487 + 1 = 488

Tytuł: Białość
Autor: Jon Fosse
Kategoria: literatura piękna
Tłumacz: Iwona Zimnicka
Ocena: 7/10

#bookmeter

jestem zamknięty zdecydowanie wbrew własnej woli, w głębi czarnego lasu, wbrew własnej woli zamknięty przez samego siebie, jeżeli można tak to ująć. Ale to są tylko słowa.

Jon Fosse? Coś mi to nazwisko mówiło kiedy szukałem sobie w Legimi kolejnej pozycji do przeczytania, bo przecież na nic z tego ogromu książek, który czeka w kolejce na odpowiedni moment to teraz mi akurat nie pasowało. Okazało się, że pan Fosse to ubiegłoroczny noblista. Nagroda została mu przyznana „za jego nowatorskie sztuki i prozę, które dają wyraz niewysłowionemu”. Brzmi nieźle! No ale, nauczony doświadczeniem, do laureatów wszelakich nagród podchodzę z dystansem i ostrożnością – często okazuje się, że dla mnie to za wysokie progi. Stąd właśnie przyszła mi do głowy myśl żeby najpierw spróbować się z autorem w krótkiej formie. Jego najnowsza nowela, Białość, wydała mi się do tego celu zupełnie odpowiednia.

Od początku podobało mi się to, jak ta historia jest opowiedziana. Całość, to znaczy te trzydzieści siedem ebookowych stron (w formatowaniu według moich preferencji) to jeden długi akapit. Treścią tego akapitu jest ciąg myśli, chaotycznych i nieuporządkowanych, a jednocześnie wywodzonych jedna z drugiej z zachowaniem logiki, wyjęty z głowy człowieka, który pojechał do lasu i tam zakopał się na leśnej drodze. Cała dramaturgia zbudowana jest na tym, że wokół nie ma nic, a na dodatek akcja dzieje się późną jesienią albo wczesną zimą (to tylko kwestia nazwy, prawda?) i zaczyna zmierzchać. Czyli coś jednak jest. Jest ciemno i jest zimno. No ale poza tym nie ma nic, może jeszcze oprócz drzew. W całej tej opowieści jest natomiast niepewność, jakieś zagubienie – zresztą sam ten wyjazd z takich właśnie pobudek wynikał. To po stronie bohatera. A po stronie czytelnika? Ja czułem niepokój.

Co mi po tej lekturze zostanie? Wrażenia. A to jest ogromnie dużo. Przecież właśnie między innymi (jeśli nie głównie po to) czytam. I właśnie dlatego, mimo w zasadzie braku treści, braku suspensu, zwrotów akcji i innych „niezbędnych wciągającej lekturze” elementów narracyjnych, Białość całkiem mi się podobała. Po tej, potraktowanej przeze mnie jako „wersji demo” nowelce autora zapisuję sobie w pamięci, że kiedyś warto do niego wrócić. Ale jeszcze nie teraz.

O! I okładka mi się podoba. Lubię takie minimalistyczne grafiki, a ta oprócz tego, że jest właśnie taka minimalistyczna, to jeszcze, jak się okazuje, mocno pasuje do treści.
63653af7-3c10-4f30-a02b-32eaecfa25da

Zaloguj się aby komentować