"Rozbieżność prawa i zwyczaju to sytuacja, w której zapisy prawa i praktyka życia różnią się od siebie, często diametralnie. Rzecz jasna, mogą one sobie wzajemnie zaprzeczać, co więcej, jeśli sobie zaprzeczają, zwyczaj bywa ważniejszy niż prawo. Nie wiadomo przy tym z góry, co obowiązuje w danej sytuacji. Dlatego też marnujemy mnóstwo czasu i energii na ciągłe ustalanie, które z nich jest które i które jest górą.
Zakaz sprzedawania alkoholu osobom nietrzeźwym, czyli ta tabliczka, która wisi nad każdym barem w Polsce, jest chyba najpowszechniejszym, najbardziej absurdalnym i najczęściej łamanym prawem w Polsce. Ten przepis jest paradoksalny już w punkcie wyjścia, bo przecież do knajpy po to się właśnie chodzi, żeby pić alkohol, względnie, żeby się upić. To zaś jest procesem. Większość z nas nie wali półlitrówek na hejnał, piąteczek jest rzeczą stopniową, a alkohole trzeba domawiać, czyli dokupywać je wtedy, kiedy się jest już w stadium przejściowym do pełnowartościowego pijaństwa. W świetle prawa stadium przejściowe jest jednak wąskim okienkiem, bo stan nietrzeźwości zaczyna się oficjalnie od 0,2‰. Innymi słowy, zamówienie każdej kolejki poza pierwszą jest nielegalne. Jest to oczywiście przepis na wskroś absurdalny, a przede wszystkim kompletnie nieprzestrzegany. Trudno nawet wyobrazić sobie przestrzeganie go, bo oznaczałoby to natychmiastowe bankructwo całej polskiej gastronomii i destabilizację budżetu państwa. Ale przepis i tak istnieje, udaje, że obowiązuje, i straszy swoim pustym zapisem.
Prawo zwyczajowe ma też często prymat nad prawem drogowym. Ograniczenia prędkości, jakie oficjalnie obowiązują na polskich drogach, to w praktyce tylko luźne sugestie dla kierowców tudzież zachęta do ogólnej refleksji nad bezpieczeństwem jazdy. Bo co mówią polskie zwyczaje o prędkości na drodze? Mówią, że na osiedlowej uliczce albo przy szkole za rogiem faktycznie nie wolno przekraczać prędkości nakazanej ustawowo. To są miejsca, gdzie zwyczaj zgadza się akurat z prawem stanowionym. Tam nie wolno przekraczać prędkości, a jeśli ktoś przekroczy i go złapią, to nie ma moralnego prawa do pretensji, że dostał mandat. Ale na większości polskich dróg sytuacja nie jest tak przyjemnie jednoznaczna. Przeciwnie, polską normą jest jednoznaczna ambiwalencja. Polską normą są takie kwiatki jak ograniczenie do trzydziestu na zakręcie wojewódzkiej dwupasmówki czy do pięćdziesięciu na nowo oddanej prostej i szerokiej drodze. To są oczywiście miejsca, gdzie zwyczaj pozwala jechać dużo szybciej, niż pozwala prawo. Z drugiej strony, na autostradach teoretycznie obowiązuje ograniczenie do stu czterdziestu, ale przyjął się przecież zwyczaj, że mamy prawo się nacieszyć tymi nielicznymi autostradami, które mamy, a „nacieszyć się” znaczy dla nas „przekraczać prędkość”. Na polskich autostradach nie ma fotoradarów ani patroli za krzakiem. I wiadomo, że policja nie będzie nas na nich zatrzymywać, o ile nie będziemy jechać dwieście kilometrów na godzinę albo nie zrobimy czegoś naprawdę głupszego niż ustawa przewiduje.
Rozbieżność prawa i zwyczaju zachodzi w Polsce na taką skalę, że często w ogóle nie wiadomo, co jest legalne, co nielegalne, a co tylko półlegalne. Ta rozbieżność podważa samą ideę, że prawo powinno być przestrzegane. Na przełomie 2015 i 2016 roku widzieliśmy to w makroskali przy sporze o Trybunał Konstytucyjny, kiedy wszyscy zaczęli się nagle kłócić, które postanowienia Konstytucji obowiązują, a które nie. Najlepiej to jednak widać w mikroskali, w rzeczach małych, codziennych i pozornie banalnych. To właśnie w nich zrastamy się z przyzwyczajeniami, to właśnie tam mozolnie wykuwa się nasza polskość. A realia są takie, że milcząca aprobata ostentacyjnej rozbieżności między prawem a zwyczajem potwornie demoralizuje. Awaryjne wejścia na perony w warszawskim metrze są często otwarte na oścież, co oczywiście sprawia, że większość ludzi chodzi właśnie tamtędy, bo nikomu nie chce się przeciskać przez bramki biletowe. Niby nic, ale jednak uczy fikcyjności praw i przepisów. Przyzwyczaja nas do tego, że jeśli państwo polskie coś ustali, to nie jest to na poważnie. Na każdym z tych awaryjnych wejść jest przecież napisane, że „nieuzasadnione otwarcie będzie karane”. Taki napis mijają tysiące ludzi dziennie i w każdym z nich po ziarenku odkłada się poczucie, że obowiązujące prawo jest fikcją."
#21polskichgrzechowglownych #polska #ksiazki
#owcacontent
@bojowonastawionaowca parafrazując klasyka - prawo prawem, ale racja musi być po naszej
@suseu nie prawda, bo moja ༼ ͡° ͜ʖ ͡° ༽ i pamiętaj synek, zawsze zwalniaj za tym zakrętem, bo tam wujka Wieśka złapali 20 lat temu i zapłacił za przekroczenie prędkości
@bojowonastawionaowca Dura lex, no lex. A jak czegoś nie wolno to trzeba szybko
Zakaz sprzedawania alkoholu osobom nietrzeźwym,
Podejrzewam, że zamysłem tego tworu było żeby nie sprzedawać komuś kto już przyszedł najebany, gdyby nachlał się od początku na miejscu to można.
@TrzymamKredens nieprecyzyjność prawa jest gorsza niż "co autor miał na myśli" na lekcjach polskiego xD
Ale przepis i tak istnieje, udaje, że obowiązuje, i straszy swoim pustym zapisem.
@bojowonastawionaowca Coś tam ten przepis w sumie daje. Pozwala się pozbyć ze sklepu śmierdzącego żula, czy innego problematycznego gościa restauracji, wielokrotnie widziałem powoływanie się na niego. Ale fakt, że Polacy chyba lubią regulacje traktować aspiracyjnie.
@bojowonastawionaowca ha, to ja tutaj mogę śmiało odpowiedzieć ze strony kogoś kto sam nie jest legalistą i zwyczaje doskonale rozumie, przynajmniej większość.
Samochodem jeżdżę rzadko to akurat jest ten wyjątek gdzie faktycznie przepisów przestrzegam ale już jadąc rowerem... Zazwyczaj przepisowo ale jest parę fragmentów gdzie jakbym jeździł co do joty zgodnie z przepisami to powinienem zejść z roweru na fragmencie 10 metrów parę razy. Zresztą damkę sobie specjalnie kupiłem tak jak Holendrzy jeżdżą, bo płynniej mogę zsiadać i wsiadać na rower. Na pasach nie spodziewam się, że mnie kierowca puści jak to nie są te rowerowe.
Polska rzeczywiście nie ma silnych tradycji legalistycznych i w wielu miejscach jest przez to bajzel. Co wioska to obyczaj, co sklep to inne podejście do problemu. Sam ostatnio w Lidlu zakupy zostawiłem, bo zapomniałem dowodu z domu wziąć, a ja portfela nie noszę. Ekspedientka się uwzięła, że ma być dowód to proszę bardzo, niech rozkłada towar za trzy stówy z powrotem na półki, bo sobie do zakupów cztery piwa wziąłem. W innych sklepach nikt mi takich problemów nie robił, mam 30 lat i nawet jeżeli na tyle nie wyglądam to poniżej 18 nikt by mi nie dał do jasnej cholery.
Ale rozbieżności faktycznie nie powinny występować i powinno się polskie tradycje prawne w taki sposób uporządkować żeby dobrze odzwierciedlały stan rzeczywisty, bo momentami to rzeczywiście jest kuriozum. Jak chcecie sobie dobrą interpretację od skarbówki ogarnąć to polecam bardzo dyskretnie wręczyć bombonierkę czekoladek na ten przykład... Coś takiego mieć miejsca nie powinno i o ile przy mniejszych pierdołach mi tam luźne prawo nie przeszkadza o tyle już jak mówimy o prowadzeniu firmy to jest to chora sytuacja.
@bojowonastawionaowca Stan nietrzeźwości to 0,5 promila wg. art. 115 § 16 Kodeksu karnego, 0,2-0,5 to stan wskazujący na spożycie
@Nemrod nie ponoszę winy za błędy autora
Przestrzeganie prawa to jedno.
Egzekwowanie prawa to drugie.
Jeżeli nie ma kultury przestrzegania prawa, wtedy potrzebny jest nacisk na jego egzekwowanie, po to żeby istniał porządek ustalony przez to prawo.
Są narody, które mimo możliwości złamania prawa tego nie zrobią. Tak jak w tym przykładzie z metrem - są miejsca gdzie ludzie mimo możliwości i tak przechodziliby przez kołowrotki. Niestety takich miejsc jest mało więc nie narzekałbym że tylko u nas nie ma kultury przestrzegania prawa.
U nas problemem jest egzekwowanie prawa. Przymykamy oczy i racjonalizujemy na potęgę. Wychowani w takim otoczeniu nie patrzymy na łamanie prawa jako coś moralnie negatywnego. Moralnie, finansowo - w żaden sposób nie ponosimy kary za to że bezczelnie łamiemy prawo. W krajach 'cywilizowanych' przestrzega się prawa, jest jakby narzucone przez moralność. Jeżeli społeczeństwo od małego ganiłoby delikwenta za łamanie prawa, wtedy miałby nauczkę że moralnie postępuje źle. A u nas każdy łamie jakieś przepisy i nic sobie z tego nie robi. Dlatego potrzebny jest inny bodziec, na przykład finansowy. Niech sypią się mandaty, może to ludzi nauczy. Jednak problem jest w tym taki że skoro jest społeczne przyzwolenie, to konsekwentne egzekwowanie prawa staje się 'walką z ludem'. Który polityk się na to odważy?
@bojowonastawionaowca
nieuzasadnione otwarcie będzie karane”.
Otwarcie, nie użycie. Zresztą moim uzasadnieniem jest zwiększenie przepustowości wejścia na peron i co mi zrobisz?
Skąd mam wiedzieć, że to nie obsługa stacji otworzyła tylko jakiś grubas co nie mieści się w kołowrotek? Jeśli to jednak grubas to czemu obsługa nie zamknęła?
Pomijam już sam absurd stawiania tych kołowrotków akurat w metrze - czemu nie ma ich w tramwajach albo w pociągu?
Regulamin:
https://www.wtp.waw.pl/przepisy-i-regulaminy/przepisy-porzadkowe/
Nie zabrania przekraczania otwartych bramek - nawet, jeśli uznać te przejścia za bramki.
@bojowonastawionaowca patroli w krzakach moze i nie ma na drogach A i S, ale juz niezonakowane radiowozy z wideorejestratorami są-przynajmniej na S8 miałem przyjemność spotkać
Zaloguj się aby komentować