Zdjęcie w tle
dziki

dziki

Fenomen
  • 617wpisy
  • 1481komentarzy

Co tu tak śmierdzi?

Magna Carta Cartel to zespół o którym ciężko jest mówić bez wspomnienia o Tobiasie Forge oraz zespołach Subvision oraz Ghost. Historia toczy się bowiem wokół trzech osób: Martina Persnera, Simona Söderberga oraz wspomnianego wcześniej Tobiasa Forge. Wszystko zaczęło się od Subvision, gdzie wspólnie grali trzej przyszli członkowie Ghosta, M. Persner, T. Forge oraz Gustaf Lindström.
W 2006 roku Persner i Forge założyli Magna Carta Cartel. Co może być zdziwieniem dla niektórych ale to nie Forge w MCC śpiewał - grał on na basie i gitarze. Wokalistą a zarazem głównym mózgiem muzycznym jest w MCC przesympatyczny Martin Persner. W okolicach 2010 roku zespół zalicza dłuższą przerwę w działalności, gdy muzycy skupiają się przede wszystkim na Ghoscie. M. Persner opuszcza Ghost w 2016 roku (a raczej zarówno on jak i wszyscy pozostali członkowie Ghost zostają z niego wykopani przez T. Forge, ale to temat na inny, długi wpis), i reaktywuje Magna Carta Cartel. Od tamtej chwili zespół wypuszcza kilka singli i EPek, wiadomym też jest że od pewnego czasu siedzą w studio i nagrywają materiał na nową płytę.
Muzykę MCC można opisać jako oniryczny, magiczny, psychedeliczny rock. Szczerze polecam zapoznać się z ich długograjem o tytule Goodmorning Restrained. Magia.
Przedstawiony tu utwór pochodzi z singla Sway z 2017 roku.
https://www.youtube.com/watch?v=_fupbF1wtLE

Zaloguj się aby komentować

lubieplackijohn

@dziki Konkretnie napier*ala

PeBe

@lubieplackijohn Właśnie nienapier*ala, on to czyni, jakby zamiast pałeczek miał motyle w rękach i delikatnie osidaly na bebnach/talerzach jak na płatkach kwiatów

lubieplackijohn

@PeBe Masz rację - "wymiata" byłoby bardziej na miejscu

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Zastosowanie superabsorbentów polimerowych do zwiększenia retencji glebowej warstw rekultywacyjnych składowisk odpadów - taki temat nosiła moja praca magisterska którą pisałem jakieś 10 lat temu
Rastablasta

@dziki kierwa... Zastosowanie superbohaterów polimerowych... WTF... Musiałem na spokojnie odcyfrować to drugie słowo, bo mi się jakoś dziwnie czytało

kawak

@Rastablasta po przeczytaniu twojego kom.. zauważyłem, że tam nie ma bohaterów

lubieplackijohn

@kawak @Rastablasta Cholera, to jest nas więcej xD

Zaloguj się aby komentować

Moi drodzy, chciałem Wam dzisiaj opowiedzieć kilka słów o pewnym tajemniczym zespole który nazywał się Devil Doll. Pragnę od razu zaznaczyć że próźno jest szukać ich muzyki na Spotify czy dowolnym innym serwisie streamingowym - a zespół Devil Doll który możecie tam znaleźć to zupełnie inny zespół, nie warty Waszej uwagi.
W pisaniu tego tekstu posiłkuję się Wikipedią, co zapewne zauważy każdy, jednakoż nad wikipedią mam bardzo drobną przewagę. Otóż znam kogoś, kto zna kogoś, kto osobiście zna Jurija Toniego, dźwiękowca który współpracował z Devil Doll, choć bardziej znany jest ze współpracy z Laibachem. Obok fragmentów zaczerpniętych z Wikipedii będą też w miarę klarownie oznaczone dodatkowe informacje które lata temu pozyskałem dzięki mojemu kumplowi, który ma kumpla, który zna Jurija Toniego. Jurij Toni będzie w dalszych częściach tego tekstu oznaczany jako JT.
Devil Doll to zespół którego powstanie zainicjował tajemniczy Mr. Doctor, który ukrywał swoje prawdziwe nazwisko jeszcze długo po tym jak Devil Doll zostało rozwiązane - przez całe 20 lat. Kurtyna tajemnicy opadła (a przynajmniej tak może się wydawać) w roku 2007, kiedy to Mr. Doctor wydał swoją książkę, i tam podpisał się jako Mario Panciera. Podobno jest to jego prawdziwe nazwisko, jednak wśród fanów dyskutuje się o jego pochodzeniu. Sam Mr. Doctor twierdził początkowo że urodził się we Słowenii, chodzą słuchy że były to jednak Włochy.
Mr. Doctor jest postacią tajemniczą, a przede wszystkim bardzo ekscentryczną, wręcz dziwaczną. Wiadomo o nim niewiele - zgodnie z tym co mówił JT jest on osobą bardzo skrytą, cechującą się jednocześnie wieloma ekscentrycznymi dziwactwactwami. Z okresu współpracy JT wspomina go jako osobę z którą pracowało się trudno i... wyjątkowo specyficznie. O kilku takich rzeczach dowiecie się z kolejnych akapitów. Jedno było pewne. Devil Doll to tak na prawdę nie był zespół - to był Mr. Doctor, bez większego znaczenia z kim w danym okresie działalności Devil Doll współpracował.
Devil Doll powstał na początku 1987 roku i to od razu w dwóch odsłonach. Jeden skład zespołu zawiązany został w Lublanie, stolicy jeszcze wtedy Jugosławii. "Drugi" skład Devil Doll - i tu nie powinno być zdziwienia, patrząc na poprzedni akapit, został założony równolegle w Wenecji we Włoszech. Jugosławski skład wziął się od razu za nagrywanie płyty "The Mark of the Beast". I tu Mr. Doctor objawia się po raz pierwszy jako artysta dla którego najważniejszym celem była sztuka. Płyta ta została wytłoczona w... jednym egzemplarzu, który w dodatku jest w posiadaniu Mr. Doctora. Okładka albumu została ręcznie namalowana przez nikogo innego jak samego Mr. Doctora. Z tego co mówił JT płytę tę słyszeli tylko najbliźsi przyjaciele Mr. Doctora. JT nie słyszał jej w innym wydaniu niż podczas sesji nagraniowych.
Pod koniec 1988 lub na początku 1989 roku Devil Doll nagrało swoją drugą płytę pod tytułem "The Girl Who Was... Death". Wytłoczono 500 kopii albumu, jednak do dystrybucji trafiło 150 sztuk. Każda sztuka miała ręcznie wykonaną wkładkę wykonaną przez Mr. Doctora. Oficjalną informacją jest to że niektóre z tych wkładek miały teksty pisane krwią Mr. Doctora. JT wspominał jednak że w przypadku kilku sztuk była to krew wymieszana ze spermą, jednak nie dałby sobie ręki uciąć że jest to prawda. Kopie które miały na tyle szczęścia by zostać przeznaczonymi do dystrybucji były sprzedawane (wg. JT - część została rozdana) wsród uczestników drugiego koncertu na którym zespół grał "The Girl Who Was... Death" w całości. Pozostałe 350 sztuk zostały zniszczone przez Mr. Doctora (JT precyzuje sposób zniszczenia - zostały one spalone, co też będzie miało znaczenie przy jeszcze jednej informacji którą podał, ale o tym później).
W 1989 roku Mr. Doctor zaczął pracować równolegle nad trzema nowymi wydawnictwami: "The Black Holes of My Mind", "Eliogabalus" oraz "Mr. Doctor Sings Hanns Eisler", czyli jego interpretacja czterech dziueł Hannsa Eislera. Ta ostatnia nigdy nie została wydana, a dwie pierwsze, ze względu na (oficjalnie) ograniczenia budżetowe (nieoficjalnie wg. JT Mr. Doctor wpadł w finansowe tarapaty, których szczegóły jednak nie były znane) zostały odpowiednio skrócone by zmieścić się na jednym winylu. Album został wydany w 1990 roku - dwa różne tłoczenia na winylu (jedno - 50 kopii, drugie - 900 kopii) oraz tłoczenie na CD (również 900 kopii).
W 1991 roku oba składy Devil Doll (słoweński oraz włoski) zostały połączone w jeden, i pod koniec roku Devil Doll weszło do studia by nagrać "Sacrilegium". Album został wydany w maju 1992 na CD, jednak fanklub Devil Doll przy aprobacie samego Mr. Doctora wydał 900 numerowanych kopii albumu na winylu. Do tego wydawnictwa wkładkę projektował sam Mr. Doctor oraz Adriana Marac.
W styczniu 1993 roku zespół nagrał soundtrack do filmu Mr. Doctora pod tytułem "The Sacrilege of Fatal Arms". Album został wydany w 900 kopiach i wyprzedał się na pniu w 72 godziny.
W lipcu 1993 Devil Doll wróciło do Lublańskiego studia Tivoli by nagrać "The Day of Wrath - Dies Irae". Przy końcówce prac nad płytą, w trakie miksowania ścieżek w studiu wybuchł pożar. Zarówno Mr. Doctor jak i JT udało się uciec, jednak JT wylądował na kilka dni w szpitalu (z tego co mówił doznał lekkich poparzeń, ale o mało co się nie udusił). Mr. Doctor początkowo odmówił ponownego nagrania albumu (JT wspominał że Mr. Doctor uważał że była to kara opatrzności za to że spalił 350 kopii "The Girl Who Was... Death"). Do dystrybucji trafiło jednak 20 kopii nut do "The Day of Wrath - Dies Irae) oraz niezmiksowana wersja materiału.
Pod koniec 1994 roku Mr. Doctor ostatecznie zgodził się na ponowne nagranie "Dies Irae". Nagrania rozpoczęły się w styczniu 1995 roku, a materiał nagrany został tym razem z wsparaciem Słoweńskiej Orkiestry Filharmonicznej. Płyta została wydana w lutym 1996 roku i jest jedynym albumem Devil Doll który zawiera więcej niż jeden utwór - wszystkie poprzednie wydawnictwa składały się z pojedynczego utworu. Wg. JT w trakcie sesji nagraniowej do "Dies Irae" wraz z orkiestrą zarejestrowane zostało tyle materiału, że wystarczyłoby na 5 albumów, a nie jeden, jednak decyzje Mr. Doctora były ostateczne i wszystko wykraczające poza materiał na "Dies Irae" zostało skasowane.
W 1996 roku roku zespół nagrał ostatnią płytę - "The Day Of Wrath" która miała być wydana w 1997 roku, ale nigdy się tak nie stało. Zespół Devil Doll nigdy nie został oficjalnie rozwiązany. Pojawiła się nawet petycja od fanklubu o to by Devil Doll dało światu więcej muzycznego materiału, jednak okazała się ona bezskuteczna.
https://www.youtube.com/watch?v=2GvVwVnlpB8
dziki

@Bipalium_kewense ano jest. Właśnie odgrzewam po kolei dyskografię.

pamf

Warto dodać, że ich płyty to tak naprawdę pojedyncze utwory - trwające kilkadziesiąt minut. Niestety dla mnie jest to nie do dźwignięcia

Redrum

Lubię takie creepy historię

Zaloguj się aby komentować

Byłem u dentysty, było zatruwanie zęba. Boli mnie mimo znieczulenia. Boję się co będzie jak znieczulenie puści. Idę umierać.
gacek

@dziki schodzi znieczulenie, mialem the same xd

chusteczka_haftowana

@dziki kup sobie nurofen express forte - z przeciwbólówek te najlepiej działają przy zabiegach na zębach.

Expect_No_Mercy

Zapal marychę, ból szybko minie i sny piękniejsze będą.

Zaloguj się aby komentować

Tomek @RJ45 wrzucił ładną piosenkę opartą o śpiew w duecie i gitarku, i mi się przypomniał pewien cover Oryginał w komentarzu.
https://www.youtube.com/watch?v=NQDLQbe9wcg
Admiral

@dziki warto wspomnieć że orginalna, rapowa wersja została zerżnięta przez pewnego polskiego rapera zamieszkałego w Niemczech i nagrana z polskim tekstem i takim samym niemal brzmieniem

dziki

@Admiral coś mi się o uszy obiło xD

Zaloguj się aby komentować

Dlaczego samochody są złe, czyli po jakiego grzyba tutoriale robią nam wodę z mózgu?
W końcu się zmotywowałem, a poniżej efekt Zapraszam też do obserwowania tagu #luznegatkiprzyjavie <- tu będę wrzucał swoje wypociny.
Jeśli ktoś z Was uczył się jakiegoś obiektowego języka programowania to mógł się przed chwilą uśmiechnąć pod nosem. Samochody. Wszędzie te samochody. Oczywiście, samochody posiadają markę, kolor, silnik. To już musi brzmieć znajomo. Ale od początku.
Obiekt. Podstawowa jednostka czasu i przestrzeni w obiektowych językach programowania. A może to jednak klasa jest tą jednostką? Prawda jest taka że w przypadku obiektów i klas nie ma dylematu kury i jajka - tu wszystko jest jasne. Klasa jest "projektem" obiektu, a obiekt instancją klasy. I choć w Javie wszystko dziedziczy po klasie Object, to jednak nie ma obiektu bez klasy.
Część z Was już wie, a część z Was zaraz się dowie, że klasa będąc "projektem" obiektu, jego definicją, w swoim najprostszym ujęciu może posiadać pola oraz metody. Pola służą do przechowywania danych, z kolei metody, w dużym uproszczeniu, coś z tymi danymi przechowywanymi w polach robią.
No ale dziki! Co z tymi samochodami, bo się niecierpliwimy!
Już odpowiadam. Jeśli ktoś miał okazję robić jakiś tutorial z Javy albo uczestniczył w bootcampie to prawie na sto procent widział public class Samochod. Taki Samochod miał pola: private String kolor, private String marka i obowiązkowo private Silnik silnik. Posiada też metody. I tu się zaczyna cały problem jaki widzę. Bo czy logicznym z punktu widzenia początkującego programisty jest to że Samochod posiada metody uruchom() czy zahamuj()? Ano tak. A czy z perspektywy programowania obiektowego ma to sens? Ano nie. Paradoksalnie, często w tutorialu samochód jest jeszcze dalej eksploatowany, i w pewnym momencie służy do wytłumaczenia czym jest odwrócenie zależności, i wtedy (najczęściej) jest to zrobione poprawnie. Ale o tym kiedy indziej.
To co z tym samochodem jest nie tak że jest on złym przykładem? Bo samochód sam w sobie jest tworem zbyt skomplikowanym żeby móc go opisać za pomocą jednej klasy która będzie zawierała absolutnie wszystkie jego elementy składowe, metody, enumeracje, i co tylko sobie można jeszcze tam wyobrazić.
Dlaczego nikt nie używa jako przykładu czegoś prostszego? Weźmy takiego buta. But ma kolor, but ma markę, składa się z kilku różnych materiałów które zostały użyte do jego produkcji, ma sznurówki, rzepy czy zamek. No but. Chyba każdy z Was widział kiedyś buta.
Jedyne metody jakie może mieć nasz but to tak zwane gettery i settery - metody które służą do ustawiania wartości pól. Przykładowo - but ma kolor, więc setterem do ustawienia koloru będzie setColor() a getterem do pobrania wartości koloru będzie getColor(). Bez żadnych skomplikowanych powiązań między wewnętrznymi elementami buta. Jest on też doskonałym przykładem do tego by pokazać kilka rodzajów pól jakie może mieć klasa. Kolor - ciąg znaków, rozmiar - wartość liczbowa, sposób wiązania - enumeracja (sznurówki, rzepy, zamek), a rodzaj materiału może być osobnym obiektem o nazwie Material, który będzie miał w środku przykładowo rodzaj materiału i wartość prawda/fałsz odnosząca się do jego nieprzemakalności. Proste? Proste.
But nie będzie miał metod takich jak załóż() czy zawiąż() - bo każdy chyba się zgodzi że but się sam nie zakłada ani sam się nie zawiązuje (no dobra, wiem że istnieją Nike Adapt :P) - wiadomym jest że za zakładanie buta odpowiedzialny jest inny obiekt - Człowiek.
Odpowiedzialność to też ważne słowo w programowaniu obiektowym. Dziś rozpisywać się o tym nie będę, ale chciałem napomknąć jedynie że w programowaniu obiektowym mamy wprowadzony zestaw założeń opisywany skrótem SOLID - gdzie rozwinięciem pierwszej literki jest "Single responsibility principle" mówiąca o tym że klasa powinna mieć tylko jedną odpowiedzialność. W przypadku klas służących do przechowywania danych - tą odpowiedzialnością jest... przechowywanie danych. Ot, niespodzianka. Umieszczanie metody uruchom() w klasie Samochód łamie tę zasadę. "Czepiasz się, dziki" - ano czepiam się, bo osobiście uważam że złym pomysłem jest rozpoczynanie uczenia innych ludzi programowania od zrobienia tego na złym przykładzie.
Uff. Przebrnąłem. Jeśli doczytaliście aż do tego miejsca to dajcie znać jak bardzo powinienem przestać pisać o programowaniu
c09447c6-6417-4ac6-b82a-5fb03f40c1ba
Admiral

@dziki kurde, wreszcie wpis o programowaniu który zrozumiałem w pełni, super! A co do samochodu to ja spotkałem się również często z psem, bądź innym zwierzęciem

dziki

@Admiral psy i inne zwierzęta to częsty przykład, tylko używany do wyjaśniania takich zagadnień jak dziedziczenie czy polimorfizm

JanBenisIII

@dziki to jest podstawowy błąd - "obiekt" tylko z getterami i setterami ma z OOP tyle wspólnego, co nieużywanie System.out.println z FP A uproszczony interfejs samochodu jest dokładnie tym, czego chcesz, bo a) abstrakcja, b) enkapsulacja, c) interfejsów segregacja, d) masturbacja i ejakulacja. W uproszczeniu konsumenta obchodzi tylko tyle, że samochód odpala i jedzie - a że bebechów nie widać, to nawet dobrze. I to jest też jedyna odpowiedzialność, jakiej zazwyczaj od samochodu oczekujemy, więc łamania pierwszej literki SOLIDa tu nie ma. Plus samochód nijak nie służy tylko do przechowywania danych (pomijając martwą prostytutkę w bagażniku). Jasne, dobrze byłoby to wyjaśnić, ale chyba wiemy, że bootcampy są chujowe?

Zaloguj się aby komentować