W wieku 21 lat wyprowadziłem się z domu rodzinnego, bo miałem dosyć życia w wiosce powiatowej, w Polsce B. Wyprowadziłem się do jednego z większych miast w Polsce, wynajmowałem mieszkanie że współlokatorką i pracowałem. Po roku wyjechałem za granicę i mieszkałem jakieś 3 lata z przerwami, a teraz bardzo tęsknię za Polską i tym spokojem wsi, wolnością i lasem.
Jestem raczej specyficznym człowiekiem, dziwakiem i jestem neuroatypowy. Mam 26 lat i nigdy nie chciałem mieć dzieci z wielu różnych powodów. Jestem już w takim wieku, że bardzo dużo znajomych bierze ślub, zakłada rodziny, w planowany lub nie planowany sposób. XD
Totalnie nie widzę takiego życia i siebie. Nie wyobrażam sobie posiadania dziecka i poświęcania mu całej swojej uwagi i wolnego czasu. Z drugiej strony mam takie poczucie presji, że wszyscy się czegoś dorabiają i wchodzą w kolejne etapy swojego życia, a ja stoję w miejscu albo co jakiś czas zmienia mi się to czego chce w życiu. Rzeczą, którą muszę zrozumieć jest to, żeby nie patrzyć się na innych ludzi, tylko kierować się swoją drogą i przepisem na dobre i spełnione życie. Czuję rozdarcie pomiędzy swoim komfortem, a tym, że ludzie których znam i darzę sympatią robią w życiu ruchy, które zdają się być kamieniami milowymi i kolejnymi etapami w ich życiu. Dla przykładu, mam jedną bardzo ważną dla mnie osobę, którą darzę bardzo silnym uczuciem. Przyjaźnimy się, kiedyś byliśmy razem, ale przez różne drogi życiowe się rozstaliśmy, ponieważ prowadzimy zbyt różne życie i chcemy od życia czegoś innego. Pomimo tego, że oboje jesteśmy dla siebie bardzo ważni to ja na dłuższą metę nie mógłbym zrezygnować z życia jakie chce, bo to by oznaczało dla mnie utratę tożsamości.
Jestem spokojnym człowiekiem, bardzo życzliwym dla ludzi. Nie plotkuje, nie wyśmiewam, bardzo chętnie pomagam i dużo rzeczy obserwuję i zauważam, co jest przekleństwem, bo bardzo często nadinterpretuje. Z jednej strony nie interesuje mnie czym ludzie żyją dookoła, z drugiej strony chciałbym sprostać oczekiwaniom społecznym i żeby rodzice byli ze mnie zadowoleni, w tym ich tradycyjnym, małomiasteczkowym pryzmacie.
Chcę mieć spokój w życiu, być dziwakiem, ale sobą. Czytać książki, ćwiczyć siłowo, co kocham robić. Być aktywną osobą, zdrową, medytować, chodzić po lesie, czuć się wolnym człowiekiem.
Z drugiej strony trochę obawiam się samotności, bo nie dość, że nie chce mieć dzieci to jeszcze kiedy mieszkałbym z rodzicami to szanse na wspólne życie z kimś bardzo mocno maleją, a przynajmniej tak to widzę w swoje głowie.
Jestem jedynakiem, rodzice mają duży dom na wsi, z dala od drogi głównej. Sporo terenu dookoła, las za domem i jeszcze dużo możliwości rozwoju, jeśli chodzi o aranżacje. Zastanawiam się nad tym czy nie zrobić sobie mieszkania dla siebie na piętrze i osobnego wejścia do domu.
Mam z nimi dobry kontakt, nawet lubię spędzać z nimi czas w taki rodzinny sposób. To w przyszłości i tak będzie moje, a mógłbym trochę pomóc rodzicom, kiedy już będą na tyle starzy albo jakaś choroba im utrudni życie do tego stopnia.
Kiedy mieszkałem w mieście i kiedy mieszkam teraz, za granicą to czuję się mega nieswojo. Najchętniej to bym siedział w domu i spędzał czas sam ze sobą albo na siłowni. Czuję, że nie pasuje za cholerę do tego środowiska. Nie piję prawie w ogóle, czasami piwo na miesiąc czy dwa. Nie lubię ludzi, nie lubię imprez i jestem typem samotnego wilka. Za każdym razem jak wracam na wieś to czuję się wolny i bardzo szczęśliwy.
Właściwie to nie wiem po co to wszystko napisałem, strasznie to chaotyczne. Chciałem podzielić się swoimi przemyśleniami i tym życiowym rozdarciem. Może ktoś ma podobną sytuacje lub ma jakieś przemyślenia, bo jest starszy, swoje w życiu przeszedł i ma ciekawe wnioski. Ktoś może po prostu po przeczytaniu tego napisać co myśli na ten temat.
#przemyslenia
@Varmandoble trochę brzmisz, jakbyś chciał zjeść ciasto i mieć ciastko...
Z jednej strony chciałbyś się "wpasować" w społeczeństwo - sam sobie narzucasz presję społeczną, wiesz, że powrót do rodzinnego domu będzie się wiązał z presją ze strony rodziców... I chyba w odpowiednich warunkach dałbyś się temu wszystkiemu urobić.
Z drugiej strony chcesz żyć wygodnie i dla siebie, ale sam nie do końca wiesz jak ma to wyglądać - nie czujesz, że się rozwijasz, nie definiujesz, jak ma Twój ewentualny rozwój dalej wyglądać, bo "kamienie milowe" w przypadku znajomych dotyczą sfer, które Ty odrzucasz.
Z trzeciej strony - bycie z kimś nie musi oznaczać dzieci, jeśli one są dla Ciebie hamulcem w stworzeniu związku, ale nie takiego z obawy przed samotnością, ale właśnie takiego partnerstwa, którego być może byś potrzebował, które byłoby dla Ciebie motorem do rozwoju.
Powinieneś sam bardzo dobrze przemyśleć gdzie i jak siebie widzisz. I na ile jesteś w stanie nagiąć się do "presji" rodzinnej, społecznej, determinowanej przez własne oczekiwania wobec życia. Póki się na coś nie zdecydujesz, będziesz wiecznie nieszczęśliwym gdybaczem zawieszonym w próżni paraliżu decyzyjnego.
Zaloguj się aby komentować