@DeadRabbit Chyba u Ciebie tak jest
W historii świata najważniejszy był samiec, wojownik, łowca, dostarczyciel żywności. On jadał jako pierwszy. Bez niego (nich) zagrożona była całą społeczność. W drugiej kolejności dbano o kobiety. Były istotne do zbierania pożywienia, rozrodu, opieki nad przychówkiem, ogniskiem itp. Dopiero potem jadały dzieciaki. Utrata jednego nie była dla grupy tak odczuwalna jak strata doświadczonej kobiety lub, co gorsza, silnego wojownika. Na samym końcu żywiono starców. Byli dla grupy najmniej przydatni. Tyle tytułem rozwoju cywilizacyjnego.
A wracając do naszych czasów: Stawiając dziecko w hierarchii przed matką/ojcem wychowujesz kolejnego dorosłego sfokusowanego na dzieciach. Swoich dzieciach. Przekleństwo naszych czasów. Taki dorosły gorzej traktuje partnera/kę niż przychówek. Latorośle mają większe prawa i przywileje niż dorośli. Dlatego często nie chcą dorastać. Dobrze im bujać się w wieku dziecięcym do czterdziestki. Dużo mógłbym napisać o frustracjach z tym związanych.
Powinno być (i było przez wieki) zupełnie odwrotnie. Dziecko dorastając ma obserwować dorosłych. Uczyć się szacunku, zaufania od matki do ojca i taty do mamy. Ma znać swoją pozycję, jest bardzo kochane, chciane i potrzebne lecz ze zdaniem czy autorytetem rodzica nie ma prawa konkurować. Dojrzewając ma poznawać takie wzorce, gdzie dziecko nic nie wymusza, bo stoi nieco niżej w statusie rodziny. A będąc dorosłym powinno powielać wzorce wyniesione z rodziny, gdzie największym skarbem i dobrem jest partner/ka. Jest wtedy spora szansa na stworzenie udanego, długoletniego związku opartego przede wszystkim na miłości dorosłych do siebie. A dzieci są wspaniałym lecz tylko dodatkiem do udanego małżeństwa.