Nie wchodząc w jakieś tam niuanse meteorologiczne, to w tym roku było u nas tak, że najpierw było zimno, potem ciepło, a teraz znowu trochę zimno. I może właśnie te anomalie spowodowały, że kaloryfer w pokoju mi się popsuł, targany rozterkami.
Wychodziło na to, że problem jest u mnie w lokalu, bo z tego, co gadałem z sąsiadami, to u nich grzeją dobrze. No ale z drugiej strony co mieli powiedzieć, jak żyjemy w czasach propagandy sukcesu napędzanej przez media społecznościowe - kto ci się przyzna?
Rozpytałem co bardziej ogarniętych w tych tematach znajomych i esencją ich diagnoz było, że grzejnik prawdopodobnie SIĘ ZAMULIŁ. Brzmiało to o tyle wiarygodnie, że na przykład zwierzęta domowe przejmują podobno cechy osobowości swoich właścicieli, więc nie ma powodów, dla których ten fenomen nie miałby dotyczyć też domowych sprzętów. Zadzwoniłem więc do kolegi, co robi w budowlance, żeby mi polecił jakiegoś hydraulika, bo odmulenie kaloryfera to sprawa poważniejsza, niż jego odpowietrzenie – co potrafię zrobić sam, nawet pomimo osobistego zamulenia.
NO MAM TAKIEGO TYPA. TANI JEST, DOBRZE ROBI, TYLKO TROCHĘ JEBNIĘTY.
Rachunek zysków i strat przemawiał więc na jego korzyść w stosunku 2 do 1, a właściwie do 0.5, bo tylko trochę. Facet powiedział, że już następnego dnia przyjdzie, co było miłym zaskoczeniem, bo przy covidzie jak się zrobił boom na remonty, to każdy majster mógł przyjść najwcześniej za 3 tygodnie, a i tak wtedy zazwyczaj nie przychodził.
Jak punktualnie rano typ się stawił pod drzwiami, to drugim zaskoczeniem było, że nie miał ze sobą torby z narzędziami, którą zazwyczaj każdy majster nosi na ramieniu. Nawet o to zapytałem, na co on opowiedział wyrozumiałym uśmiechem, po czym nonszalancko podniósł kurtkę z jednej strony, odsłaniając wystający z kieszeni spodni śrubokręt. To mnie przekonało, że mój znajomy miał rację, że gość robi dobrze, skoro wszystko potrafi naprawić samym śrubokrętem, a jakieś wynalazki typu kolanka czy klucze, to są dobre do zabawy dla młodych, co fachu nie znają.
To wrażanie trwało aż do momentu, gdy przeszliśmy do pokoju, pokazałem mu kaloryfer i opisałem problem. Wtedy on powiedział UUU, co w ustach majstrów jest zapowiedzią komplikacji i wysokich kosztów, które miały być niskie. Po oględzinach tę zapowiedź przypieczętował słowami, że to trudna sprawa i szkoda, że wcześniej nie mówiłem – chociaż oczywiście dokładnie to mówiłem, słowo w słowo, że kaloryfer nie grzeje.
Sprawa była trudna, ale widocznie nie beznadziejna, bo zaraz zapytał A KOMBINERKI PAN MA? A tak się akurat składa, że kombinerki są jedynym narzędziem okołohydraulicznym, które mam, na co on odpowiedział, że TO JAKOŚ SOBIE DAMY RADĘ HEHE. Z tym że takie słowa w liczbie mnogiej, szczególnie zakończone pojednawczym HEHE, w ustach majstrów wskazują, że klient też zostanie zaangażowany w naprawę.
Tak też się stało. Po zdjęciu zakrętki kombinerkami on odkręcał i zakręcał wodę za pomocą śrubokręta, a gdy wylatywała ona z grzejnika, ja łapałem ją do miski i wynosiłem do łazienki – przed wyniesieniem za każdym razem mu ją okazując, żeby stwierdził, czy woda już się odmuliła. Dopiero po piątej okazanej misce facet postawił diagnozę, że przyczyna moich problemów leży w tym, że woda jest zła. To pytam, że w sensie, że u mnie? Ale okazuje się, że to szersza kwestia.
PROSZĘ PANA, TYDZIEŃ TEMU NA SASKIEJ KĘPIE TAK SAMO KALORYFER FACETOWI ODMULAŁEM. NORMALNY CZŁOWIEK, JAK PAN. I MU PONAD 60 LITRÓW SZLAMU Z GRZEJNIKA ZESZŁO. W KRANACH ZRESZTĄ TO SAMO JEST.
No ale, że jak w kranach? Przecież ja normalnie na co dzień kranówkę pije, czy do gotowania i nic nie czuć.
UUU, TO BĄDŹ PAN ZDRÓW!
A potem urządził krótki wykład historyczny o tym, jaka woda kiedyś była, za komuny, który streścić można w dwóch słowach, że lepsza. Sceptycyzm musiał wymalować mi się na twarzy, bo gość sam zaproponował.
CO, NIE WIERZYSZ PAN? TO CHODŹ POPATRZ. GDZIE TU SĄ LICZNIKI?
U mnie są na klatce, więc tam mnie zaciągnął, pootwierał te drzwiczki i kazał patrzeć. Niewprawnym okiem nic nie dostrzegałem, więc wyjaśnił, że jedne liczniki się kręcą szybciej, inne wolniej, a inne wcale, co było empirycznym dowodem na to, że OD TEJ WODY NAWET MASZYNY WARIUJO. A potem mówi, że u niego na Ursynowie to taka woda jest, że po kąpieli mu normalnie na plecach białe plamy zostają z zaschniętych chemikaliów. I ściąga kurwa na tej klatce kurtkę, sweter i koszulkę. Tyłem się do mnie wygina, żebym się na własne oczy przekonał.
Sąsiadka z góry akurat szła ze śmieciami, to aż się na chwile zatrzymała z wrażenia, jak zobaczyła tę scenę. A ten wypięty bez cienia skrępowania do niej zagaduje
DZIEŃ DOBRY, PANI TU NA GÓRZE MIESZKA? A KALORYFERY CIEPŁE SĄ?
Ta się wystraszyła i bez słowa nas wyminęła z tymi śmieciami i uciekła, co było potwierdzeniem tezy hydraulika, że A WIDZI PAN? WSZĘDZIE TEN SYF JEST, TYLKO KTO SIĘ PANU W DZISIEJSZYCH CZASACH PRZYZNA.
A sąsiadka się pewnie jeszcze wystraszyła tym bardziej, że już ją kilka dni wcześniej o te kaloryfery pytałem, a teraz się jeszcze pojawił ten typ półnagi, więc sytuacja ewidentnie była rozwojowa.
ALE NAJLEPSZE TO JA PANU DOPIERO POKAŻĘ, TYLKO DO PIWNICY MUSIMY DO PIONÓW KANALIZACYJNYCH ZEJŚĆ.
Wiedziałem, że nie mogę dopuścić do sytuacji, w której bym się z nim znalazł w warunkach tak intymnych, jak piwnica w bloku – szczególnie że facet nie pofatygował się, żeby z powrotem się ubrać po oględzinach plam z chemikaliów na plecach, tylko szedł topless, z ubraniami w jednej ręce, a śrubokrętem w drugiej. Jak na parterze byliśmy, to mówię, że momencik, kombinerek z mieszkania zapomniałem, pan tam na mnie w piwnicy poczeka. Poleciałem do siebie, drzwi zamknąłem i nara. Gość po 10 minutach przyszedł, dobijał się chwilę, jeszcze na klatce sąsiadkę zagadał, jak wracała ze śmietnika, że ten młody jebnięty jakiś, ale na szczęście w końcu poszedł.
Ze słów kolegi, co mi go polecił, to zgadzało się tylko to, że tani jest, bo nic za tę wizytę nie wziął, bo nie miał jak. Natomiast z jakością roboty to ciężko jeszcze powiedzieć, bo nie mogę teraz wody do kaloryfera wpuścić, bo typ ze sobą śrubokręt zabrał i sami kombinerki mi zostały.
#pasta #malcolmxd #heheszki