#bekazpisu #polityka #neuropa #donoesieniazputpolski #wojna
Nowe podsumowanie roku od jednego z moich ulubionych felietonistów.
https://www.facebook.com/101886211778956/posts/pfbid02H1cLbNWRncGkjJD5j3F5196qbVf7FvF8VzwQbhmfeGQwNWHRmreVoJUBQU6jhnG2l/
#InwazjaPutina - rok.
Tak, trzydniowa “operacja specjalna” trwa już rok i końca na razie nie widać. Choć są powody do optymizmu, a Rosja zbiera legendarne baty, ogrom cierpienia ukraińskiego społeczeństwa jest niewyobrażalny. Zobaczmy, czego się przez ten rok dowiedzieliśmy.
Dowiedzieliśmy się przede wszystkim, że Putin nie żartował, gdy mówił nam przez lata o odbudowie imperium. Nie żartował też, gdy odmawiał Ukrainie państwowości i bredził o świętej wojnie z Zachodem. Niczym znany austriacki akwarelista, nie zadowolił się Krymem i połową Donbasu, nie przekonały go ani wprowadzone po 2014 roku łagodne sankcje, ani twarde zapowiedzi Zachodu, że po inwazji na stół wjadą sankcje mocne, ani tychże mocnych sankcji wprowadzenie. Nie przekonała go horrendalna liczba ofiar, jaką od pierwszych dni inwazji ponosi rosyjskie wojsko, spektakularna katastrofa sprzętowo-logistyczna podobno “drugiej armii świata”, ośmieszające Imperium ciosy, że wspomnę choćby zatopienie “Moskwy”, eksterminację 1 Pancernej Armii Gwardii czy jesienne ofensywy na charkowszczyźnie i pod Chersoniem. Nie przekonał go nawet fakt, że mimo zmobilizowania 300 tysięcy sztuk mięsa armatniego i uruchomienia nowej ofensywy, front zasadniczo stoi, a wielkim sukcesem jest zdobycie ruin małych miasteczek pokroju Sołedaru.
No krótko mówiąc, dowiedzieliśmy się, że Putin odpłynął i nie zamierza się wycofywać, a na każdą kolejną porażkę reaguje tak samo: faszyzacją Rosji, eskalacją zbrodni, łamaniem kolejnych granic totalitaryzmu i zwykłym barbarzyństwem. Fakt, nie opinia.
Dowiedzieliśmy się również, że car jest nagi. Potężna Rosja, która miała wedle niektórych samą swoją masą i “nieskończonymi zasobami” zalać Ukrainę, a kto wie czy z rozpędu i nie Polskę czy państwa bałtyckie, okazała się być znaną nam z historii Rosją, w której nic nie działa jak powinno. Na jaw wylazł cały ruski bardak, te dekady kleptokracji, fałszowania raportów i statystyk, ręczne sterowanie, brak procedur, masowa i hierarchiczna brutalność przełożonych wobec podwładnych. Wszystko to, co było przez lata obiektem żartów o głupim kacapie - wróciło i udowodniło się samo. Historie o nie strzelających czołgach, zardzewiałej amunicji, rozkradaniu pralek czy nagradzaniu rodzin zabitych żołnierzy torbami pierogów i kożuchami to przecież gotowe memy.
Putin udowodnił, że nawet on nie umie oszukać matematyki. I że żadna opowieść o potędze imperialnego oręża nie równoważy tabelek w Excelu, z których wynika, że brakuje i szybko ubywa czołgów, transporterów, MLRS-ów, a nawet zwykłych ciężarówek, że samoloty nie dają rady wlatywać w kontrolowaną przez Ukraińców przestrzeń powietrzną, że rosyjski system nawigacji Glonass jest po prostu do dupy, że żenujący brak rozpoznania przekłada się na żenująco wysokie straty, a puszczanie polem kolejnych setek mobików bez żadnego wsparcia po prostu użyźnia ukraińskie czarnoziemy. Krótko mówiąc: putinowskie bajki o sile i wstawaniu z kolan, całe to prężenie muskułów i teologia Ruskiego Miru - wszystko to zderzyło się z rzeczywistością i połamało sobie kości.
Wobec powyższego, Rosja uciekła się do swojej ulubionej metody uprawiania polityki: terroru. Przez ten rok byliśmy świadkami bezprzykładnego okrucieństwa, masowego używania powszechnie uważanej za nieetyczną broni, masowych mordów, gwałtów, zorganizowanego systemu torturowania i “znikania” cywilów, przywodzącej na myśl rok 1945 grabieży wszystkiego, z pościelą i psimi budami włącznie, celowego i systematycznego bombardowania obiektów cywilnych, nagradzania morderców i zbrodniarzy orderami, celowego niszczenia elektrowni, gazowni, wodociągów, co miało spowodować humanitarną katastrofę, szantażowania katastrofą nuklearną w Czarnobylu czy Enerhodarze, celowej próby głodzenia krajów importujących ukraińskie zboże, zatrudniania w wojsku lub prywatnej Grupie Wagnera najzwyklejszych kryminalistów, pokazowych procesów, pokazowych egzekucji i tak dalej i tym podobne.
Krótko mówiąc: Rosja w 2022 okazała się być reinkarnacją Związku Radzieckiego z 1945. Fakt, nie opinia.
Okazało się również, że Zachód wygrzebał się z jakiejś wieloletniej depresji, co dobrze oddał choćby tytuł ostatniej konferencji w Monachium: “Re:vision” - jaskrawo innej od hasła “Helplessness” z 2022, czy “Westlessness” z 2020. I choć nie zawsze i nie od razu szło to tak sprawnie jak powinno, to Zachód pokazał, że umie grać twardo. I przede wszystkim: skutecznie. Amerykanie zmontowali antyputinowską koalicję jeszcze pod koniec 2021 roku. Przekonali wyznających zdeformowany “realpolitik” uczniów Mearsheimera, że Ukrainie trzeba pomóc nie tylko z powodów moralnych (co do czego wszyscy się zgadzali), ale także że jest to w naszym, zachodnim, interesie (czego niektórzy nie chcieli zrozumieć). Dzięki temu, Zachód nie powtórzył błędu z 2014 roku i, zjednoczony jak nigdy, zrobił Rosjanom jesień średniowiecza. Ukraińcy od początku wojny ściśle współpracują z zachodnimi wywiadami, sprzęt płynie coraz szerszym strumieniem i jest to sprzęt coraz nowszy i lepszy, Unia Europejska, powszechnie wyzywana od miękkich faj, które nigdy nic nie zrobią - wzięła i zrobiła, wprowadzając aż dziewięć pakietów sankcji, które łamią rosyjskiej gospodarce nogi. Oraz, co chyba najważniejsze, dokonała historycznego zwrotu, skutecznie odcinając się od rosyjskich surowców energetycznych. Możemy spokojnie założyć, że nawet gdyby wojna skończyła się jutro, to Europa do zależności od ruskiej ropy i gazu raczej nie wróci. I dobrze.
Cytując trafnego mema: “Stuletni Joe Biden, który potyka się na prostej i nie pamięta imion swoich dzieci, przy użyciu ułamka budżetu na nasadzanie cyprysów w parkach wschodniego Iowa, rozjechał jak szmatę największego geostratega polskiej onucoprawicy, JE Włodzimierza Putina. Fakt, nie opinia.”
Oczywiście nie wszystko poszło tak gładko. Zachód przez długi czas wzdragał się przed dostarczeniem Ukrainie czołgów, prawdopodobnie przegapiając dogodny moment po jesiennych ofensywach, zapowiadany przez Scholza Zeitenwende (punkt zwrotny) materializuje się bardzo opornie, podobnie jak potężny program modernizacji Bundeswehry, Macron dalej co jakiś czas próbuje dzwonić do Putina, nie osiągając zupełnie nic, skrajna lewica i prawica w USA nawołuje do “pokoju”, Fox News regularnie realizuje w swojej ramówce interesy Kremla, samozwańczy politykier Elon Musk raz chce pomagać, a raz nie, Erdogan stawia jakiś durny opór przed przyjęciem Szwecji i Finlandii do NATO, a Orban, ku zaskoczeniu niewielu, okazał się być zwykłą onu*ą i putinowskim koniem trojańskim w Europie.
Mimo wszystko, Zachód mógł Ukrainę olać i zostawić ją Putinowi na pożarcie, a tego nie zrobił. Ukraina odwdzięcza się Zachodowi broniąc go przed ruskim imperializmem na swojej ziemi, za co płaci własną krwią.
Polacy udowodnili też, że jako społeczeństwo potrafią szybko zorganizować pomoc na wielką skalę. Już pierwszego dnia wojny ruszyły dziesiątki akcji: zapewniano uchodźcom lokale, jedzenie, leki, transport, pomoc psychologiczną, opiekę medyczną, wszystko. Chyba jeszcze pierwszego dnia wojny bez problemu ułożyłem listę kilkudziesięciu akcji pomocowych, która dotarła do 200 tysięcy odbiorców, co pokazuje skalę chęci pomocy. Co kluczowe, pomoc nieśli także wyborcy Partii z jej bastionów na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie, co miało zasadniczy wpływ na zmianę stosunku Nowogrodzkiej do wojny. Jako społeczeństwo, zdaliśmy egzamin na piątkę.
Sama Ukraina udowodniła, że nie chce być dalej postrzegana jako postsowiecki rozpiździaj, tylko jako nowoczesny kraj z zachodnimi aspiracjami. Mimo wojny, Ukraina funkcjonuje, kolej jeździ z terminowością nieznaną PKP, mimo bombardowań, system zarządzania dostawami energii działa, a poza strefami bezpośrednich walk, nie nastąpiła wielkoskalowa humanitarna katastrofa. I Ukraina pokazała jeszcze jedno: skuteczność. Coś czego wielu nie spodziewało się po rzekomo “upadłym” państwie. Ukraińskie wojsko jest diablo skuteczne, sprytnie zarządzane, mądrze gospodaruje ograniczonymi zasobami. To wszystko składa się na nowy wizerunek Ukraińca w naszej zbiorowej świadomości. To już nie pijaczyna ze Wschodu, gdzie niedźwiedzie biegają po ulicach, tylko po hipstersku ogolony i wytatuowany żołnierz w nowoczesnym, NATO-wskim sprzęcie. Oczywiście świetnie grający na emocjach Wołodymyr Zełeński, jakże inny od typowego przedstawiciela postsowieckiej polityki, tylko w tym pomaga.
Udowodniono nam również, że te wszystkie prawicowe zachwyty nad Putinem, jak to on świetnie broni tradycji, nie godzi się na imperializm, troszczy się o prawo narodów do samostanowienia i promuje ukochaną przez prawaków “politykę wielowektorową” - że to wszystko zwykła maskirowka, mająca przykryć rosyjski faszyzm. Niestety, ta wiedza nie do wszystkich jeszcze dotarła. W polskim Sejmie dalej zasiadają posłowie jawnie realizujący kremlowskie interesy, a na ich partię nadal chcą głosować setki tysięcy Polaków, a sterowana z Kremla dezinformacja hula po sieci. O nastawieniu Partii do wojny napiszę więcej jutro, ale tu zaznaczę tylko, że na polu propagandowym Partia działa dwutorowo. Z jednej strony konsekwentnie mówi o wiecznie upadającym Zachodzie to samo co Putin, a z drugiej mówi o zagrożeniu jakie ów Putin stwarza, zwykle dodając szybko “ale Niemcy”, jak choćby Prezes w niedawnym wywiadzie dla Sieci, gdzie wymyślił zagrażającą Europie “politykę bismarckowską”.
I tak minął ten krwawy rok. Ukraina już wygrała w tym sensie, że zachowała suwerenność i kontrolę nad większością terytorium oraz zadała Rosji straty niewidziane od 1945 roku, dawno przekraczając bilans obu wojen czeczeńskich i afgańskiej razem wziętych. Dokonało się historyczne zbliżenie Ukrainy z Zachodem, w tym z nami, dzięki czemu może wreszcie będzie można uprawiać normalną politykę, bez wiecznego przypominania Wołynia i walk o Lwów. Zachód zainwestował w tę wojnę już na tyle dużo, że raczej nie ma opcji, by teraz Ukraińców zostawił. Z kolei Rosja już przegrała, w tym sensie, że nie osiągnęła żadnego strategicznego celu. Chyba, że ktoś się bardzo uprze i za sukces uzna zajęcie korytarza lądowego z Donbasu na Krym, który jest niemal cały w zasięgu HIMARS-ów i którym idzie dokładnie jedna linia kolejowa, która jest w zasięgu zwykłej ukraińskiej artylerii. Nie zdobyto Kijowa, Charkowa, Czernihowa, Mikołajowa, Odessy, Zaporoża, Nikopola, Dnipro, Połtawy, Sum, ani nawet całego Donbasu. Zamiast odstraszyć NATO, wciągnięto do sojuszu Szwecję i Finlandię, sprowokowano ostre dozbrojenie wschodniej flanki i nieustającą pomoc dla Kijowa. Krótko mówiąc: porażka, którą propaganda spróbuje przykryć zdobyciem Bachmutu, o którym jeszcze rok temu nikt z Was nie słyszał.
Perspektywy na najbliższy czas są takie, że Putin uruchamia właśnie (lub, jak się coraz częściej mówi, już uruchomił) kolejną ofensywę, z której chyba jednak nic spektakularnego nie wyniknie. A wiosną lub wczesnym latem, Ukraińcy powinni przejść do kontrataku, który powinien radykalnie zmienić losy wojny. Oczywiście na lepsze. Przy odrobinie szczęścia, do końca roku Rosja ucieknie z podkulonym ogonem przynajmniej za granice sprzed inwazji. A kto wie, czy nie dalej. Bo coraz poważniej mówi się o odbiciu Krymu.
Przy odrobinie szczęścia, będzie to pierwszy i ostatni odcinek podsumowujący rok wojny.