639 + 1 = 640
Tytuł: Chaplin. Przewidywanie teraźniejszości
Autor: Paweł Mościcki
Kategoria: film, kino, telewizja
Ocena: 7/10
Z racji mojej nowej-starej pasji bardzo mocno zajmują mnie między innymi możliwości ekspresji jakie tkwią w ciele. Temat drążę dwutorowo, to znaczy w chwilach kiedy nie zgłębiam tej dziedziny aktywnie, w praktyce, staram się od czasu do czasu popodglądać jak robią to inni. A jeśli już uczyć się od kogoś, to tylko od najlepszych. I właśnie dlatego, mimo mojego nikłego zainteresowania kinem jako takim, ostatnimi czasy często wieczory zdarza mi się spędzać na oglądaniu filmów z panem Charlesem Chaplinem. Normalną u mnie koleją rzeczy jest to, że jeśli jakiś temat mnie zainteresuje, to zaraz chciałbym o nim przeczytać. W ten właśnie sposób urodziła się myśl o tym żeby zapoznać się może z jakąś biografią tego aktora? Wpisałem więc jego nazwisko w wyszukiwarkę Legimi i tak oto znalazłem tę pozycję. Mnie kupić (albo zainteresować) jest bardzo łatwo, jeśli tylko zna się sposób. A jednym z takich sposobów jest zastosowanie właśnie takiego pięknego, absurdalnego zestawienia słów. Bo i co takie „przewidywanie teraźniejszości” może oznaczać? Zauroczony tym tytułem i z nadzieją, że to jednak trochę o panu Chaplinie się dowiem, nie sprawdzając opisu zabrałem się za czytanie.
„Komedia to jest poważna sprawa” – takie słowa zwykł powtarzać instruktor w czasie jednego z kursów komedii, w jakich dane było mi uczestniczyć. I autor książki, pan Paweł Mościcki, wydaje się wychodzić z takiego samego założenia. Bo to, co dostałem bardzo dalekie było od tego czego mógłbym się spodziewać. Ta książka to jakaś turbonaukowa analiza nie tyle życia czy twórczości jej tytułowego bohatera, co raczej epoki w jakiej pan Charles Chaplin żył i tworzył oraz filmu (a szczególnie burleski filmowej) jaki w tej epoce był tworzony. Tak jakby postać pana Chaplina była tylko pretekstem do opisu i analizy zjawiska z uwzględnieniem całego (bardzo szerokiego!) jego tła. Czy to źle? Absolutnie! Lektura była fascynująca, ukazująca różne spojrzenia na temat, często z bardzo szerokiego kąta i dużej odległości. Nigdy bym się nie spodziewał, że w książce dotyczącej komedii będę czytał o polemice Marksa z filozofią Hegla, że pojawi się tam nazwisko Kierkegaarda (i to niejednokrotnie!) czy że rozważane będą ideologie komunizmu i amerykańskiego antykomunizmu (tak mocno zideologizowanego, że sam stał się ideologią – tyle że z przeciwnego bieguna) czy odwołania do obu wielkich wojen XX wieku! No ale, jeśli „w każdej komedii zawarty jest element naśladownictwa”, jak pisze pan Mościcki, to te dwie ostatnie rzeczy nie mają co dziwić – w końcu to rzeczywistość była paliwem dla Chaplina-reżysera. Te pierwsze z kolei pokazują nie tylko jak daleko zabrnął autor w swoich poszukiwaniach (czasami przypuszczeniach) istoty filmowej burleski i humoru w ogóle, ale pokazują też jak złożoną sprawą jest komedia. A wszystko to napisane w sposób być może nie porywający, ale co najmniej zajmujący. Nie bardzo potrafię nazwać swoje wrażenia z lektury. Myślę, że najbliższe temu co czułem w kwestii języka byłoby określenie „rozprawa naukowo-liryczna”. O ile takie określenie ma w ogóle rację bytu.
No ale, po kolei. Co znajduje się w książce? Ano pięć (liczbowo: 5) rozdziałów. Pierwszy opowiada o tym skąd w ogóle wzięła się filmowa burleska. Autor w swoich poszukiwaniach nie tylko sięga do wcześniejszych niż dwudziestowieczne form sztuki, takich jak pantomima, commedia dell'arte, czy cyrkowa klaunada, ale też bardzo szczegółowo analizuje karnawał z jego wszystkimi ludowymi konotacjami, z tym co niskie i bliskie prostemu człowiekowi. Innymi słowy, tak mi się wydaje, przedstawia burleskę filmową jako twórczość prostą, wręcz owoc związku tych najprostszych form ekspresji, raczej z ulic niż z salonów. Sztuka niska – i w tym jej cały urok.
Później, w drugim rozdziale mowa o środkach wyrazu tego gatunku. Ciało i gag – to dwa tematy, którymi przez ponad sto stron zajmuje się autor. Podaje mnóstwo przykładów, głównie z twórczości pana Chaplina, ale nie tylko. Nad tym rozdziałem spędziłem mnóstwo czasu, bo odrywałem się od lektury po to żeby obejrzeć omawiane sceny i przeanalizować je, parząc w taki sposób, jaki zasugerował pan Mościcki. A że wciągały mnie te filmy i często później oglądałem je do końca, to już zupełnie inna sprawa.
Trzeci rozdział traktuje przede wszystkim o czasie. Bohaterowie burleski żyją w teraźniejszości, nie mają żadnej przeszłości ani przeszłości – to też myśl z książki – są tu i teraz ze swoimi potrzebami, marzeniami i słabościami. Są proste. Możliwie najprostsze. I to jest jedna z rzeczy, które stanowią cechę charakterystyczną gatunku, a dla mnie jego siłę jako odmiany komedii.
Rozdział czwarty to rzucenie cienia historii na filmy pana Chaplina. Bo ile sama akcja w filmach dotyczy tylko teraźniejszości, tak jednak dzieje się w jakimś świecie. A świat, w punkcie w jakim zastaje go bohater, ma jakąś historię. Z jakiegoś powodu jest taki, jaki jest. To jedna rzecz, druga natomiast jest taka, że w późniejszych, głównie „mych” – to przeciwieństwo „niemych” – filmach pana Chaplina pan Mościcki dopatruje się nie tylko odniesień do wydarzeń historycznych – głównie traumatycznych, bo śmiech i komedia są rozpatrywane tutaj również jako metoda radzenia sobie z trudną nieraz rzeczywistością – ale też pewnego rodzaju przewidywania przeszłości. Przykład? Powojenny film Pan Verdoux, którego akcja dzieje się przed wojną, ale jego bohater ze swojego punktu widzenia przewiduje wydarzenia (a może ich konsekwencje?), które dla reżysera są już przeszłością.
Wreszcie rozdział piąty, najkrótszy, ale też najbardziej z mojego punktu widzenia interesujący, opisujący postacie burleski. Pan Mościcki próbuje w nim nazwać postawy, jakie przyjmuje postać grana przez Chaplina. Nie że w jakichś konkretnych filmach, raczej podaje przykłady na to, że postać Charliego (sam Chaplin, co uświadomiła mi lektura, nigdy nie nadał imienia granemu przez siebie bohaterowi, to imię nigdy nie pojawia się w napisach – końcowych lub początkowych – ani w oryginalnych tytułach filmów) można przyporządkować do trzech postaw (typów? archetypów?). Czasami nawet do wszystkich jednocześnie.
Na sam koniec czytelnik dostaje niemal sto stron przypisów i bibliografii. To świadczy o tym, jak ogromną pracę wykonał autor i jak ta książka szeroko traktuje (choć chyba nie wyczerpuje, to wydaje mi się niemożliwe) temat. Aha, są jeszcze zdjęcia (czy fotosy? – to przecież kadry z filmów) wplecione w tekst. Dużo zdjęć!
Świetna lektura, biorąc pod uwagę moje zainteresowanie tematem. Rzeczy, o których już wiedziałem, pozwoliła sobie powtórzyć czy przypomnieć, czasami też pokazywała je w nowym świetle albo na innych, niż do tej pory znałem, przykładach. Otworzyła mi oczy na kilka nowych spraw, które, jeśli nawet mi się nie przydadzą, to bardzo interesujące było samo czytanie o nich.
I jeszcze w kwestii formalnej. Ten cytat otwierający wpis to nie są słowa autora, ale przywołana przez niego w książce myśl pani Alenki Zupančič. Pozwoliłem sobie na to, bo ten podtytuł książki, który tak mnie zafascynował, to „przewidywanie teraźniejszości”, to też nie jest pomysł pana Mościckiego, ale sformułowanie autorstwa pana Gershoma Scholema, cytowane w książce. Z podaniem autora oczywiście.
#bookmeter
Tytuł: Chaplin. Przewidywanie teraźniejszości
Autor: Paweł Mościcki
Kategoria: film, kino, telewizja
Ocena: 7/10
Niezależnie od tego, jakie wypadki i katastrofy (fizyczne, psychiczne czy emocjonalne) dotykają komicznych bohaterów, zawsze podnoszą się oni z chaosu całkowicie nienaruszeni i nieustępliwie dążą do swoich celów, gonią za marzeniami albo po prostu pozostają sobą.
Z racji mojej nowej-starej pasji bardzo mocno zajmują mnie między innymi możliwości ekspresji jakie tkwią w ciele. Temat drążę dwutorowo, to znaczy w chwilach kiedy nie zgłębiam tej dziedziny aktywnie, w praktyce, staram się od czasu do czasu popodglądać jak robią to inni. A jeśli już uczyć się od kogoś, to tylko od najlepszych. I właśnie dlatego, mimo mojego nikłego zainteresowania kinem jako takim, ostatnimi czasy często wieczory zdarza mi się spędzać na oglądaniu filmów z panem Charlesem Chaplinem. Normalną u mnie koleją rzeczy jest to, że jeśli jakiś temat mnie zainteresuje, to zaraz chciałbym o nim przeczytać. W ten właśnie sposób urodziła się myśl o tym żeby zapoznać się może z jakąś biografią tego aktora? Wpisałem więc jego nazwisko w wyszukiwarkę Legimi i tak oto znalazłem tę pozycję. Mnie kupić (albo zainteresować) jest bardzo łatwo, jeśli tylko zna się sposób. A jednym z takich sposobów jest zastosowanie właśnie takiego pięknego, absurdalnego zestawienia słów. Bo i co takie „przewidywanie teraźniejszości” może oznaczać? Zauroczony tym tytułem i z nadzieją, że to jednak trochę o panu Chaplinie się dowiem, nie sprawdzając opisu zabrałem się za czytanie.
„Komedia to jest poważna sprawa” – takie słowa zwykł powtarzać instruktor w czasie jednego z kursów komedii, w jakich dane było mi uczestniczyć. I autor książki, pan Paweł Mościcki, wydaje się wychodzić z takiego samego założenia. Bo to, co dostałem bardzo dalekie było od tego czego mógłbym się spodziewać. Ta książka to jakaś turbonaukowa analiza nie tyle życia czy twórczości jej tytułowego bohatera, co raczej epoki w jakiej pan Charles Chaplin żył i tworzył oraz filmu (a szczególnie burleski filmowej) jaki w tej epoce był tworzony. Tak jakby postać pana Chaplina była tylko pretekstem do opisu i analizy zjawiska z uwzględnieniem całego (bardzo szerokiego!) jego tła. Czy to źle? Absolutnie! Lektura była fascynująca, ukazująca różne spojrzenia na temat, często z bardzo szerokiego kąta i dużej odległości. Nigdy bym się nie spodziewał, że w książce dotyczącej komedii będę czytał o polemice Marksa z filozofią Hegla, że pojawi się tam nazwisko Kierkegaarda (i to niejednokrotnie!) czy że rozważane będą ideologie komunizmu i amerykańskiego antykomunizmu (tak mocno zideologizowanego, że sam stał się ideologią – tyle że z przeciwnego bieguna) czy odwołania do obu wielkich wojen XX wieku! No ale, jeśli „w każdej komedii zawarty jest element naśladownictwa”, jak pisze pan Mościcki, to te dwie ostatnie rzeczy nie mają co dziwić – w końcu to rzeczywistość była paliwem dla Chaplina-reżysera. Te pierwsze z kolei pokazują nie tylko jak daleko zabrnął autor w swoich poszukiwaniach (czasami przypuszczeniach) istoty filmowej burleski i humoru w ogóle, ale pokazują też jak złożoną sprawą jest komedia. A wszystko to napisane w sposób być może nie porywający, ale co najmniej zajmujący. Nie bardzo potrafię nazwać swoje wrażenia z lektury. Myślę, że najbliższe temu co czułem w kwestii języka byłoby określenie „rozprawa naukowo-liryczna”. O ile takie określenie ma w ogóle rację bytu.
No ale, po kolei. Co znajduje się w książce? Ano pięć (liczbowo: 5) rozdziałów. Pierwszy opowiada o tym skąd w ogóle wzięła się filmowa burleska. Autor w swoich poszukiwaniach nie tylko sięga do wcześniejszych niż dwudziestowieczne form sztuki, takich jak pantomima, commedia dell'arte, czy cyrkowa klaunada, ale też bardzo szczegółowo analizuje karnawał z jego wszystkimi ludowymi konotacjami, z tym co niskie i bliskie prostemu człowiekowi. Innymi słowy, tak mi się wydaje, przedstawia burleskę filmową jako twórczość prostą, wręcz owoc związku tych najprostszych form ekspresji, raczej z ulic niż z salonów. Sztuka niska – i w tym jej cały urok.
Później, w drugim rozdziale mowa o środkach wyrazu tego gatunku. Ciało i gag – to dwa tematy, którymi przez ponad sto stron zajmuje się autor. Podaje mnóstwo przykładów, głównie z twórczości pana Chaplina, ale nie tylko. Nad tym rozdziałem spędziłem mnóstwo czasu, bo odrywałem się od lektury po to żeby obejrzeć omawiane sceny i przeanalizować je, parząc w taki sposób, jaki zasugerował pan Mościcki. A że wciągały mnie te filmy i często później oglądałem je do końca, to już zupełnie inna sprawa.
Trzeci rozdział traktuje przede wszystkim o czasie. Bohaterowie burleski żyją w teraźniejszości, nie mają żadnej przeszłości ani przeszłości – to też myśl z książki – są tu i teraz ze swoimi potrzebami, marzeniami i słabościami. Są proste. Możliwie najprostsze. I to jest jedna z rzeczy, które stanowią cechę charakterystyczną gatunku, a dla mnie jego siłę jako odmiany komedii.
Rozdział czwarty to rzucenie cienia historii na filmy pana Chaplina. Bo ile sama akcja w filmach dotyczy tylko teraźniejszości, tak jednak dzieje się w jakimś świecie. A świat, w punkcie w jakim zastaje go bohater, ma jakąś historię. Z jakiegoś powodu jest taki, jaki jest. To jedna rzecz, druga natomiast jest taka, że w późniejszych, głównie „mych” – to przeciwieństwo „niemych” – filmach pana Chaplina pan Mościcki dopatruje się nie tylko odniesień do wydarzeń historycznych – głównie traumatycznych, bo śmiech i komedia są rozpatrywane tutaj również jako metoda radzenia sobie z trudną nieraz rzeczywistością – ale też pewnego rodzaju przewidywania przeszłości. Przykład? Powojenny film Pan Verdoux, którego akcja dzieje się przed wojną, ale jego bohater ze swojego punktu widzenia przewiduje wydarzenia (a może ich konsekwencje?), które dla reżysera są już przeszłością.
Wreszcie rozdział piąty, najkrótszy, ale też najbardziej z mojego punktu widzenia interesujący, opisujący postacie burleski. Pan Mościcki próbuje w nim nazwać postawy, jakie przyjmuje postać grana przez Chaplina. Nie że w jakichś konkretnych filmach, raczej podaje przykłady na to, że postać Charliego (sam Chaplin, co uświadomiła mi lektura, nigdy nie nadał imienia granemu przez siebie bohaterowi, to imię nigdy nie pojawia się w napisach – końcowych lub początkowych – ani w oryginalnych tytułach filmów) można przyporządkować do trzech postaw (typów? archetypów?). Czasami nawet do wszystkich jednocześnie.
Na sam koniec czytelnik dostaje niemal sto stron przypisów i bibliografii. To świadczy o tym, jak ogromną pracę wykonał autor i jak ta książka szeroko traktuje (choć chyba nie wyczerpuje, to wydaje mi się niemożliwe) temat. Aha, są jeszcze zdjęcia (czy fotosy? – to przecież kadry z filmów) wplecione w tekst. Dużo zdjęć!
Świetna lektura, biorąc pod uwagę moje zainteresowanie tematem. Rzeczy, o których już wiedziałem, pozwoliła sobie powtórzyć czy przypomnieć, czasami też pokazywała je w nowym świetle albo na innych, niż do tej pory znałem, przykładach. Otworzyła mi oczy na kilka nowych spraw, które, jeśli nawet mi się nie przydadzą, to bardzo interesujące było samo czytanie o nich.
I jeszcze w kwestii formalnej. Ten cytat otwierający wpis to nie są słowa autora, ale przywołana przez niego w książce myśl pani Alenki Zupančič. Pozwoliłem sobie na to, bo ten podtytuł książki, który tak mnie zafascynował, to „przewidywanie teraźniejszości”, to też nie jest pomysł pana Mościckiego, ale sformułowanie autorstwa pana Gershoma Scholema, cytowane w książce. Z podaniem autora oczywiście.
#bookmeter
@George_Stark bardzo fajny opis, dzięki za przybliżenie
Zaloguj się aby komentować