108 + 1 = 109


Tytuł: Piknik na skraju drogi

Autor: Arkadij Strugacki, Borys Strugacki

Kategoria: fantasy, science fiction

Liczba stron: 173

Ocena: 7/10


W moim pierwszym komentarzu będą moje przemyślenia co do zakończenia książki, a więc naturalnie i spoilery. Sam główny post będzie od nich wolny, więc można śmiało czytać.


Przede wszystkim zaznaczę że książka bardzo mi się podobała, a wartka akcja sprawiała że trudno było się nią zmęczyć. Stałem się mega fanem stworzonego świata, a wizja wielu nietypowych artefaktów rozpaliła wyobraźnię.


Mimo że jestem zapalonym graczem, i spędziłem przed ekranem w życiu pewnie tyle samo godzin co poza nim, to nigdy nie skończyłem STALKERA. Powiem więcej, ledwie go zacząłem, chociaż jestem faname RPGów, a Gothica kończę co najmniej raz do roku xD


Sytuacja zmieni się w najbliższych tygodniach, bo to jak ciężki i ociekający zajebistością świat przedstawili bracia Strugaccy, zmieniło mnie w fana postapo. Zamawiam maskę gazową i siadam do gry.


Ale może dość tych pierdół, a skupmy się na książce!


Wspomniałem już o wartkiej akcji, więc rozwinę że książka prowadzona jest w bardzo dynamiczny sposób. Nie znajdziemy tu nagłych 10 stronnicowych opisów przyrody przerywających akcje, a każdy rozdział jest zręcznie zwartym epizodem.


Innym plusem są dialogi. Proste, naturalne, prowadzone językiem adekwatnym do osób które je wypowiadają. To pozwala nie tylko na fajną zmianę narracji, ale też dodaje pewnej imersji. Na początku co prawda kwestie Rudego wydawały mi się jakieś takie... Infantylne? Ale z czasem zrozumiałem że ten styl wypowiedzi świetnie wpasowuje się w charakter postaci.

Dla przykładu rozmowa Dicka z Pillmanem w Barge, przedstawiająca wiele rozważań na temat ludzkości, i zawierająca tytułową myśl, była świetna.


Wartka akcja, dobre dialogi, i osadzenie w bardzo wciągającym świecie to generalnie mieszanka która chyba musi się sprawdzić na 170 stronach, ale dodać muszę że to wszystko jest rusztawaniem dla po prostu bardzo fajnej historii. Przygody Reda śledzi się z zainteresowaniem. Wszystkie wątki są ciekawe.


Jedyne co nie do końca mnie przekonało to zakończenie, ale o tym w komentarzu wraz ze spoilerami.


#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto

806e9dac-9516-4d1d-965f-783911b71433

Komentarze (3)

Barcol

Co było na plus w zakończeniu: Przy rozmowie o "pikniku" profesor użył świetnej analogii, i tam większość artefaktów była przyrównana niebezpośrednio do odpadków jakie młodzież zostawi po nocnym melanżu przy lesie. "Czarci pudding" dało się zrzutować na rozlany olej, "pustaki" na puszki po konserwach, i tak dalej. Ale wspomniał też, że komuś wypadł klucz francuski.

To zdecydowanie nie jest śmieć! I nie został pozostawiony celowo. Gdy pojawiła się "złota kula" to jej umiejscowienie również okraszone było ciekawym opisem, że leży jakby wypadła niezdarnie. Moim zdaniem te dwa opisy to celowe nakreślenie że mówimy tutaj o o wiele potężniejszym narzędziu, czymś co nie jest byle śmieciem potężnej cywilizacji, lecz jej wyśmienitym wynalazkiem. Takie zagranie nadaje kuli aury potęgi, i sprawia że czytelnik może uwierzyć, że kula może wszystko.


Jak zostaje to wykorzystane? No nijak, bo książka zakończenia nie ma. Wiem że możecie się nie zgodzić, i powiedzieć że to "zakończenie otwarte, łoooo, wspaniałe filozoficzne, pozostawia wiele do interpretacji" ale dla mnie to po prostu brak zakończenia. Równie dobrze bracia autorzy mogli powiedzieć "Kurde, no nie mam pomysłu jak to pociągnąć, ale reszta książki wydaje się spoko, to wydajmy ją tak, może nikt się nie doczepi".


Nie lubię otwartych zakończeń. Jeszcze może jakiś drobny epilog na pół kartki mógłby to uratować, ale nie, nic takiego nie ma. Punkt kulminacyjny i koniec akcji. Jakby Władca Pierścieni kończył się gdy Frodo staje nad lawą.


I wiem, że takie zakończenie pozwala sobie dopowiedzieć co się stało, ale nie po to czytam książkę żeby sobie wymyślać fabułę. To znaczy ja bardzo lubię wymyślać fabuły, i nawet napisałem kiedyś jakieś gówno fantasy na 80 stron xD Ale jak tworzę to tworzę, a jak delektuję się cudzym kunsztem to chcę żeby mi autor opowiedział historię do końca.


To powiedziawszy, podzielę się tym co ja odruchowo zobaczyłem w wyobraźni jako epilog. Otóż większość problemów i nieszczęść jakie Shoeharta spotkały, wynikało oczywiście z faktu istnienia stref. Noooo, albo z faktu że tam właził chociaż nikt go nie prosił xD I wyobraziłem sobie że taka wszechmocna kula, foreshadowowana jako legendarne narzędzie kosmitów, po prostu bierze i usuwa strefy z powierzchni globu. Może je wyparowuje, może je teleportuje na Yuggoth, może je zamienia w pył i rozrzuca po kosmosie, nie wiem.


Nie bardzo pasuje mi ta wizja do tego w jaki sposób Red sprecyzował swoje życzenie, ale taką ujarzałem, więc w taką wierzę.

SuperSzturmowiec

@Barcol zgadzam sie, zabrakło pomysłu na zakończenie

yoowki

A mi się podoba to otwarte zakończenie, moim zdaniem pokazuje ono, że to sama droga jest celem a nie cel sam w sobie.

Zaloguj się aby komentować