„2084”
Opinię można przeczytać także na moim blogasku: https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/2024/11/2084.html
#neuromantykpisze
„2084” to cyberpunkowa strzelanka od studia „Feardemic”. W końcu postanowiłem zająć się tym tytułem, ponieważ leżał na samej górze mojej kupki wstydu i mnie mierził. Dlaczego mierził – o tym napisałem troszkę dalej. Najpierw odpowiem jednak na pytanie „jak się w to grało”?
Strzelanie jest tutaj… naprawdę kiepskie. Gracz ma do dyspozycji zaledwie jedną broń – karabinek, który strzela jedynie ogniem ciągłym. Poprzez hakowanie odpowiednich terminali oferujących amunicję, karabinek można „przeciążyć”, co skutkuje szybszym strzelaniem. Oprócz tego można wystrzeliwać także granaty, ale, szczerze mówiąc, nie należą do najefektywniejszych i w dodatku zużywają amunicję z tej samej puli (dziwne rozwiązanie), więc korzystałem z nich sporadycznie.
Sama rozgrywka przypominała mi trochę „Painkillera”: na prowadzoną przez nas postać biegną grupy przeciwników, a my musimy się ich pozbyć, najlepiej strzelając prosto w głowy. Wrogowie nie należą do najmądrzejszych i często ustawiają się w jednej linii. W ich przypadku można mówić o całkiem niezłej różnorodności – co prawda, wszyscy wyglądają jak pacjenci psychiatryka, poubierani w szpitalne koszule, jednakże różnią się wysokością (pojawiają się nawet zminiaturyzowani przeciwnicy), a część z nich zamiast głowy ma włączony telewizor (o dziwo nie nastrojony na martwy kanał). Telewizory można zhakować, ogłuszając noszącego, jak i towarzyszy zgromadzonych wokół niego.
Jak o hakowaniu wspomniałem: w cyberpunkowej grze nie mogło tego zabraknąć. W „2084” zrealizowane zostało to poprzez bardzo prostą minigierkę. Prawym przyciskiem myszy wystrzeliwujemy „strzałkę”, która po trafieniu w odpowiedni terminal/kamerę/telewizor rozpoczyna krótką minigierkę, polegającą na wciskaniu odpowiednich przycisków WSAD. Towarzyszy temu także spowolnienie czasu, więc nie trzeba się obawiać, że wrogowie nas otoczą i zabiją, jednakże sama minigierka jest też ograniczona czasowo. Czy coś się dzieje, jeśli zawalimy? Nie – trzeba podejść do niej jeszcze raz.
Nie mogło zabraknąć bossów i jak to bywa z moim szczęściem, także tutaj są oni nudni. Nie wiem, czy zaprojektowanie ciekawego pojedynku jest aż tak wymagające, czy ja po prostu jestem zbyt wybredny.
Pierwszy boss to obracający się sześcian, który emituje wiązki laserowe. Wystarczyło schować się za jedną z osłon, wychylać i strzelać – przy odpowiednim ustawieniu laser bossa nawet we mnie nie trafiał i mogłem go bezkarnie ostrzeliwać. Od czasu do czasu wymagane było zhakowanie terminali, później zaś pozbycie się osłon sześcianu również za pomocą hakowania, by móc trafiać w jego centrum. Nic trudnego.
Drugi boss z kolei to znany z „Observer” Janus – tam odźwierny, tu ogarnięty żądzą mordu przeciwnik, który atakuje nas razem ze zgrają pomniejszych wrogów. W jego przypadku starcie również nie należy do wymagających – na niektórych ścianach wiszą kamerkodziałka, więc wystarczy zhakować tarczę Janusa, a potem wspomniane kamerko-działka, by te zadały mu ogrom obrażeń.
Trzeci boss również jest banalny, więc nie będę się o nim rozpisywał. Najbardziej problematyczne w walkach z bossami jest to, że gra jest bardzo klaustrofobiczna. Walki toczy się albo na ciasnych arenach, albo w jeszcze ciaśniejszych korytarzach – brakuje tutaj miejsca i udostępniona mechanika uników (typowy dash we wskazanym kierunku) rzadko jest użyteczna. Chciałbym to porównać do aren znanych z „Dooma”, jednakże w takim porównaniu „2084” wypada baaardzo niekorzystnie.
Poziom z ciasnymi korytarzami jest upierdliwie labiryntowy i niby fajnie, że twórcy strzałkami umiejscowionymi na ścianach wskazują kierunek, w którym gracz powinien się udać. Z drugiej strony dobitnie świadczy to o braku umiejętności do zaprojektowaniu dobrej lokacji. Takie rzeczy powinny wynikać same z siebie, a gracz nie powinien być prowadzony za rączkę, bo inaczej się zgubi.
Warto też dodać, że gra bardzo mocno korzysta z assetów ze wspomnianej już gry „Observer”. To nie tylko recykling jednej z napotykanych postaci, ale praktycznie też pierwszego poziomu przygodówki od studia „Bloober Team”. Sporo wyjaśnia to, że przy „2084” pracowali ludzie wcześniej pracujący przy „Observer” właśnie, jednakże moim zdaniem to pójście na łatwiznę. Dlatego nie będę się wypowiadał o grafice, ponieważ nie jestem w stanie ocenić, ile w tym pracy własnej, a ile kopiuj-wklej z innego tytułu.
Po ukończeniu każdego etapu, którego zwieńczeniem jest walka z bossem, włącza się cutscenka z główną bohaterką, która najwyraźniej odstresowuje się, grając w gierkę w VR. Odniosłem wrażenie, że twórcy starali się wykorzystać każdą możliwą okazję do pokazania piersi (na szczęście w staniku) oraz pupy (na szczęście w spodniach) kobiety. Naprawdę dziwne ujęcia. Cutscenki służą do przekazania strzępków nieinteresującej fabuły.
Dodajmy do tego jeszcze bardzo krótki czas przejścia – „kampania” zajęła mi jakieś trzydzieści sześć minut. Co prawda, odblokowany zostaje tryb bez końca, w którym walczymy z wrogami, dopóki nie padniemy. Zagrałem w to tylko raz, żeby zobaczyć, czy może tutaj znajdę jakieś pozytywy, o których mógłbym napisać. Niestety nie, ale wykorzystałem tę okazję do nagrania, jak wygląda rozgrywka. Link tutaj: https://youtu.be/q6XOKwOyJVY
Chociaż nie, jedna rzecz mi się spodobała – muzyka, która włączała się podczas walk z przeciwnikami. No ale to łyżka miodu w beczce dziegciu.
Dlaczego aż tak pastwię się nad tytułem, który nie przypadł mi do gustu? Równie dobrze mogłem spuścić zasłonę i udawać, że „2084” po prostu nie powstało. Może to masochizm, a może chęć napisania negatywnej opinii, która jednocześnie będzie przestrogą.
No bo wiecie, „2084” wyszło jako Early Access na Steamie. Program ten w założeniach miał dawać mniejszym twórcom szansę na zdobycie środków finansowych (oraz fanów i rozgłosu), które pozwoliłyby im na dokończenie gry, co w normalnych warunkach byłoby pewnie niemożliwe albo chociaż bardzo czasochłonne. A wiadomo, że przy pełnoetatowej pracy wolny czas, jak i chęci do dodatkowego wysiłku, stanowią ograniczony zasób.
Według twórców gra „2084” powstała podczas trwającego 72 godziny game jamu organizowanego przez Feardemic. Wzięli w nim udział niektórzy twórcy „Layers of Fear” oraz wspomnianego „Observer” – stąd recykling rzeczy z cyberpunkowego horroru. Można by potraktować to też jako wytłumaczenie, dlaczego gra wygląda tak, a nie inaczej.
„Rezultat tak nas zachwycił, że postanowiliśmy czym prędzej pokazać prototyp społeczności graczy, a następnie wykorzystać informację zwrotną do tego, by stworzyć niezrównaną, cyberpunkową grę FPS” – tja, raczej wykorzystać naiwność graczy i sprzedać coś, co nigdy nie zostanie dokończone. No ale zawsze można zarobić trochę pieniędzy, prawda? Całe szczęście, że niewielu graczy dało się naciągnąć. Na Steamie opinię zostawiło zaledwie 87 osób, z czego tylko 58% recenzji jest pozytywnych.
Zgodnie z informacją udzieloną na Steamie, wczesny dostęp miał potrwać od 16 do 24 miesięcy. Tytuł pojawił się pod koniec 2018 roku. Mamy połowę 2024 roku. „Trochę” się przeciągnęło. No ale spokojnie, taki „Duke Nukem Forever” ukazał się po piętnastu latach produkcji – to może i są szanse, że „2084” zostanie dokończony? Może w 2084 roku…
No ale dość tych kiepskich złośliwości z mojej strony. Wątpliwości zostały rozwiane 30 sierpnia 2020 roku. W poście zapowiadającym nową grę o nazwie „The Raid” (która na trailerze wygląda zupełnie jak „2084”, tylko że miałaby dodatkowo oferować tryb multiplayer) wyjaśniono, co stało się z „2084” i kiedy tytuł opuści wczesny dostęp. Otóż… nigdy – produkcja gry nie zostanie wznowiona. Rzekomo gracze, którzy kupili grę, mieliby otrzymać okazję do kupienia nowej gry po „symbolicznej cenie”. No i „2084” jest dalej dostępne do kupienia na Steamie, ponieważ twórcy uważają, że to świetny sposób na sfinansowanie produkcji „The Raid”. Szkoda tylko, że twórcy nie zdecydowali się na zmianę opisu na steamowej karcie, w której poinformowaliby potencjalnych kupców, że „2084” nigdy nie zostanie dokończone. Zostanie usunięte sprzedaży dopiero po premierze nowego tytułu, ale wiecie co? Premiera „The Raid” została zaplanowana na wczesny 2022 rok. Do dziś nie pojawiły się żadne nowe informacje o tej gierce.
Szkoda mi tylko, że wsparłem ten projekt, ale byłem wtedy młody i głupi. Dzisiaj wiem, że Early Access, zgodnie z sugestią zawartą na Steamie, to kupowanie kota w worku. Zawsze można poczekać na premierę pełnej wersji. Niestety, nie polecam „2084”, tak samo jak nie polecam studia „Feardemic”.
Za pomoc przy tekście bardzo dziękuję Althorionowi.
Krótkie info:
Producent: Feardemic
Wydawca: Feardemic
Data premiery: „Witam chyba nigdy”
Platformy: Steam
#steam #gry #cyberpunk
Opinię można przeczytać także na moim blogasku: https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/2024/11/2084.html
#neuromantykpisze
„2084” to cyberpunkowa strzelanka od studia „Feardemic”. W końcu postanowiłem zająć się tym tytułem, ponieważ leżał na samej górze mojej kupki wstydu i mnie mierził. Dlaczego mierził – o tym napisałem troszkę dalej. Najpierw odpowiem jednak na pytanie „jak się w to grało”?
Strzelanie jest tutaj… naprawdę kiepskie. Gracz ma do dyspozycji zaledwie jedną broń – karabinek, który strzela jedynie ogniem ciągłym. Poprzez hakowanie odpowiednich terminali oferujących amunicję, karabinek można „przeciążyć”, co skutkuje szybszym strzelaniem. Oprócz tego można wystrzeliwać także granaty, ale, szczerze mówiąc, nie należą do najefektywniejszych i w dodatku zużywają amunicję z tej samej puli (dziwne rozwiązanie), więc korzystałem z nich sporadycznie.
Sama rozgrywka przypominała mi trochę „Painkillera”: na prowadzoną przez nas postać biegną grupy przeciwników, a my musimy się ich pozbyć, najlepiej strzelając prosto w głowy. Wrogowie nie należą do najmądrzejszych i często ustawiają się w jednej linii. W ich przypadku można mówić o całkiem niezłej różnorodności – co prawda, wszyscy wyglądają jak pacjenci psychiatryka, poubierani w szpitalne koszule, jednakże różnią się wysokością (pojawiają się nawet zminiaturyzowani przeciwnicy), a część z nich zamiast głowy ma włączony telewizor (o dziwo nie nastrojony na martwy kanał). Telewizory można zhakować, ogłuszając noszącego, jak i towarzyszy zgromadzonych wokół niego.
Jak o hakowaniu wspomniałem: w cyberpunkowej grze nie mogło tego zabraknąć. W „2084” zrealizowane zostało to poprzez bardzo prostą minigierkę. Prawym przyciskiem myszy wystrzeliwujemy „strzałkę”, która po trafieniu w odpowiedni terminal/kamerę/telewizor rozpoczyna krótką minigierkę, polegającą na wciskaniu odpowiednich przycisków WSAD. Towarzyszy temu także spowolnienie czasu, więc nie trzeba się obawiać, że wrogowie nas otoczą i zabiją, jednakże sama minigierka jest też ograniczona czasowo. Czy coś się dzieje, jeśli zawalimy? Nie – trzeba podejść do niej jeszcze raz.
Nie mogło zabraknąć bossów i jak to bywa z moim szczęściem, także tutaj są oni nudni. Nie wiem, czy zaprojektowanie ciekawego pojedynku jest aż tak wymagające, czy ja po prostu jestem zbyt wybredny.
Pierwszy boss to obracający się sześcian, który emituje wiązki laserowe. Wystarczyło schować się za jedną z osłon, wychylać i strzelać – przy odpowiednim ustawieniu laser bossa nawet we mnie nie trafiał i mogłem go bezkarnie ostrzeliwać. Od czasu do czasu wymagane było zhakowanie terminali, później zaś pozbycie się osłon sześcianu również za pomocą hakowania, by móc trafiać w jego centrum. Nic trudnego.
Drugi boss z kolei to znany z „Observer” Janus – tam odźwierny, tu ogarnięty żądzą mordu przeciwnik, który atakuje nas razem ze zgrają pomniejszych wrogów. W jego przypadku starcie również nie należy do wymagających – na niektórych ścianach wiszą kamerkodziałka, więc wystarczy zhakować tarczę Janusa, a potem wspomniane kamerko-działka, by te zadały mu ogrom obrażeń.
Trzeci boss również jest banalny, więc nie będę się o nim rozpisywał. Najbardziej problematyczne w walkach z bossami jest to, że gra jest bardzo klaustrofobiczna. Walki toczy się albo na ciasnych arenach, albo w jeszcze ciaśniejszych korytarzach – brakuje tutaj miejsca i udostępniona mechanika uników (typowy dash we wskazanym kierunku) rzadko jest użyteczna. Chciałbym to porównać do aren znanych z „Dooma”, jednakże w takim porównaniu „2084” wypada baaardzo niekorzystnie.
Poziom z ciasnymi korytarzami jest upierdliwie labiryntowy i niby fajnie, że twórcy strzałkami umiejscowionymi na ścianach wskazują kierunek, w którym gracz powinien się udać. Z drugiej strony dobitnie świadczy to o braku umiejętności do zaprojektowaniu dobrej lokacji. Takie rzeczy powinny wynikać same z siebie, a gracz nie powinien być prowadzony za rączkę, bo inaczej się zgubi.
Warto też dodać, że gra bardzo mocno korzysta z assetów ze wspomnianej już gry „Observer”. To nie tylko recykling jednej z napotykanych postaci, ale praktycznie też pierwszego poziomu przygodówki od studia „Bloober Team”. Sporo wyjaśnia to, że przy „2084” pracowali ludzie wcześniej pracujący przy „Observer” właśnie, jednakże moim zdaniem to pójście na łatwiznę. Dlatego nie będę się wypowiadał o grafice, ponieważ nie jestem w stanie ocenić, ile w tym pracy własnej, a ile kopiuj-wklej z innego tytułu.
Po ukończeniu każdego etapu, którego zwieńczeniem jest walka z bossem, włącza się cutscenka z główną bohaterką, która najwyraźniej odstresowuje się, grając w gierkę w VR. Odniosłem wrażenie, że twórcy starali się wykorzystać każdą możliwą okazję do pokazania piersi (na szczęście w staniku) oraz pupy (na szczęście w spodniach) kobiety. Naprawdę dziwne ujęcia. Cutscenki służą do przekazania strzępków nieinteresującej fabuły.
Dodajmy do tego jeszcze bardzo krótki czas przejścia – „kampania” zajęła mi jakieś trzydzieści sześć minut. Co prawda, odblokowany zostaje tryb bez końca, w którym walczymy z wrogami, dopóki nie padniemy. Zagrałem w to tylko raz, żeby zobaczyć, czy może tutaj znajdę jakieś pozytywy, o których mógłbym napisać. Niestety nie, ale wykorzystałem tę okazję do nagrania, jak wygląda rozgrywka. Link tutaj: https://youtu.be/q6XOKwOyJVY
Chociaż nie, jedna rzecz mi się spodobała – muzyka, która włączała się podczas walk z przeciwnikami. No ale to łyżka miodu w beczce dziegciu.
Dlaczego aż tak pastwię się nad tytułem, który nie przypadł mi do gustu? Równie dobrze mogłem spuścić zasłonę i udawać, że „2084” po prostu nie powstało. Może to masochizm, a może chęć napisania negatywnej opinii, która jednocześnie będzie przestrogą.
No bo wiecie, „2084” wyszło jako Early Access na Steamie. Program ten w założeniach miał dawać mniejszym twórcom szansę na zdobycie środków finansowych (oraz fanów i rozgłosu), które pozwoliłyby im na dokończenie gry, co w normalnych warunkach byłoby pewnie niemożliwe albo chociaż bardzo czasochłonne. A wiadomo, że przy pełnoetatowej pracy wolny czas, jak i chęci do dodatkowego wysiłku, stanowią ograniczony zasób.
Według twórców gra „2084” powstała podczas trwającego 72 godziny game jamu organizowanego przez Feardemic. Wzięli w nim udział niektórzy twórcy „Layers of Fear” oraz wspomnianego „Observer” – stąd recykling rzeczy z cyberpunkowego horroru. Można by potraktować to też jako wytłumaczenie, dlaczego gra wygląda tak, a nie inaczej.
„Rezultat tak nas zachwycił, że postanowiliśmy czym prędzej pokazać prototyp społeczności graczy, a następnie wykorzystać informację zwrotną do tego, by stworzyć niezrównaną, cyberpunkową grę FPS” – tja, raczej wykorzystać naiwność graczy i sprzedać coś, co nigdy nie zostanie dokończone. No ale zawsze można zarobić trochę pieniędzy, prawda? Całe szczęście, że niewielu graczy dało się naciągnąć. Na Steamie opinię zostawiło zaledwie 87 osób, z czego tylko 58% recenzji jest pozytywnych.
Zgodnie z informacją udzieloną na Steamie, wczesny dostęp miał potrwać od 16 do 24 miesięcy. Tytuł pojawił się pod koniec 2018 roku. Mamy połowę 2024 roku. „Trochę” się przeciągnęło. No ale spokojnie, taki „Duke Nukem Forever” ukazał się po piętnastu latach produkcji – to może i są szanse, że „2084” zostanie dokończony? Może w 2084 roku…
No ale dość tych kiepskich złośliwości z mojej strony. Wątpliwości zostały rozwiane 30 sierpnia 2020 roku. W poście zapowiadającym nową grę o nazwie „The Raid” (która na trailerze wygląda zupełnie jak „2084”, tylko że miałaby dodatkowo oferować tryb multiplayer) wyjaśniono, co stało się z „2084” i kiedy tytuł opuści wczesny dostęp. Otóż… nigdy – produkcja gry nie zostanie wznowiona. Rzekomo gracze, którzy kupili grę, mieliby otrzymać okazję do kupienia nowej gry po „symbolicznej cenie”. No i „2084” jest dalej dostępne do kupienia na Steamie, ponieważ twórcy uważają, że to świetny sposób na sfinansowanie produkcji „The Raid”. Szkoda tylko, że twórcy nie zdecydowali się na zmianę opisu na steamowej karcie, w której poinformowaliby potencjalnych kupców, że „2084” nigdy nie zostanie dokończone. Zostanie usunięte sprzedaży dopiero po premierze nowego tytułu, ale wiecie co? Premiera „The Raid” została zaplanowana na wczesny 2022 rok. Do dziś nie pojawiły się żadne nowe informacje o tej gierce.
Szkoda mi tylko, że wsparłem ten projekt, ale byłem wtedy młody i głupi. Dzisiaj wiem, że Early Access, zgodnie z sugestią zawartą na Steamie, to kupowanie kota w worku. Zawsze można poczekać na premierę pełnej wersji. Niestety, nie polecam „2084”, tak samo jak nie polecam studia „Feardemic”.
Za pomoc przy tekście bardzo dziękuję Althorionowi.
Krótkie info:
Producent: Feardemic
Wydawca: Feardemic
Data premiery: „Witam chyba nigdy”
Platformy: Steam
#steam #gry #cyberpunk
@cyberpunkowy_neuromantyk no słabo to wygląda. Patrząc na rozgrywkę, to myślę, że możnaby się ostrzej wypowiedzieć i bardziej pastwić. xd
@Dziwen
Zdecydowanie.
Z drugiej strony nie chciałem się aż tak pastwić nad dawno pogrzebanym trupem.
Zaloguj się aby komentować