679 + 1 = 680

Tytuł: Trylogia kopenhaska
Autor: Tove Dietlevsen
Kategoria: biografia, autobiografia, pamiętnik
Ocena: 9/10
#bookmeter

Słońce wyłaniało się zza zielonego cygańskiego wozu, jakby wydobywało się z jego wnętrza, a Hans Świerzb wychodził z nagim torsem i miską w rękach. Polawszy się wodą, sięgał po ręcznik, który podawała mu Piękna Lili. Nie odzywali się do siebie ani słowem, byli niczym obrazki w książce, której kartki przewraca się bardzo szybko.

Ja na ten tytuł: Trylogia kopenhaska, to trafiłem już jakiś czas temu. Pewnie jakoś tak przy okazji polskiej premiery książki. „E, jakiś skandynawski kryminał” – pomyślałem sobie wtedy (tak, wiem: Dania to nie Skandynawia) i machnąłem ręką. A jednak ostatnio, za sprawą lektury zbioru opowiadań pani Ditlevsen Moja żona nie tańczy , tytuł Trylogia kopenhaska znów pojawił się w okolicy moich zainteresowań. No i okazało się, że to nie tylko nie skandynawski, ale nawet nie kryminał!

Nie jestem fanem biografii, autobiografii ani innych kronik. W moim odczuciu zwykle są mało porywające językowo, a takie porywy jednak dużo bardziej mnie interesują niż same suche fakty. I, gdyby nie wcześniejsza lektura Moja żona nie tańczy, którym to zbiorem pani Ditlevsen mnie uwiodła, pewnie nie zabrałbym się za jej autobiografię. Głupi to jednak ma szczęście, bo wiele bym wtedy stracił.

Trylogia kopenhaska rozbudziła moje ogromne zainteresowanie zanim jeszcze dobrze się zaczęła, bo wyszczególnione w spisie treści tytuły poszczególnych części: Dzieciństwo, Młodość i Uzależnienie (które w Danii ukazały się jako osobne pozycje; tutaj też ciekawostka językowa od tłumaczki, pani Zimnickiej: ostatnia część, Uzależnienie, w oryginale zatytułowana była Gift, co z duńskiego oznacza zarówno małżeństwo, jak i truciznę) nakreślają nie tylko o czym będzie mowa, ale i co w poszczególnych okresach swojego życia autorka uznała za rzecz dominującą. A później było już tylko lepiej!

Część pierwsza, Dzieciństwo, to nie tylko obrazki z dorastania w biednej kopenhaskiej dzielnicy na początku XX wieku. To też świetne, przenikliwe spojrzenie na relacje między ludźmi (głównie rodzicami) i świat z perspektywy dziecka. I to w dodatku dziecka niesamowicie wrażliwego (nawet jak na dziecko!). To też trochę smutny obraz zaniedbania, braków – nie tylko finansowych, bo dzielnica biedna, ale przede wszystkim emocjonalnych – i jakiegoś, od zawsze chyba mnie fascynującego, podwójnego (wybiórczego?) spojrzenia na świat. W przypadku tej książki, głównie przez matkę głównej bohaterki. Nie chodzi o hipokryzję, te zachowania nie wydają się celowe i cyniczne, one są dla tej matki naturalne. Ona tak ma. A skąd się to bierze? – nie mam pojęcia! I to jest właśnie obiekt mojej fascynacji. Dodając do tego kapitalny, liryczny język, jakim ta książka (ale zwłaszcza pierwsza część, bo tutaj język szczególnie przystaje do treści) jest napisana, moje wrażenia dotyczące tego języka, tak zbliżone do tego, co czuję czytając pana Bruno Schulza, lektura tej części była dla mnie ogromną przyjemnością.

Trochę (ale tylko trochę!) mniejszą przyjemnością były dwie kolejne części: Młodość i Uzależnienie. Wydawało mi się, że język płynie w nich jakby mniej spokojnie. Jakby w tym płynięciu pojawiały się jakieś wiry. Może spowodowane treścią? Tym, co spotykało główną bohaterkę? Bo, takie miałem wrażenie, że jej zagubienie i związane z tym problemy: w relacjach, w pracy, ze sobą, spowodowany były brakami z dzieciństwa. To nie jest wesoła książka. Dla mnie opowiada ona właśnie o brakach, zagubieniu i doraźnych sposobach radzenia sobie z nimi. W tej książce nie ma szczęścia. Jeśli już jest coś, co ewentualnie mogłoby je przypominać, to bywają w niej małe radości. Ale też raczej krótkotrwałe.

Tak jak pisałem: to, co mnie szczególnie w niej urzekło, to piękny, obrazowo-emocjonalny język i to właśnie z tego względu tak się nad nią rozpływam. Kiedy wybierałem cytat, którym otwieram ten wpis, miałem spory problem, bo zaznaczyłem sobie z pół książki – tak mnie te zawarte w niej zdania zachwycały. To właśnie z tego powodu wybrałem po prostu pierwszy z tego całego mnóstwa, bo inaczej nie potrafiłbym się zdecydować. A poza tym, tak już zupełnie na dodatek, to ta Trylogia kopenhaska ma świetną okładkę! I to tylko kolejny plus.
12398e73-a7ab-46e7-9bbb-921738465700
moll

@George_Stark zajrzyj do tej pozycji, powinno Ci podejść


Koncert dla nosorożca. Dziennik poety z przełomu wieków autor Józef Baran

George_Stark

@moll 


Też ma ładną okładkę! Bierę!

Tylko nie ma na Legimi, ani w ogóle elektronicznie, więc sobie zanotuję gdzieś i kupię przy najbliższej okazji na papierze.

Dziękuję.

moll

@George_Stark jak jesteś z lubelskiego to Ci pożyczę, bo mam

George_Stark

@moll Dziękuję, ale nie będę kłopotał. Ona w Tezeuszu kosztuje całe niecałe 8 złotych! Poza tym nie jestem z lubelskiego.


Zastanawiam się jednak, co się musiało w życiu człowieka stać, jaka trauma musiała się przydarzyć, żeby nie chciał pożyczać książek osobom spoza lubelskiego.

moll

@George_Stark taka, że koszt przesyłki w obie strony byłby wyższy niż jej zakupu xD

George_Stark

@DiscoKhan Kurde, a miałem w planach dziś się niczego nie nauczyć! Dzięki.


A tak serio to trochę tak, jak z Holandią, Niderlandami i Królestwem Niderlandów.

DiscoKhan

@George_Stark coś podobnego ale łatwiej zapamiętać, bo to jest trochę bardziej logiczne i intuicyjne.


A, warto pamiętać, że kultury skandynawskie również obejmują Islandię xD

DerMirker

kogo ja widzę! Toż to sam @George_Stark !

George_Stark

@DerMirker Nie sam, nie sam! Schizofrenik nigdy nie jest sam!

Zaloguj się aby komentować