40 082,71 + 2,76 + 7,26 + 15,50 + 1,08 + 10,01 + 6,63 = 40 125,95
Trochę minęło i wypadałoby uzupełnić
Generalnie mam tydzień lenia - albo raczej leniwca, patrząc na tempo.
Na początek poniedziałek - oooj, słabiutki, ale trudno żeby było inaczej, jak się do 2 rano siedzi przy winku i drinkach ze szwagrem to i tak dobrze że o tej 6 wstałem żeby szybko obrócić po bułki. Niespełna 3 km w tempie 5:51 min/km, które okazało się być niemal najszybszym w tym tygodniu xD
Wtorek to już zupełnie inna bajka. Fajna pogoda, temperatura niespełna -1°C, świeży śnieżek, którego było tyle że pod stopami był świeży, mięciutki puch. Czysta przyjemność - jak i powietrze, które było naprawdę krystaliczne
Wpadło 7 km z hakiem, ale że się delektowałem przyjemnością to człapałem równe 6 min/km. No relaks to relaks.
Tego samego dnia mieliśmy umówione wspólne bieganie nad Zalewem Nowohuckim z pobliskim klubem biegaczy. Miałem wziąć transport, ale stwierdziłem że przecież to równe 4 km ode mnie, nadal sporo śniegu więc można by się przelecieć. No i dobiegłem na umówione miejsce idealnie na moment wspólnego zdjęcia. Zostaliśmy delikatnie mówiąc zmiażdżeni liczebnie, w stosunku 4:1 - ale nie przejąwszy się tym zbytnio ruszyliśmy robić kółeczka wokół Zalewu. Obok jest bieżnia, ale ponoć odśnieżony był tylko jeden pas a na pozostałych lity lód Po dwóch kółeczkach wzięliśmy się za uczciwszy trening - przyspieszenia 400/200. Było fajnie, choć mam wrażenie że po chwili wszystkim się już rozjechały segmenty, ale każdy robił tak jak uważał i było fajnie Na koniec trochę nie chciało mi się biec z powrotem, a koleżanka oferowała podwózkę - tylko chciała jeszcze parę kółeczek dorobić - taki koszt to ja rozumiem Potruchtaliśmy sobie spokojnie pogrążeni w rozmowie, aż koleżance wyskoczyła dycha a mi piętnastka - po czym zawiozła mnie na osiedle, skąd już sobie baaardzo wolno dotruchtałem ostatni kilometr. Ale ta piętnastka wyszła nawet przyzwoicie - 5:30 min/km, i to przy uwzględnieniu spokojnego dobiegu i jeszcze spokojniejszej końcówki. BTW, znowu byłem jedyny na krótko, bez rękawiczek i czapki xD
W środę żona brała wolne, więc nie mogłem się powstrzymać i postanowiłem polecieć dychę. No dobra, polecieć to słabe stwierdzenie na emeryckie człapanie w tempie 6:26 min/km xD ale było bardzo przyjemnie. Znowu chwycił uczciwy mrozik, -11°C, a i mieszkańcy obwarzanka postarali się o to bym założył maskę. Tak sobie tę dychę doczłapałem i bułki zanabyłem. Mission completed.
A dzisiaj... totalna odmiana. Tym razem +5°C i do tego deszcz. Nie żebym narzekał - fajnie doświadczyć takie lato w środku zimy, dzień po dwucyfrowym mrozie, ale śnieg w tych warunkach bardzo szybko zamienił się w breję i tam gdzie nie było odśnieżone, było... no średnio. Ale i tak było przyjemnie, a na koniec nabyłem pieczywo i dotarłem po 6 km z hakiem w tempie 5:51 min/km.
Jak widać - to nie jest szybki tydzień. Ale ja się nigdzie nie spieszę
Może wieczorem coś tam się pozbieramy na podbiegi - ostatnio byłem sam, liczę na jakieś towarzystwo dzisiaj.
Miłego małego piątunia!
#bieganie #sztafeta
Trochę minęło i wypadałoby uzupełnić
Generalnie mam tydzień lenia - albo raczej leniwca, patrząc na tempo.
Na początek poniedziałek - oooj, słabiutki, ale trudno żeby było inaczej, jak się do 2 rano siedzi przy winku i drinkach ze szwagrem to i tak dobrze że o tej 6 wstałem żeby szybko obrócić po bułki. Niespełna 3 km w tempie 5:51 min/km, które okazało się być niemal najszybszym w tym tygodniu xD
Wtorek to już zupełnie inna bajka. Fajna pogoda, temperatura niespełna -1°C, świeży śnieżek, którego było tyle że pod stopami był świeży, mięciutki puch. Czysta przyjemność - jak i powietrze, które było naprawdę krystaliczne
Wpadło 7 km z hakiem, ale że się delektowałem przyjemnością to człapałem równe 6 min/km. No relaks to relaks.
Tego samego dnia mieliśmy umówione wspólne bieganie nad Zalewem Nowohuckim z pobliskim klubem biegaczy. Miałem wziąć transport, ale stwierdziłem że przecież to równe 4 km ode mnie, nadal sporo śniegu więc można by się przelecieć. No i dobiegłem na umówione miejsce idealnie na moment wspólnego zdjęcia. Zostaliśmy delikatnie mówiąc zmiażdżeni liczebnie, w stosunku 4:1 - ale nie przejąwszy się tym zbytnio ruszyliśmy robić kółeczka wokół Zalewu. Obok jest bieżnia, ale ponoć odśnieżony był tylko jeden pas a na pozostałych lity lód
W środę żona brała wolne, więc nie mogłem się powstrzymać i postanowiłem polecieć dychę. No dobra, polecieć to słabe stwierdzenie na emeryckie człapanie w tempie 6:26 min/km xD ale było bardzo przyjemnie. Znowu chwycił uczciwy mrozik, -11°C, a i mieszkańcy obwarzanka postarali się o to bym założył maskę. Tak sobie tę dychę doczłapałem i bułki zanabyłem. Mission completed.
A dzisiaj... totalna odmiana. Tym razem +5°C
Jak widać - to nie jest szybki tydzień. Ale ja się nigdzie nie spieszę
Może wieczorem coś tam się pozbieramy na podbiegi - ostatnio byłem sam, liczę na jakieś towarzystwo dzisiaj.
Miłego małego piątunia!
#bieganie #sztafeta
Hesus marian biegałeś dziś ? Jakie lodowisko, boję się, że jutro powtórka O_o
No wczoraj faktycznie trochę śliskawo było, parę razy mi noga odjechała. Ale dzisiaj już spoko było, świeży śnieg tudzież ładnie odśnieżone chodniki, w sumie nigdzie nie było breji ani ślizgawicy 😅
Zaloguj się aby komentować