, od prowadzących do niego dróg, poprzez jego przebieg aż do rozwiązania – czy to przez śmierć jednego z małżonków, czy przez rozwód; jest opis ciąży i związanej z nią magii; jest opis magii (w tym przypadku magii miłosnej i magii piękności), bo na ówczesnych Trobriandach nie było chyba dziedziny, w której magia nie miałaby swojego udziału; jest wreszcie osadzenie tego wszystkiego w kontekście kulturowym czy folklorystycznym, bo z rodziną w każdej chyba kulturze wiążą się pewne obyczaje.

To polskie wydanie opracowane jest na podstawie trzeciego wydania brytyjskiego, do którego autor napisał specjalny wstęp. W tym wstępie z jednej strony wyraża zadowolenie z ciepłego przyjęcia jego dzieła, z drugiej jednak pisze o zawodzie, który spotkał go w związku z tego dzieła odbiorem. Bo, jak twierdzi, a też jak dowiedziałem się z kilku innych źródeł, najczęściej i najżywiej dyskutowanym faktem przedstawionym w Życiu seksualnym dzikich był ten dotyczący pojęcia ojcostwa. Trobriandczycy wówczas nie zdawali sobie sprawy z biologicznego ojcostwa (kobiety, według ich wierzeń, zachodziły w ciąże za sprawą duchów i mężczyźni byli im do tego prawnie zupełnie niepotrzebni). Wszelkie próby skorygowania ich wiedzy przez obecnych już tam białych (misjonarzy, plantatorów, kupców) spełzały na niczym, miejscowi mieli bowiem swoje argumenty. Argumenty w rodzaju macierzyństwa kobiet tak brzydkich, że spółkowanie z nimi było dla nich czymś niewyobrażalnym („idź spółkuj z nią” było wręcz czymś w rodzaju żartobliwego przekleństwa), czy narodziny dziecka po dłuższej, ponadrocznej na przykład, nieobecności męża.

Przykładów takich lokalnych wierzeń jest w książce mnóstwo i „łowca egzotycznych niezwykłości” z pewnością znajdzie tutaj wiele przyjemności. Z całego tego zbioru obserwacji powstaje jednak zsyntetyzowany przez autora obraz społeczności. Społeczności, w której obowiązują co prawda tabu narzucane przez prawo, tradycję lub zwyczaj, ale które czasami są łamane. Przykładem takiego tabu niech będzie kazirodztwo (w totemicznym ustroju rozumiane jednak dość specyficznie). Oczywiście, w relacjach zdawanych antropologowi przez miejscowych w zamian za laskę tytoniu będą oni opowiadać o tym, jak życie powinno wyglądać – co mówi zwyczaj. Będą o kazirodztwie mówić z odrazą, o ile w ogóle będą o tym chcieli mówić. Będą opowiadać, że karą za ten występek jest lo’u – samobójczy skok z palmy kokosowej. Dopiero dłuższa obserwacja, poznanie miejscowego języka (z jego subtelnościami), a być może też zdobycie w pewien sposób zaufania pozwoli wniknąć w tę sprawę głębiej. Okaże się wówczas, że tabu, w tym to kazirodcze, oczywiście są łamane. W jaki sposób winowajcom udaje się uniknąć konieczności wymierzenia sobie kary? Ano, o złamaniach tabu zwyczajnie nie mówi się głośno. Dopiero kiedy w jakiś sposób wychodzą one na jaw, wtedy nie ma już wyjścia i karę należy sobie wymierzyć. (Znamy to to skądś?) Oczywiście, i od tego jest ucieczka – zamiast skakać z palmy, co niechybnie kończy się śmiercią, można również spożyć powstałą z wydzielin pewnej ryby truciznę. Na tę truciznę istnieje jednak antidotum i zwykle niedoszłemu samobójcy udaje się uratować życie. Razem z jego honorem.

Mimo że ciekawa, ta książka wydała mi się mniej pasjonująca niż Argonauci Zachodniego Pacyfiku. Być może ze względu na tematykę, na jej rozłożystość i skomplikowanie, które nie pozwalało prowadzić prowadzić opowieści tak jasno, jak przy opisie poszczególnych etapów wyprawy zamorskiej. Być może ze względu na narrację, bardziej naukową, a mniej epicką; choć i to dzieło czytało się raczej lekko, a sam autor nie poszczędził gdzieniegdzie delikatnych złośliwości w punktowaniu licznych niekonsekwencji lokalnych wierzeń. Czy obraża to powagę pracy naukowej czy też może uprzyjemnia lekturę, to już pozostawiam do osobistej oceny ewentualnemu czytelnikowi. Mnie się jednak całkiem podobało.

***

A tak zupełnie na marginesie, swój wpis dotyczący Argonautów Zachodniego Pacyfiku zacząłem od wątpliwości dotyczących tego, jak sprawy na wyspach Trobrianda wyglądają dziś. Udało mi się znaleźć (choć jeszcze nie szukałem jakoś specjalnie) film, który pokazuje, że rytualny podział żywności sagali (w tym przypadku po zakończeniu okresu żałoby) praktykowany jest do dziś. Tak samo jak tradycyjne tańce , choć tutaj wydaje mi się, że mogą być one już dziś czymś w rodzaju atrakcji turystycznej. Tak czy inaczej mnie, po lekturze obu książek dotyczących tamtejszej społeczności miło było zobaczyć jak mogło to wyglądać.
16d901ab-7a74-49f1-9f82-0489008a1ec7
darkonnen

Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji.

w sumie niewiele się zmieniło poza krajami gdzie dzicy gwałcą i popełniają inne zbrodnie. nowoczesna europa przyjmuje z uśmiechem multikulti

Zaloguj się aby komentować